Rafał Chwedoruk: to będzie dla Palikota wielka próba
- Przyszłość polskiej lewicy zależy od SLD. Jeśli w odpowiednim momencie Sojusz będzie potrafił frontalnie zaatakować PO, powiększy swój elektorat. W przeciwnym razie Polska stanie się krajem, w którym nie ma miejsca dla partii lewicowej - przekonuje w rozmowie z Wirtualną Polską dr hab. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego. Politolog mówi też o wielkiej próbie, jaka czeka Ruch Palikota.
04.07.2012 | aktual.: 02.08.2016 18:02
WP: Paulina Piekarska: W pana analizie "Przyczyny i uwarunkowania porażki wyborczej SLD w 2011 roku" wskazuje pan, że do klęski doprowadziły m.in. brak wyrazistości, chaotyczny przekaz, konflikty wewnętrzne, przy jednoczesnym braku zdecydowanych działań wymierzonych w krytyków władz partii. Oprócz wymiany lidera widzi pan jakieś zmiany w Sojuszu?
Dr hab. Rafał Chwedoruk: SLD po raz pierwszy od bardzo dawna jest konsekwentny ws. emerytur. Mimo że jest to temat, w którym ewentualne odejście od lewicowego myślenia mogłoby politycznie profitować ze strony rządzących, politycy Sojuszu nie ugięli się. Za novum można też uznać spotkania Leszka Millera z NSZZ Solidarność. Minęło za mało czasu, by móc wyciągać jakieś ostateczne wnioski, na razie można powiedzieć, że po kompletnie nieudanej kampanii wyborczej, pierwszy etap SLD przetrwał nadzwyczaj dobrze - ustabilizował poparcie wyborcze i rozwiązał problem partii Janusza Palikota wykazując iluzoryczność zagrożenia z jej strony.
WP: Inicjatywa Palikota upada? W czerwcowym sondażu CBOS Ruch Palikota dostał 3%, w najnowszym badaniu WP.PL partia ta zdobyła 5% poparcia.
- Ruch Palikota ma dwa główne problemy. Pierwszy, płytszy, związany jest ze sposobem uprawiania polityki. To nie jest jeszcze profesjonalna partia, jak dotąd bazuje raczej na eventach typowych dla agencji marketingowych oraz łamaniu tabu i różnego rodzaju norm. Na ile taka formacja może funkcjonować w dzisiejszej polityce? Przypomina to lata 90., i Polską Partię Przyjaciół Piwa. Drugi, głębszy problem leży w specyfice jego elektoratu. To przede wszystkim ludzie młodzi wychowani w rzeczywistości doby globalizacji, którzy otrzymali edukację na niskim poziomie, dostosowanym do tego, by jak najszybciej wypchnąć ich na rynek pracy. Skutki tej degrengolady edukacji mają przełożenie na wybory polityczne. Czy Januszowi Palikotowi uda się utrzymać tych ludzi przy sobie? Na razie wciąż szuka instrumentów, by zapanować na tą krnąbrną, niestabilną politycznie grupą. Stąd jednego dnia organizuje infantylne, zupełnie oderwane od problemów przeciętnego zjadacza chleba, ale atrakcyjne dla młodzieży happeningi, by za chwilę
głosić poważne lewicowe tezy.
WP: Sojusz po klęsce wyborczej (SLD w ostatnich wyborach zanotował najgorszy wynik w swojej historii – nieco ponad 8 proc.) powoli się podnosi. Obecnie poparcie dla tej partii waha się między 10-14 proc. Odzyskuje elektorat?
- Można tak powiedzieć, choć partia ta z różnych historycznych względów nie jest w stanie osiągnąć dziś więcej niż kilkanaście procent. Największym sukcesem SLD po gigantycznej klęsce w 2005 r. wcale nie był wynik Grzegorza Napieralskiego w wyborach prezydenckich, ale rezultat uzyskany w wyborach samorządowych jesienią 2011 r. - w wyborach do sejmików wojewódzkich Sojusz zdobył rekordowe 15 proc. To jest horyzont oczekiwań tej partii. Obecnie jedyną nadzieją SLD jest doczekanie ze swoim żelaznym elektoratem (gwarantującym jedynie przetrwanie w polityce) do czasu poważnego załamania gospodarczego. Tylko wtedy Sojusz będzie miał szansę wyjść z własnych opłotków.
