Puławy: mężczyzna zmarł podczas dializy
Pracująca w puławskim centrum opieki dializ Maria K., odpowie przed sądem za narażenie życia pacjenta. Kobieta miała źle podłączyć sztuczną nerkę, w wyniku czego chory wykrwawił się i zmarł. Pielęgniarka nie przyznaje się do winy.
Do tragicznej sytuacji doszło w połowie 2015 r., w ówczesnym miejscu pracy Marii K. Cierpiący na niewydolność nerek Jan. K, był pacjentem centrum dializ w Puławach od czterech lat i zgłaszał się na dializę trzy razy w tygodniu.
Mężczyzna miał być trudnym pacjentem - pracownicy ośrodka często przypominali mu, że miejsca wkłuć podczas dializy muszą być odkryte, a on na przekór miał nakrywać się kocem po samą szyję, co potwierdzają świadkowie zdarzenia.
W dniu, w którym doszło do zgonu Jana K., zabieg początkowo przebiegał bez zastrzeżeń. Oskarżona regularnie sprawdzała ciśnienie u pacjenta i podawał mu leki. Po mniej więcej kwadransie od ostatniego pomiaru ciśnienia, druga z obecnych na sali pielęgniarek spostrzegła, ze mężczyzna jest nieprzytomny. Po wszczęciu alarmu, kobiety zdjęły koc, którym Jan K. zwykł się nakrywać. Okazało się że materiał, którym się przykrył oraz ubranie są przesiąknięte krwią.
Lekarze z puławskiego szpitala oraz ekipa pogotowia przystąpili do reanimacji. Udało im się przywrócić na chwilę akcję serca pacjenta, jednak niedługo potem zmarł. Według ustaleń śledczych, mężczyzna nie miał dużych szans na przeżycie. Biegli oceniają że przy wadze 47 kg Jan K. mógł mieć maksymalnie 3,5 litra krwi w organizmie. W przeciągu kilku minut stracił jej 2 litry.
Według ustaleń prokuratury w trakcie dializy rozłączył się przewód wprowadzający oczyszczoną krew do organizmu pacjenta, a to przez zbyt lekkie podłączenie. Maszyna wciąż pompowała krew, która wsiąkała w koc i ubrania Jana K. Prokuratura podejrzewa, że do rozłączenia przewodu doszło podczas ostatniego pomiaru ciśnienia, gdy pacjent układał się na łóżku. Był w tym czasie przykryty kocem.
Maria K. odmówiła składania wyjaśnień. Grozi jej do 5 lat więzienia.