PublicystykaRafał Zając: Wybory w Stargardzie powinny dać największym partiom do myślenia

Rafał Zając: Wybory w Stargardzie powinny dać największym partiom do myślenia

Wybory w Stargardzie powinny dać do myślenia największym partiom w Polsce. Poparcie, które uzyskałem odbyło się bez podsycania emocji, które Polaków już po prostu męczą. PiS i PO zaangażowały ogromne siły, ale samorządy to nie polityka warszawska, tutaj nie wygrywają szyldy. Dlatego też jestem przeciw idei dwukadencyjności - niech decydują mieszkańcy i niech robią to kryterium doświadczenia. Czy moje prawie 90 proc. to dowód układu? Polska to nie Białoruś - mówi w rozmowie z Marcinem Makowskim Rafał Zając, nowy prezydent Stargardu.

Rafał Zając: Wybory w Stargardzie powinny dać największym partiom do myślenia
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Marcin Bielecki
Marcin Makowski

Marcin Makowski: Wygrał pan przyspieszone wybory na prezydenta Stargardu przytłaczającą przewagą głosów. Niespełna 88 proc. poparcia i wyścig rozstrzygnięty w pierwszej turze. W polityce, nawet samorządowej, rzadko padają podobne wyniki.

Rafał Zając, Prezydent Stargardu: To z jednej strony solidny mandat, ale z drugiej bardzo duża odpowiedzialność, której mam świadomość. Jest to również sygnał ze strony mieszkańców wysłany po śmierci prezydenta Sławomira Pajora. Dla nas to wydarzenie było naturalnym momentem podsumowań i spojrzenia na Stargard z innej perspektywy, dostrzeżenia, jak wiele udało się zbudować. Trzeba uczciwie powiedzieć, że skala poparcia dla mojej kandydatury jest efektem pracy również śp. Sławomira Pajora i całej dotychczasowej administracji. W polityce samorządowej nie znalazłem się jednak od wczoraj. Byłem wiceprezydentem miasta, wcześniej wiele lat zajmowałem się kwestiami społecznymi i starałem się budować bardzo osobiste relacje z mieszkańcami. Być może również to zaprocentowało.

Dużym zaskoczeniem tych wyborów były przede wszystkim słabe wyniki kandydatów Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej. Kolejno 10,69 i 1,75 proc. Można się było takich rozstrzygnięć spodziewać?

Nie chcę zajmować się analizą politologiczną, ale moim zdaniem w wyborach do organu wykonawczego ludzie wolą głosować na konkretnego człowieka i to, co on sobą reprezentuje. Jest to również sprawa pod refleksję dla polityków w całej Polsce, że wyborców tak naprawdę interesuje program, a nie tylko szyld partyjny. W kampanii bardzo solidnie przygotowaliśmy się do odpowiedzi na pytania, nad którymi mieszkańcy miasta autentycznie dyskutują w domach. Nie podgrzewaliśmy emocji i nie tworzyliśmy sztucznego konfliktu. Być może właśnie ten ciągły spór największych polskich ugrupowań skutecznie zmęczył społeczeństwo.

Czy to jest pana zdaniem lekcja na wybory samorządowej w 2018 roku? Każde miasto to osobny wyścig i żadnego nie można odpuszczać?

Być może, ale akurat w Stargardzie ani PiS ani PO nie działały na pół gwizdka. Do tej kampanii zostały rzucone wszelkie siły. Ireneusz Rogowski miał zdjęcia i poparcie premier Beaty Szydło, prezydenta Andrzeja Dudy. W jego spocie wyborczym wypowiadała się szefowa rządu. Poza tym, kiedy zastanawialiśmy się czy nie potraktować wyborów jako naturalne dokończenie kadencji prezydenta Pajora, powiedziano nam ze strony najsilniejszych partii w Polsce, że one nie mogą mnie poprzeć, bo dla nich Stargard będzie sprawdzianem skuteczności szyldów partyjnych.

Sprawdzian wyszedł bardzo kłopotliwie szczególnie dla Zofii Ławrynowicz, byłej posłanki startującej z ramienia PO. 452 głosy, w niektórych komisjach poniżej procenta poparcia.

Do tego zmierzam. Dzisiaj właśnie te partie muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się stało. Z jakich względów, pomimo zaangażowania znacznych środków i nieporównywalnego z moim komitetem zaplecza, nie byli w stanie podjąć walki. Nawet pomimo prowadzenia kampanii w sposób nieczysty.

To znaczy?

Polecam odwiedzić już po fakcie profile w mediach społecznościowych konkretnych kandydatów i przeanalizować ich wpisy, zobaczyć kto pod postami komentował i w jakim duchu. To jest już dzisiaj nieważne, bo moim zdaniem kampania negatywna zawsze odnosi odwrotny skutek i uderza w tego, kto ją prowadzi, ale warto zadać sobie taki trud. Porażka wielkich partii to również efekt tego, że w Stargardzie od lat rozwinięty jest silny ruch stowarzyszeniowy i mieszkańcy w naturalny sposób oswoili się z polityką prowadzoną w stylu regionalny, a nie ogólnopolski. My zajmujemy się sprawami mieszkańców i nie odbieramy sms-ów od centrali, dyktujących nam co mamy mówić.

