Raport o prostytucji w Londynie
Ponad 8 tys. kobiet pracuje jako prostytutki w domach publicznych, prywatnych lokalach i salonach masażu w Londynie - wynika z pierwszego kompleksowego raportu na ten temat.
20.08.2004 | aktual.: 20.08.2004 14:24
Raport poświęcony sytuacji prostytutek, które nie pracują na ulicy, opracowało stowarzyszenie "Poppy Project", które pomaga kobietom zerwać z tą profesją.
Cztery piąte londyńskich prostytutek to cudzoziemki. Wiele z nich zostało sprzedanych do Wielkiej Brytanii przez grupy przestępcze działające w Europie Wschodniej i Azji Południowo-Wschodniej. Są one zmuszane do pracy w bardzo ciężkich warunkach. Niektóre zostały porwane i były bite, inne oszukano obietnicą uczciwej pracy.
Badanie wykazało, że w Londynie działa 730 domów publicznych, 164 agencje towarzyskie oraz 66 klubów tańca erotycznego, z których część prawdopodobnie ma również związek z prostytucją - informuje w piątek dziennik "The Guardian".
Tylko 19% pracujących w nich kobiet to Brytyjki. Pozostałe pochodzą m.in. z Europy Wschodniej (25%), Azji Południowo-Wschodniej - 13%, Europy Zachodniej - 12% i Afryki - 2%. Prawdopodobnie część domów publicznych działa w strukturach zorganizowanej przestępczości.
Liczba kobiet uczestniczących w tym procederze i to, przez co przechodzą, jest szokujące - powiedziała autorka raportu Sandra Dickson. Problem kobiet, które nie sprzedają swoich usług na ulicy, jest przeważnie ignorowany w większości dyskusji nad prostytucją, choć kobiety pracujące w agencjach są również bezbronne i wykorzystywane przez stosujących przemoc sutenerów i handlarzy - dodała Dickson.
Raport wskazuje na potrzebę przeznaczenia większych funduszy dla policji zwalczającej ten problem. Wzywa też do udzielenia pomocy kobietom sprzedanym do Wielkiej Brytanii przez zapewnienie bezpiecznego miejsca zamieszkania tym, które nie mogą bezpiecznie wrócić do domu.
Jednym z adresatów raportu jest rząd. Autorka proponuje, by podczas lekcji wychowania seksualnego w szkołach omawiany był problem realiów prostytucji, by mężczyźni, którzy kupują seks, wiedzieli, jaka jest sytuacja prostytuujących się kobiet.
Jedna z ankietowanych prostytutek przyjechała do W. Brytanii, by zdobyć pieniądze na leczenie chorej na nowotwór siostry. Pośrednik, który ją zwerbował, obiecywał, że zarobi mnóstwo pieniędzy, że klienci będą czyści i będzie mogła uprawiać z nimi bezpieczny seks. Okazało się, że musiała pracować 12 godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu. Połowa jej zarobków była traktowana jako opłata za czynsz za mieszkanie, w którym pracowała, druga połowa jako spłata "długu" za "koszty podróży" do W. Brytanii.
Komisarz Chris Bradford z londyńskiej policji podkreślił, że problem nie dotyczy tylko Londynu, ale wszystkich brytyjskich miast. Jego zdaniem wielu kobietom trudno uwolnić się od sutenera po przyjeździe do tego kraju: "Nie znają języka, handlarze zabierają im paszporty i bilety powrotne. Sutenerzy mówią im, że opłacają policję i że jeśli się do nas zwrócą, to oddamy je im z powrotem. Niekoniecznie są nawet trzymane pod kluczem, nieraz wystarczy szantaż, że ich rodziny dowiedzą się o wszystkim".
Raport podkreśla, że powrót tych kobiet do domu może być bardzo trudny, jeśli ich środowisko wie, że się prostytuowały. Ponadto do prostytucji doprowadził je często brak pracy w miejscu zamieszkania. Wiele kobiet, którym pomogło stowarzyszenie "Poppy Project", wracało do tego zawodu.
Z danych brytyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wynika, że w branży związanej z prostytucją w Wielkiej Brytanii działa ok. 80 tys. ludzi.