Miażdżący raport MON ws. podkomisji Macierewicza. "Mylili pojęcia"
Ministerstwo Obrony Narodowej przedstawia raport zespołu ds. oceny funkcjonowania podkomisji smoleńskiej. Szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz wskazał, że na działalności podkomisji państwo straciło ponad 81 mln zł. W sprawie pojawia się też kwestia propozycji korupcyjnych. Resort zapowiada złożenie 41 zawiadomień do prokuratury.
- Jedną z pierwszych decyzji po zmianie rządu było zakończenie prac podkomisji, której przez większość czasu przewodniczył Antoni Macierewicz. To była jedna z pierwszych decyzji, oczekiwana od wielu lat - mówił minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz.
Podkreślił, że konieczne było powołanie zespołu, który przebada działania podkomisji. - Zespół pod przewodnictwem płk Leszka Błacha nie badał przyczyn wypadku lotniczego. Badał celowość, gospodarność i rzetelność podkomisji, której przewodniczył Antoni Macierewicz - dodał.
Zaznaczył, że raport ma 790 stron. - Wniosek generalny płynący z tego raportu odnosi się do funkcjonowania komisji. Zespół negatywnie ocenia działanie podkomisji smoleńskiej we wszystkich badanych aspektach: gospodarności, legalności, celowości i rzetelności - mówił Kosiniak-Kamysz.
- Te blisko 800 stron raportu stanowi podstawę do wyciągnięcia konsekwencji i działań organów ścigania. Określone wnioski do prokuratury zostaną przez nas sformułowane i wystosowane - dodał minister.
- Katastrofa pod Smoleńskiem w pierwszych godzinach połączyła całą Polskę. Ale niedługo później przez wielu została wykorzystana do budowania podziału politycznego, społecznego, w efekcie doprowadziła do wyniszczającej wojny wewnątrz naszego narodu i społeczeństwa - mówił Kosiniak-Kamysz.
Podkomisja skupiała się na jednej hipotezie
Minister przekonywał, że podkomisja nie postawiła sobie za cel wyjaśnienia wszystkich okoliczności katastrofy smoleńskiej. - Prawdziwym celem działania tej podkomisji było potwierdzenie tylko jednej hipotezy: o wybuchu. I odrzucanie wszystkich innych argumentów i ekspertyz, które tej hipotezy nie potwierdzały - mówił.
- Sam skład komisji, który został powołany, nie był rzetelny. Nie było tam osób, które znały się na badaniu wypadków lotniczych, łącznie z samym Antonim Macierewiczem - mówił. Podkreślił, że nie korzystali nawet z pomocy Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
- W przeprowadzonych analizach udowodniono, że mylili podstawowe pojęcia i procedury. Formułowane przez członków komisji wnioski zaprzeczały prawom fizyki. Dochodziło do łamania ustawy o ochronie informacji niejawnych. Z premedytacją nie korzystano z doświadczonych ekspertów i pomijano ekspertyzy, które nie dowodziły głównej hipotezy, o wybuchu - powiedział Kosiniak-Kamysz.
- O rzetelności i przygotowaniu tych osób świadczy zamówienie 112 ekspertyz, a później ich wybiórcze traktowanie - mówił minister.
Kosiniak-Kamysz stwierdził, że podkomisja działała "bez planu, bez działania, bez harmonogramu, ad hoc, bez przygotowania strategii postępowania komisji przez wiele, wiele lat".
- Budowanie tego typu działania bez celu innego, jak cel polityczny, jest po prostu karygodny - zaznaczył.
Błaszczak próbował rozwiązać podkomisję
Wicepremier uznał, że podkomisja prawdopodobnie nigdy nie zakończyłaby prac, gdyby nie doszło do zmiany rządu.
- Po opublikowaniu raportu była próba likwidacji komisji przez ministra Błaszczaka, ale tylko przez 9 dni. Była wydana decyzja, że ma się przez trzy miesiące rozliczyć, ale po 9 dniach wycofano się z tej decyzji i przedłużono czas jej funkcjonowania - mówił Kosiniak-Kamysz.
Milionowe wydatki
- Bardzo ważna była kwestia gospodarności działania podkomisji. Wydatki, które poniósł Skarb Państwa to 34,5 mln zł. Do tego trzeba doliczyć bezpowrotne uszkodzenie samolotu Tu-154 o numerze 102, którego wartość wyceniono na 47 mln zł. Razem to daje ponad 81 mln zł, które Skarb Państwa poniósł na rzecz działania podkomisji Macierewicza - wyliczał Kosiniak-Kamysz. Stwierdził, że "szczególnie oburzające" były wydatki ponoszone już po publikacji raportu.
