Putinowski rząd w Donbasie - echa ujawnionych dokumentów rosyjskiej komisji
Niemiecki tabloid "Bild" ujawnił niedawno tajne dokumenty o podbitych przez Rosję terenach wschodniej Ukrainy, "traktowanych jak część suwerennego, rosyjskiego terytorium". Rzuciło to nowe światło na drugą rundę rozmów pokojowych w Mińsku, wyjaśniając nerwowość i frustrację strony ukraińskiej - pisze w komentarzu dla Project Syndicate Paul R. Gregory, członek Hoover Institution i wykładowca.
15.04.2016 15:43
Dokument, do którego dotarł "Bild", jest zapisem październikowego spotkania rosyjskiej rządowej komisji do spraw niesienia pomocy humanitarnej mieszkańcom południowo-wschodniej części obwodu donieckiego i ługańskiego. Wynika z niego, że uczestnicy narady skupiali się nie na niesieniu pomocy, lecz na sposobie sprawowania faktycznej władzy na tych terenach. W ścisłej współpracy z Kremlem mieli zarządzać lokalnymi finansami, gospodarką i ekonomią, infrastrukturą transportową i energetyczną, a także handlem.
Warto zauważyć, że spotkanie odbyło się pod okiem czterech funkcjonariuszy tajnej rosyjskiej policji FSB, a prowadził je rosyjski polityk Siergiej Nazarow. Przedstawicieli oficjalnych władz obwodu donieckiego i ługańskiego na spotkaniu nie było. Jedynym Ukraińcem, który brał udział w naradzie, był wysłannik koncernu energetycznego DTEK, należącego do najbogatszego oligarchy kraju, Rinata Achmetowa.
Oficjalnym rosyjskim punktem wyjścia w negocjacjach jest żądanie stworzenia jednolitej Ukrainy, która dawałaby dużą autonomię republikom separatystycznym, a ich przedstawicielom - prawo weta w najważniejszych kwestiach dotyczących prawodawstwa. Wymagałoby to zmiany ukraińskiej konstytucji i przyznania specjalnego statusu separatystycznym regionom. A to oznacza przebudowę podstawowych struktur kraju, która po domowej wojnie i utracie ponad 10 tysięcy obywateli będzie raczej trudna do przeprowadzenia. W zamian Kreml oferuje wsparcie działań ukraińskiego rządu w kontrolowaniu terenów opanowanych przez separatystów, a także granicy z Rosją. Warunkiem jest jednak zmiana konstytucji.
Teoretycznie rozmowy toczą się między rządem w Kijowie i przedstawicielami separatystów. Unia Europejska wywiera naciski na wszystkie strony sporu - również na Rosję - obiecując zniesienie sankcji gospodarczych w zamian za wsparcie procesu pokojowego.
Podczas rozmów Rosja zaoferowała, że postara się wykorzystać swój "ograniczony wpływ" na separatystów, by skłonić ich do współpracy.
Kijów mówi o tym od dawna
Jeśli jednak dokumenty zdobyte przez "Bilda" są prawdziwe i Kreml rzeczywiście sprawuje pełną kontrolę nad posunięciami władz zbuntowanych republik, a także nad ich ekonomią, dalsze utrzymywanie dotychczasowej iluzji nie będzie możliwe. Nie da się kontynuować rozmów z putinowskim rządem jako stroną niezainteresowaną, stojącą z boku i odgrywającą rolę życzliwego sojusznika, obrońcy praw rosyjskiej ludności na Ukrainie. Trzeba będzie powiedzieć jasno, że separatystyczni przywódcy z Doniecka i Ługańska to w najlepszym razie tylko marionetki, a prawdziwymi stronami konfliktu są Moskwa i Kijów.
Oficjalne uznanie tego faktu na pewno nie zaskoczy władz w Kijowie, które od dawna twierdzą, że oddziały wojsk zgrupowanych w zbuntowanych obwodach wypełniają rozkazy przychodzące prosto z Kremla. Być może jednak zmienią nastawienie urzędników z Unii Europejskiej, którzy będą się bardziej starali doprowadzić do porozumienia.
Rosjanie przy każdej okazji podkreślają niechęć Kijowa do wprowadzenia w życie ustaleń drugiej konferencji w Mińsku. Chcą w ten sposób skłócić ukraińskie władze i europejskich przywódców. Przekaz Kremla jest czytelny: Ukraina to państwo nieudolne, niepotrafiące przestrzegać porozumienia, które samo podpisało. Putin chciałby przekonać świat, że jedynym problemem jest ukraińska skłonność do anarchii, a on sam i jego kraj - to najwięksi miłośnicy pokoju niesłusznie gnębieni sankcjami, na które nie zasłużyli.
Kreml będzie zaprzeczał?
Rewelacje "Bilda" zadają kłam kremlowskiej argumentacji. Należy więc oczekiwać albo prób podważenia autentyczności ujawnionego dokumentu, albo nadania mu innego znaczenia.
Dostarczenie pomocy regionom dotkniętym przez wojnę wymaga przecież zaangażowania wielu resortów, organizacji i służb - kto wie - może nawet FSB? A z drugiej strony "Bil" to przecież prawicowy tabloid, działający w interesie niemieckich grup finansowych, niechętnych władzom na Kremlu. Któż brałby jego doniesienia poważnie?
Jednak "Bild" udowodnił już, że może z powodzeniem organizować poważne akcje śledcze. Pokazał czytelnikom, jak Rosja wspiera upadającą gospodarkę Zagłębia Donieckiego, płaci pensje i emerytury mieszkańcom zajętych terenów Ukrainy, a także inwestuje w tworzenie tam miejsc pracy. Wydaje się, że zespół redakcyjny zrobił wszystko, by uwierzytelnić ujawnione materiały ze spotkania, choć w trosce o zachowanie poufności swych informatorów nie mógł ich opublikować w całości.
Niezależnie więc od tego, jak bardzo zależałoby Rosji na pomniejszeniu wagi opublikowanych informacji, samym faktom trudno będzie zaprzeczyć.
Paul R. Gregory dla Project Syndicate
Autor to członek Hoover Institution i profesor Niemieckiego Instytutu Badań Ekonomicznych w Berlinie, wykłada również na Uniwersytecie w Houston.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.