WP: Jaki jest obecnie najpoważniejszy problem Sojuszu?
- Największym problemem, ale i wyzwaniem, jakie stoi przed Leszkiem Millerem jest kwestia wiarygodności. Mało kto kwestionuje obecnie, że Sojusz jest partią lewicową, ale kiedyś pogrążyła go własna niekonsekwencja. Do zwycięskich wyborów SLD szedł pod hasłami lewicowymi, jednak jego powyborcza pragmatyczna polityka okazała się daleka od ducha kampanii. Po roku 2001 była to już zupełna tragedia - Sojusz próbował przeistoczyć się w bezideową partię władzy. Leszek Miller musi wyciągnąć z tych doświadczeń wnioski – trzymać się swoich haseł, powtarzać swoim wyborcom ten sam lewicowy standard, kreśląc oczywiste dychotomie między lewicą a neoliberalizmem. To jest dla SLD recepta na sukces, a nie walka z PiS.
WP: Dlaczego?
- Sojusz nie powinien trwonić czasu na walkę z partią Jarosława Kaczyńskiego – te formacje nie walczą o tego samego wyborcę. Ataki na PiS, pokazał to świetnie raport Ryszarda Kalisza ws. śmierci Barbary Blidy, legitymizują przekaz PO, że głównym zagrożeniem jest partia Kaczyńskiego, więc trzeba zrobić wszystko, by nie dopuścić jej ponownie do władzy, a to oznacza poparcie dla Platformy. SLD powinien wzbić się ponad osobiste doświadczenia poszczególnych działaczy i zacząć kierować interesem swoich wyborców, którym zagrożą neoliberalne reformy rządu oraz wykorzystać konflikt dwóch partii prawicowych dla podtrzymania znaczenia własnego ugrupowania. A to oznaczałoby konieczność pójścia w stronę krytyki globalistycznego kapitalizmu.
WP: Ryszard Kalisz twierdzi, że SLD jest partią bez dynamizmu, dlatego o sukces będzie bardzo trudno. Zdaniem posła do sukcesów Leszek Miller może zaliczyć uspokojenie sytuacji w partii, „ale nie można na tym zbudować dalszych sukcesów”.
- Dyskusje wewnątrz SLD o dynamizmie czy charyzmie lidera są dywagacjami metafizycznymi – do niczego nie prowadzą. Ciekawe jak można zbadać ów dynamizm i odróżnić go od braku dynamizmu? WP: Kalisz w dalszym ciągu szkodzi SLD? W raporcie napisał pan, że błędem było niewyciągnięcie wobec niego konsekwencji dyscyplinarnych po tym, gdy wziął udział w zjeździe założycielskim Ruchu Poparcia Palikota.
- SLD przypominał organizację anarchistyczną lub klub kawiarniany - każdy mógł mówić na zewnątrz co chce. Grzegorz Napieralski nie potrafił sobie z tym poradzić - nie zdołał ani zapanować nad relacjami pomiędzy różnymi nurtami w partii, ani pożegnać osób, które najwyraźniej nie wiążą z Sojuszem dalszej przyszłości. Leszek Miller chyba to zrozumiał.
WP: To znaczy?
- Miller słynie z żelaznej ręki. Liczba krytycznych wypowiedzi już jest mniejsza. SLD przeistaczało się w pewnym momencie w parodię demokracji wewnątrzpartyjnej. Część polityków, ku radości mediów sympatyzujących z PO, robiła wszystko, by odciąć się od kierownictwa i polityki własnej partii, co było absurdem w skali światowej. Sojusz, żeby przetrwać, musi przywrócić patriotyzm partyjny. Mówienie o problemach partii na zewnątrz niczemu nie służy.
WP: Co się stanie z dysydentem Kaliszem?
