Przywódcy iraccy chcą kontroli nad ministerstwami
Amerykanie mają w Iraku jeszcze jeden kłopot: przywódcy iraccy, których wybrali sobie na partnerów, domagają się szybszego przekazania im władzy. Rozbieżności ujawniły się kolejny raz na konferencji prasowej przedstawicieli Iraku na sesję ONZ.
Adnan Paczaczi, jeden z rotacyjnych przewodniczących irackiej tymczasowej Rady Zarządzającej, powiedział, że skoro Amerykanie przyznali jej prawo powoływania ministrów, to ministrowie ci powinni teraz odpowiadać przed Radą, a nie przed Tymczasowymi Władzami Koalicyjnymi (CPA), czyli amerykańsko-brytyjską administracją okupacyjną.
25-osobowa Rada Zarządzająca powołała na początku września 25- osobowy gabinet, ale bez premiera, bo jego rolę pełni amerykański administrator Iraku Paul Bremer.
Paczaczi twierdzi, że nie jest to dobre rozwiązanie. Rada Zarządzająca ma prawo nadzorować pracę ministrów. Nie jest więc wskazane, aby ministrowie ignorowali Radę Zarządzającą i załatwiali sprawy bezpośrednio z CPA. Jego zdaniem jeśli ministrowie będą załatwiać sprawy ponad głowami członków Rady, "wyniknie zamęt",a poza tym "wysłany zostanie błędny sygnał".
71-letni Paczaczi był ministrem spraw zagranicznych Iraku w latach 1965-67, na krótko przed przejęciem władzy przez saddamowską partię Baas.
Towarzyszący Paczacziemu na konferencji prasowej obecny szef Rady Zarządzającej, Ahmad Szalabi, zaprzeczył doniesieniom o rozbieżnościach między Radą i administracją USA w kwestii terminu przekazania władzy i kontroli nad kluczowymi ministerstwami. "Działamy, aby osiągnąć wspólne cele" - powiedział. Jednak sekretarz stanu USA Colin Powell przyznał w poniedziałek, że Rada chciałaby przejąć odpowiedzialność za kierowanie krajem szybciej, niż Waszyngton uważa to za możliwe.
Powell mówi, że to na razie niemożlwie, bo nie mają żadnych środków finansowych, za małe wpływy budżetowe, nie mają też na razie instytucji rządowych.
W wywiadzie zamieszczonym na łamach "New York Timesa" Szalabi oświadczył, że Rada Zarządzająca powinna otrzymać już teraz przynajmniej częściową kontrolę nad resortami finansów i spraw wewnętrznych.
Associated Press pisze, że spór administracji z tymi członkami Rady, którzy chcieliby przyspieszyć przejmowanie władzy, "pogłębia się". Po kilkudniowym pobycie na sesji ONZ Szalabi i Paczaczi mają przyjechać do Waszyngtonu i tam spróbują przeciągnąć na swoją stronę Kongres USA, argumentując, że przekazanie nawet części władzy Irakijczykom obniży koszty stabilizacji Iraku.
AP zwraca uwagę, że Szalabi i jego koledzy chcą przyspieszyć dzień przejęcia władzy z rąk amerykańskich, ale nie pragną zwiększenia roli ONZ w Iraku ani dodatkowych wojsk cudzoziemskich.
Kurt Campbell, były wysoki urzędnik resortu obrony, powiedział, że rozdźwięki między Radą i administracją USA są najnowszym przejawem wewnętrznych sporów między Pentagonem i Departamentem Stanu.
Według Campbella, wpływowe osoby w Pentagonie chciałyby powierzyć Szalabiemu większe uprawnienia i w zasadzie zgadzają się z jego niedawnymi wystąpieniami. Natomiast Departament Stanu opowiada się za powolniejszą transformacją i za przyciągnięciem innych krajów do operacji irackiej.
Ivo Daalder, współautor niedawno wydanej książki o polityce zagranicznej Busha, powiedział, że rozbieżności między Waszyngtonem i przywódcami irackimi stawiają administrację USA w kłopotliwej sytuacji. Władze irackie "nie są prawowite, bo to myśmy je powołali do życia" - oświadczył politolog amerykański. - "Teraz więc mamy kłopot - musimy występować przeciwko ludziom, których zainstalowaliśmy, mówiąc, że nie można im ufać". (kjk)