"Putin jest przekonany, że siła Zachodu słabnie"
Centralnym elementem nacjonalistycznej
polityki Władimira Putina jest przekonanie, że siła Zachodu, z
pozoru nie do pokonania po zakończeniu zimnej wojny, słabnie -
uważa brytyjski ekspert w sprawach krajów byłego ZSRR James Sherr.
10.08.2008 | aktual.: 11.08.2008 01:08
Artykuł eksperta z londyńskiego ośrodka badawczego Chatham House ukazał się w niedzielę po południu na internetowych stronach "Daily Telegraph".
Stosunek dzisiejszej Rosji do Zachodu Sherr określa dwoma słowami: rozgoryczenie i pogarda. Jak pisze, "obecny kryzys na Kaukazie wykazuje, że zimna wojna nie została zastąpiona przez wspólne wartości wyznawane przez Wschód i Zachód, lecz przez odrodzenie twardej realpolitik".
Według autora artykułu stawką w obecnym konflikcie w Osetii Południowej jest pokazanie Gruzji i innym republikom dawnego ZSRR kogo mają słuchać.
Brytyjski ekspert uważa, że konflikt na Kaukazie jest testem dla interesów Zachodu w trzech wymiarach: lokalnym, regionalnym i globalnym.
Na szczeblu lokalnym Rosja może Gruzję pokonać militarnie, ale nie ujarzmić. Wojna między nimi musiałaby być przerażającą perspektywą. Przez terytorium Gruzji przebiega rurociąg Baku- Tbilisi-Ceyhan niekontrolowany przez Rosję, zaś ważny dla Zachodu z punktu widzenia dywersyfikacji dostaw energii.
Na szczeblu regionalnym - pisze Sherr - Moskwa rozumie, że może kontrolować narodowości Kaukazu Północnego tylko wtedy, jeśli będzie dominującą siłą na Kaukazie Południowym. Konflikt Rosja-Gruzja może mieć też groźne reperkusje dla Ukrainy, jeśli Rosjanie ośmieleni sukcesem w Osetii Południowej otworzą na nowo sprawę Krymu - tak, jak sugerowali po szczycie NATO w Bukareszcie - obawia się politolog.
Wreszcie, w wymiarze globalnym Rosja demonstruje wobec swych sąsiadów, dawnych republik ZSRR, że jest potęgą, a jej zadowolenie jest kluczem do "stabilizacji i bezpieczeństwa". W przypadku okazania przez Rosję niezadowolenia NATO będzie niechętne lub niezdolne do pomocy.
"Kluczowy wniosek dla rosyjskiego establishmentu politycznego, szefów korporacji energetycznych Gazpromu i Rosnieftu, generalicji, aparatu bezpieczeństwa oraz ich doradców i ideologów jest taki, że era dominacji Zachodu skończyła się" - zauważa autor.
Analizując obecną sytuację, Sherr dochodzi do trzech wniosków: Kreml pokazał, że nie boi się destabilizacji, którą mogą mu przynieść kolorowe rewolucje w krajach byłego ZSRR - "pomarańczowa" na Ukrainie, czy "rewolucja róż" w Gruzji. Zaś pytanie, które muszą teraz sobie zadać przywódcy wyniesieni dzięki tym rewolucjom do władzy, nie polega na tym, czy zdestabilizują one Kreml, lecz czy Ukrainie i Gruzji uda się osiągnąć choćby minimalne cele, które w tych rewolucjach sformułowano.
Autor sądzi tez, że NATO musi obecnie przemyśleć założenia, na których oparta była jego polityka rozszerzenia i wypracować nową politykę wobec Rosji.