PolskaRadny kontra "lista Wildsteina"

Radny kontra "lista Wildsteina"

Zakończyła się pierwsza rozprawa w sprawie pozwu radnego z Legnicy Ryszarda Kościa przeciwko IPN i publicyście Bronisławowi Wildsteinowi. Chodzi o publikację "listy Wildsteina", na której znajdują się nazwiska funkcjonariuszy i kandydatów na agentów SB. Nazwisko Kościa znalazło się na "liście Wildsteina", choć
chodziło o inną osobę.

Radny kontra "lista Wildsteina"
Źródło zdjęć: © PAP

31.01.2006 | aktual.: 31.01.2006 13:14

Radny (obecnie niezależny, dawniej SLD) latem 2005 r. uzyskał w IPN zaświadczenie iż jego dane osobowe są inne niż te zawarte w archiwach instytutu. Oznacza to, że na "liście Wildsteina" chodziło o inną osobę o tym imieniu i nazwisku. Zdaniem Kościa, mimo to jego dobra osobiste zostały naruszone, bo część osób - w tym dziennikarze - uznała po opublikowaniu listy, że to jego dane na niej figurują.

Kość powiedział, że poczuł się urażony tym, iż jego nazwisko figuruje na liście, o której potocznie mówiło się, że jest listą agentów UB. Ta lista zrobiła dużą krzywdę wielu ludziom. Ja doznałem szkód psychicznych. Na ulicy czy w urzędzie miasta słyszałem jak mówią o mnie "agent" lub "James Bond". Dopiero po czasie ludzie zrozumieli, że walczę o swoje dobre imię. Chcę tę sprawę doprowadzić do końca" - dodał.

Podczas procesu chce udowodnić, że opublikowanie listy nadszarpnęło zaufanie wyborców do jego osoby i naraziło go na nieprzyjemności. Od pozwanych domaga się przeprosin i 10 tys. zł zadośćuczynienia na cele charytatywne - letni wypoczynek podopiecznych Towarzystwa Przyjaciół Dzieci i dofinansowanie legnickiej stołówki dla bezdomnych prowadzonej przez księży.

W sądzie nie stawił się "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein. Reprezentujący go mecenas Maciej Łuczak wnioskował o oddalenie powództwa argumentując to tym, że skoro to nie Kość, lecz inna osoba o tym nazwisku znajdowała się w zasobie katalogowym IPN, radny nie ma legitymacji do występowania w tym procesie. O oddalenie powództwa wniósł też adwokat reprezentujący IPN.

Mec. Łuczak wnioskował również o przesłuchanie podczas procesu Bronisława Wildsteina. Na pytanie o cel tego przesłuchania - skoro wnioskuje o oddalenie powództwa - mecenas odpowiedział, że chce by Wildstein opowiedział o swoich "prawdziwych motywach". Mój klient już wielokrotnie wyjaśniał swoje postępowanie i to, że kierowane wobec niego zarzuty są bezpodstawne - powiedział.

Wildstein utrzymuje, że to nie on umieścił listę w Internecie lub w jakikolwiek inny sposób ją opublikował. Katalogiem archiwalnym IPN posługiwał się zaś w swojej pracy zawodowej i w celach służbowych udostępnił ją dziennikarzom innych redakcji.

Mec. Łuczak w rozmowie z dziennikarzami przyznał, że choć dla osób, "które interesowały się IPN" lista była niczym innym jak spisem archiwaliów, to "w początkowym okresie (od jej upublicznienia) istniało pejoratywne pojęcie listy".

Przed stołecznym sądem okręgowym rozpoczął się w styczniu również inny proces, który Wildsteinowi i IPN wytoczyła osoba figurująca na liście. Doradca podatkowy Tomasz N. domaga się w nim 120 tys. zł odszkodowania. Uważa on, że powszechne ujawnienie spisu naruszyło jego dobra osobiste i nadszarpnęło jego dobre imię. Podaje, że stracił z tego powodu dziesięciu klientów. N. nie kryje, że SB się nim interesowała i traktowała go jako kontakt operacyjny. Rozmawiał z oficerami SB, ale zaznacza, że była to współpraca nieświadoma.

Sąd zawiesił ten proces z powodu śledztwa w prokuraturze, która szuka winnych przecieku. Możliwe, że podobnie postąpi sąd w przypadku sprawy Ryszarda Kościa.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)