- O jego losie przesądzić może co innego. Kalisz jest posłem z Warszawy, a trzeba pamiętać, że SLD w największych miastach niemal zanika. W stolicy w wyniku koalicji z Platformą Obywatelską Sojusz przestał cokolwiek znaczyć – co prawda ma radnych, ale nic od nich nie zależy. Cała polityka dokonuje się na linii PO - PiS. Kalisz uprawiając politykę dostosowaną w większym stopniu do oczekiwań wyborcy Platformy sam skazuje się na polityczne słabnięcie. Może to sobie rekompensować aktywnością medialną, ale fakt, że wyborcy wielkomiejscy są coraz dalej od Sojuszu siłą rzeczy w niego uderzy. Dlatego Leszek Miller za jakiś czas nie będzie musiał zajmować się „dysydenctwem” Ryszarda Kalisza. Problem rozwiąże się sam.
WP: Gorzej z problemami Ruchu Palikota, one raczej nie rozwiążą się same. Dziś już widać, że samo antykościelne paliwo nie wystarczy. Zdejmowanie krzyża w sali sejmowej czy przybijanie manifestów na drzwiach świątyń to za mało.
- Laicyzacja w Polsce dokonuje się ponad głowami polityków. Kolejne pokolenie jest zlaicyzowane nie na skutek antyklerykalnej polityki partii lewicowych, ale na skutek dojrzewania w takim, a nie innym świecie. Janusz Palikot jest skazany na niszę – popierają go ci, dla których antyklerykalizm jest najważniejszym wyznacznikiem podziałów socjopolitycznych. Są to przede wszystkim wyborcy młodzi, którzy niekoniecznie zgadzają się z innymi lewicowymi hasłami. Dlatego też słowa Janusza Palikota o budowaniu fabryk czy rozczarowaniu kapitalizmem trafiały w próżnię. Palikot użył języka Piotra Ikonowicza, który dla młodych osób w Polsce jest już kompletnie niezrozumiały. Nie sadzę, żeby odważył się powtórzyć jeszcze kiedyś ten eksperyment.
WP: W takim razie co łączy polityków skupionych wokół Palikota?
- Ruch Palikota jest formacją, w której z jednej strony mamy Piotra Ikonowicza, z drugiej Łukasza Gibałę. Konia z rzędem temu, kto powie, co tych dwóch dżentelmenów łączy. Nie ma tu żadnego spoiwa ideowego, w najmniejszych sprawach. Trudno uznać legalizację marihuany za możliwy główny motyw kampanii wyborczej. Jeśli Ruch Palikota chce przetrwać, powinien pozostać przy roli, jaką mu wyznaczono, tzn. partii, która będzie przechwytywała wyborców rozczarowanych PO, ale nadal wyznających liberalizm gospodarczy. Łatwo połączyć go z liberalnymi poglądami na resztę życia społecznego.
WP: Problemem RP jest jego drużyna. Poza Andrzejem Rozenkiem i Wandą Nowicką nie ma tam w zasadzie nikogo, kogo warto posłuchać. Janusz Palikot wciąż jest sam. Co z tym fantem zrobi?
- Dla Palikota to nie jest wielki problem. Jego polityka opiera się na jego nazwisku i mediach, zwłaszcza telewizji.
WP: Każdy lider potrzebuje zaufanego zespołu, sam wszystkiego nie pociągnie.
- Weryfikacją będą wybory do parlamentu europejskiego, do których chodzą głównie najwierniejsi wyborcy. Przy niskiej frekwencji okaże się, czy Ruch Palikota jest efemerydą, czy zdołał się społecznie zakorzenić. To będzie wielka próba. Ostatecznym sprawdzianem będą zaś wybory samorządowe. Wtedy okaże się, czy partia ta zdoła wystawić listy i wejdzie do sejmików wojewódzkich i rad miejskich w najważniejszych miastach.
WP: W lipcu w ramach akcji "Lato z SLD" politycy tej partii będą odwiedzać kurorty nad morzem i w górach. Ruch Palikota też rusza w teren – posłowie będą pełnić dyżury w przyczepach kempingowych.
- Wbrew pozorom to sensowna inicjatywa. Wielu wyborców wychodzi z założenia: płacę podatki na polityków, więc chciałbym widzieć ich pracę. Wakacje to dobry czas na tego typu akcje. Co prawda forma przyprawia o uśmiech - przyczepa kempingowa jest zresztą dobrym symbolem rachityczności klubu parlamentarnego RP.