- Omijano lub nie stosowano ustawy o zamówieniach publicznych. Gigantyczne pensje i wynagrodzenia bez nadzoru. Umowy eksperckie z osobami, które nie mają doświadczenia i kompetencji. Nie stosowanie regulacji związanych z transparentnością wydawania środków publicznych - wyliczał.
- Cel był jeden: udowodnić tylko swoją hipotezę, wbrew dowodom, faktom, kontynuować te prace, by się też uwłaszczać na działaniach komisji, po to, by na tym zarabiać - mówił Kosiniak-Kamysz.
Dokumenty ukrywano
Podkreślił, że podkomisja zebrała "terabajty dokumentów", które często były trudne do odnalezienia.
- Wiele materiałów, dokumentów i dowodów zostało zupełnie indziej ukryte, przeniesione. Nie zostały przez członków podkomisji ujawnione. Ale do większości rzeczy udało nam się dotrzeć - mówił Kosiniak-Kamysz.
Wicepremier zapowiedział, że wnioski do prokuratury są przygotowane "na wszystkich tych, którzy ponoszą odpowiedzialność".
Tajemnicze spotkanie z Rosjaninem
Jak przekazał wiceminister obrony narodowej Cezary Tomczyk, w grudniu 2020 roku Antoni Macierewicz spotkał się z Rosjaninem Aleksandrem Głaskowem. Polityk przyjął go w swoim biurze poselskim, a nie w siedzibie podkomisji - do tego bowiem było potrzebne pozwolenie Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
- W trakcie spotkania obywatel Federacji Rosyjskiej Aleksandr Głaskow przekazał nośnik USB Antoniemu Macierewiczowi zawierający materiały dot. katastrofy smoleńskiej. Materiały zostały przez Antoniego Macierewicza jako "interesujące", a opisany przez obywatela Federacji Rosyjskiej przebieg zdarzeń z 10 kwietnia miał potwierdzać część dotychczasowych ustaleń podkomisji - mówił Tomczyk.
Macierewicz poinformował SKW o sprawie dopiero 5 dni później. Służby stwierdziły, że materiały Głaskowa miały "bardzo niską wiarygodność".
- Głaskow opuścił Polskę 26 grudnia 2020 roku o 08.09 przekraczając granicę z obwodem królewieckim na przejściu granicznym Grzechotko-Mamonowo 2. Było to piesze przejście graniczne - zaznaczył Tomczyk.
Żona Macierewicza z fuchą
Jak podkreślił Tomczyk, do prac nad ostateczną korektą edytorską raportu zostały "dopuszczone osoby trzecie". Chodzi o żonę Macierewicza Hannę Natora-Macierewicz oraz jej znajomą Annę Tuchowską.
- Żona Antoniego Macierewicza wraz z koleżanką dokonywała ostatecznej edycji raportu, który jest oficjalnym dokumentem państwowym. To nie wymaga komentarza - mówił wiceminister.
Podkreślił, że skorygowane teksty pod koniec marca 2022 roku trafiły do druku w Drukarni Wydawnictw Specjalnych.
Łapówki za zmianę w opinii?
- Kiedy eksperci odmawiali zmiany głównej przyczyny katastrofy Antoni Macierewicz proponował, aby naprawili swój błąd i uznali opinię jego bliskiego współpracownika, pana Nowaczyka. Jeden z ekspertów podkomisji Chris Protheroe odebrał to jako propozycję korupcyjną - mówił Tomczyk.
"Pana oferta zapłaty 5 tys. funtów (...) stanowi łapówkę. Jest to atak na moją uczciwość, który uważam za obraźliwy i jestem zdumiony, że jest pan złożyć taką ofertę na piśmie" - napisał w mailu.
Oprócz tego wiosną 2020 roku ekspert Christer Magnusson narzekał także, że podkomisja nie zapłaci im faktur jeśli "nie zgodzimy się na teorie podkomisji o materiałach wybuchowych i nie tylko".
Kilkadziesiąt zawiadomień do prokuratury
Tomczyk zaznaczył, że kierownictwo MON złoży 41 zawiadomień do prokuratury. 24 z nich dotyczy Antoniego Macierewicza, a 10 - Mariusza Błaszczaka.
Dodatkowe zawiadomienia dotyczą Bartłomieja Misiewicza, Wacława Berczyńskiego, Kazimierza Nowaczyka i innych członków podkomisji smoleńskiej.
Czytaj więcej: