Radioaktywne mleko, terroryści i płyn Lugola
Atak terrorystyczny, wojna nuklearna, wybuch reaktora - takie były przypuszczenia polskich naukowców, gdy niemal ćwierć wieku temu ze zdumieniem oglądali wyniki radioaktywności powietrza ze stacji pomiarowej w Mikołajkach. Jak się okazało kilka dni wcześniej doszło do największej w historii katastrofy jądrowej. 26 kwietnia 1986 roku miała miejsce katastrofa w Czarnobylu.
Następstwem największej w historii katastrofy energetyki jądrowej była śmierć 31 ludzi, ewakuacja setek tysięcy kolejnych i skażenie ponad 150 tysięcy km kwadratowych terenów przylegających. Według różnych źródeł napromieniowanych zostało 500-600 tys. osób. W promieniu 10 km od elektrowni utworzono strefę "szczególnego zagrożenia", a w promieniu 30 km - o najwyższym stopniu skażenia.
Liczba ofiar śmiertelnych jest w tym przypadku kwestią "względną". 31 pierwszych zgonów, to te bezpośrednio związane z samą katastrofą - 28 osób zostało silnie napromieniowanych, dwie zmarły w wyniku poparzeń, jedna wskutek zakrzepicy. Według agencji UNESCAR (Komisja Narodów Zjednoczonych do spraw Promieniowania Radioaktywnego) w latach 1987-2004 zmarło kolejnych 19 osób (spośród 134, które cierpiały na chorobę popromienną). Jak sama organizacja przyznaje nie jest jednak pewne, czy to właśnie napromieniowanie było bezpośrednią przyczyną ich śmierci.
Płyn Lugola i zakaz wypasu bydła
O katastrofie świat dowiedział się kilka dni później, gdyż ZSRR starał się nie przepuszczać żadnych informacji odnośnie katastrofy na zachód. Polacy zauważyli to, gdy w stacji w Mikołajkach odnotowano skażenie promieniotwórcze powietrza 550 tysięcy razy silniejsze niż zwykle.
Nie znając przyczyn takiego skażenia, snuto różne przypuszczenia - od wybuchu reaktora na wojnie nuklearnej kończąc. Wtedy to bez konsultacji z Moskwą, polskie władze natychmiast wprowadziły w życie plan ochrony ludności, polegający na wprowadzeniu dużej ilości jodu. Miało to na celu zapobieżenie wnikaniu do organizmu i odkładaniu się w nim radioaktywnego izotopu jodu-131, który unosił się w powietrzu. Z braku tabletek jodowych wykorzystano płyn Lugola. W ciągu kilkudziesięciu godzin podano go 18,5 mln osób.
Wstrzymano również wypas bydła na łąkach w obawie przeniknięcia radioaktywnych substancji do mleka.
Co ciekawe elektrownia w Czarnobylu nie zakończyła swojej działalności w 1986 roku. Wyłączono tylko zniszczony reaktor nr 4. Reaktor nr 2 został zamknięty dopiero po pożarze w 1991 roku, a reaktory 1 i 3 odpowiednio w 1997 i 2000 roku. Tym samym to właśnie grudzień 2000 jest równoznaczny z końcem aktywności elektrowni.
Wycieczki do rezerwatu
Skutki wybuchu okazały się na szczęście mniejsze od przewidywanych. Apokaliptyczne wizje związane z chorobą popromienną i lawinowym wzrostem zachorowań na nowotwory okazały się przesadzone.
Katastrofa w Czarnobylu zmieniła jednak ludzkie postrzeganie na energię atomową i dała jej przeciwnikom bardzo silny argument do ręki. Przy każdym proteście ekologów związanym z radioaktywnymi substancjami czy bezpieczeństwem energetycznym przypominana jest ukraińska tragedia. W Polsce "mit Czarnobyla" zablokował m.in. budowę elektrowni atomowej w Żarnowcu.
W następstwie katastrofy wokół elektrowni utworzono rezerwat. Dzięki całkowitemu zamknięciu dla człowieka niemal 5 tysięcy km kwadratowych miała szanse odrodzić się tu przyroda. Mimo zamknięcia obszaru dla ludzi w okolicach Czarnobyla mieszkają ludzie utrzymujący się z rolnictwa i turystyki. Wycieczki z całego świata zasilają budżet ostatnich mieszkańców skażonej strefy. Coraz większa popularność turystyczna tego miejsca spowodowała 20-krotny wzrost ceny zwiedzania i pobytu (cena za dzień wzrosła ostatnio z 3 do 60 $), a napromieniowane dziki, które stały się gwiazdami jednego z programów przyrodniczych, nie straszą tylko przyciągają uwagę przyjezdnych.
Maciej Molenda, Wirtualna Polska