WP: Pytanie, czy politycy Ruchu Palikota będą mieli o czym rozmawiać z przeciętnym Kowalskim?
- To prawda. Główny przekaz tej partii trafia jedynie do pewnej niszy. Pytanie, co poza pomarańczowymi balonami z logo będą mieli do zaoferowania zwykłym Polakom posłowie Ruchu Palikota. Polski wyborca nie przyjmie obietnicy „każdemu wszystko”. Żeby go przekonać, trzeba się postarać. WP: Prof. Janusz Czapiński ocenia, że różnica między Millerem a Palikotem jest taka jak "między epoką analogową a cyfrową". - Analogowy jest Miller, a cyfrowy - Palikot i jego zwolennicy. I to do nich niewątpliwie – zdaniem profesora - należy przyszłość, a nie do formacji analogowej.
- Być może przyszłość lewicy rzeczywiście należy do epoki cyfrowej, ale niekoniecznie do Janusza Palikota - on z lewicą nie ma nic wspólnego. Jednocześnie nie zgadzam się z twierdzeniami, że jest to człowiek kompletnie bezideowy. Co prawda jego pragmatyzm przekroczył wszelkie granice, ale nie odbieram mu elementarnej liberalnej ideowości. To jest biznesmen, który wierzy w wolny rynek, może rzeczywiście przeżył olśnienie i został antyklerykałem. Jednak to nie jest zbiór poglądów lewicowych. Ruch Palikota ma przed sobą przyszłość, być może w poważniejszej formule, ale na pewno nie jako partia lewicowa. Próba rozbicia SLD się nie udała.
WP: Jakie miejsce dla Ruchu Palikota widzi pan na polskiej scenie politycznej?
- To będzie alter ego PO, partia integralnie liberalna, która będzie stabilizatorem rządów Platformy, a także gwarantem na wypadek pojawienia się sporu z PSL. PO zawsze będzie mogła liczyć w strategicznych dla siebie sprawach na posłów Ruchu Palikota. To, co udało się krytykom Ruchu Palikota, to wskazanie na jego ograniczoną podmiotowość polityczną. Dla wielu wyborców partia ta może wyglądać jak swego rodzaju satelita PO. Donald Tusk świadomie pozwolił jej wyrosnąć na ciele PO, by kontrolować ewentualny odpływ wyborców oraz ograniczać perspektywy ekspansji SLD.
WP: Jakie profity będzie miał z tego Ruch Palikota?
- Będzie siecią, w którą będą wpadali wyborcy zniechęceni rządzącą Platformą. Sprawa ACTA pokazała, jak szybko młody elektorat może się odwrócić od PO. Wtedy będą mieli pod ręką ugrupowanie podobne ideologicznie, ale jednak o innej formie.
WP: A co z lewicą w Polsce?
- Jej przyszłość zależy od SLD i Leszka Millera. Jeśli dokona kroku w przód, ustabilizuje swój elektorat i w momencie kryzysu gospodarczego będzie potrafił zaatakować frontalnie PO, powiększy swój elektorat. W Przeciwnym razie Polska stanie się krajem, w której przestrzeni parlamentarnej nie ma miejsca dla partii lewicowej. A wtedy zresztą Janusz Palikot nie będzie już nikomu do niczego potrzebny.
WP: Czyli o żadnej współpracy SLD i RP nie ma już mowy?
- Nikt nie ma w tym interesu. Co więcej, wszyscy by stracili. Palikot wchodząc w koalicję z Leszkiem Millerem mógłby tylko odstraszyć swoich wyborców. Podobnie na Palikota zareagowałby elektorat SLD. Wyobraźmy sobie nauczycieli, emerytowanych żołnierzy czy działkowców, a takich grup nie brakuje wśród zwolenników lewicy, których poseł Ruchu Palikota przekonywałby, że głównym problemem w Polsce jest adopcja dzieci przez pary homoseksualne, legalizacja narkotyków oraz ewentualnie rozpuszczenie państwa polskiego w europejskiej federacji. Aleksander Kwaśniewski ostatnio też nie wypowiada się już tak optymistycznie o perspektywie współpracy SLD z RP. To o czymś świadczy.
Rozmawiała Paulina Piekarska, Wirtualna Polska