Czy sądzi pan, że za pana przykładem pójdą inni kandydaci samorządowi, którzy wahają się w tej chwili pod jakim szyldem startować?

Na pewno może to być dla nich ciekawy przypadek do rozpatrzenia i dowód na to, że da się uzyskać szerokie poparcie mieszkańców właśnie poprzez aktywność w stowarzyszeniach a nie wielkich partiach. W moim komitecie poparcia, a naprawdę nie musiałem o to zabiegać, znalazły się największe organizacje pozarządowe w Stargardzie. Taki rodzaj synergii nie bierze się znikąd. Jeśli prześledziłby pan wyniki ostatnich wyborów samorządowych to zauważyłby rosnące poparcie dla lokalnych stowarzyszeń, które z powodzeniem wygrywają wybory w Stargardzie z największymi partiami politycznymi. W Radzie Miejskiej na 23 radnych jedynie 5 posiada lub posiadało legitymację partyjną.

O Stargardzie i województwie Zachodniopomorskim mówi się, że to tradycyjny matecznik lewicy i Platformy Obywatelskiej, tymczasem Zofia Ławrynowicz nie była w stanie nawiązać równorzędnej walki nawet z kandydatem Prawa i Sprawiedliwości. Zmiana sił w regionie?

Nie chcę powiedzieć, że PO kampanię zlekceważyło, ale za podobny stan rzeczy może odpowiadać wspomniane już ogromne zaangażowanie PiS-u. Platforma walczyła znacznie spokojniej i w sposób stonowany, natomiast trudno z tego faktu wyciągać wnioski sięgające dalej.

Na pewno jednak można się zastanowić, dlaczego nie udał się planowany przed wyborami zabieg w postaci wystawienia wspólnego kandydata całej opozycji? Natomiast w ostatniej chwili pańską kandydaturę poparło zarówno SLD jak i Nowoczesna, które dzisiaj to sobie przypisują sukces.

Przed wyborami rozmawiałem ze wszystkimi partiami od prawa do lewa odnośnie poparcia, ale nie zgadzałem się na partyjne szyldy. Okazało się, że wtedy nikt się nie chciał zgodzić i poszczególni kandydaci i ich partie rozpoczęli samodzielne zbieranie podpisów poparcia. Co znamienne, nawet już po fakcie poparcie przekazane przez Nowoczesną i SLD nie było ogłaszane podczas wspólnych konferencji prasowych. Ja się z poparcia mieszkańców cieszę, ale nie można mnie identyfikować z tą czy inną partią.

Może się nie da, ale to się w tej chwili dzieje. Jest pan przedstawiany jako sukces właśnie tych sił politycznych w kontrze do duopolu PO-PiS.

Takie próby są, ale nie są one zgodne ani z moimi intencjami ani po prostu z prawdą.

Czy w takim razie polityk może otrzymać poparcie, którego nie chce, ze strony sił, z którymi się nie identyfikuje?

Ja to poparcie traktowałem jako wotum zaufania mieszkańców, którzy reprezentują właśnie takie poglądy, a nie - co jeszcze raz podkreślam - partii. O te drugie nie zabiegałem, ale nie mogłem go również odrzucić. Przecież wśród ich wyborców są również stargardzianie, dla których chcę pracować. Zarówno wysoka, niespełna 50 proc. frekwencja i mój wynik nie są sukcesem żadnych partii, ale mieszkańców. Za tę mobilizację im serdecznie dziękuję. To oni udowodnili, że decydują w swojej małej ojczyźnie, a nie Warszawa.

Jak rozumiem w takim razie nie popiera pan pomysłu Prawa i Sprawiedliwości na dwukadencyjność w wyborach samorządowych?

Dyskusja nad tym projektem wymagałaby odrębnej debaty, ale dzisiaj mogę na ten projekt odpowiedzieć jednym argumentem. Na każde stanowisko kierownicze, zanim wybierze się kandydata, pyta się go o szereg różnych rzeczy, przede wszystkim o kompetencje. Być może najistotniejsze jest jednak pytane o doświadczenie. W każdej pracy, która niesie ze sobą wielką odpowiedzialność, doświadczenie jest atutem. Dlaczego w wyborach np. na prezydentów miast, miałoby być inaczej? W samorządach doświadczenie ma być obciążeniem? Ja się z taką diagnozą nie zgadzam.

Zdaje się, że argumentacja rządu jest nieco inna i chodzi o lokalne układy, które przez lata nie dopuszczają nikogo spoza swoich szeregów do władzy.

Taka argumentacja podgrzewa emocje, ale prawdy jest w niej niewiele co pokazały wybory w Stargardzie. Ja szedłem do nich z całym zapleczem, które zbudował wokół siebie prezydent Pajor i jak mieszkańcy ocenili taki stan rzeczy? Jako układ, czy jako naturalny ciąg rzeczy poparty doświadczeniem i kontynuacją dotychczasowych projektów? To mieszkańcy wystawili ocenę podobnym pomysłom. Czy układem da się zdobyć prawie 90 proc. poparcia? To nie jest Białoruś.

Rozmawiał Marcin Makowski dla WP Opinie

Rafał Zając - nowowybrany prezydent Stargardu, wcześniej od 2006 r. zastępca prezydenta Stanisława Pajora. Startował z list niezależnego stowarzyszenia Stargard XXI.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)