Przypadkowi z indeksem
Na niektórych kierunkach krakowskich uczelni studentów wieczorowych jest dwa razy więcej, niż studentów dziennych. Po roku nauki, jak zapewniają szefowie wydziałów, dysproporcja ta znika. Jak to się dzieje? Połowa żaków wieczorowych wylatuje ze studiów, a każdy z nich zostawia w kasie uczelni od trzech do pięciu tys. zł za rok nauki.
04.09.2006 | aktual.: 04.09.2006 09:30
Jest tak np. na archeologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Na stacjonarnych studiach limit miejsc wynosi 30 osób. W zeszłym roku o indeks archeologa walczyło ponad siedem osób. Na studia wieczorowe przyjmuje się 60 kandydatów. Rok temu chętnych było tyle ile miejsc. Pozostałych odstraszyło widać czesne. Rok na archeologii kosztuje bowiem 4100 zł.
Zgodnie z przepisami ministerialnymi liczba studentów wieczorowych nie może przekraczać liczby studentów dziennych. Na archeologii te dysproporcje trwają tylko rok, potem znikają.
Dlaczego? Bo po roku na wieczorowych zostaje tylko połowa studentów. Odpadają, bo zwykle są to przypadkowe osoby, które wcześniej nie dostają się na inne kierunki. Potem nie radzą sobie, nie zdają egzaminów, albo sami rezygnują - mówi prof. dr hab. Jan Chochorowski, dyrektor instytutu archeologii na Wydziale Historycznym UJ.
Te 50% żaków zostawia w uczelnianej kasie 123 tys. zł (jeśli rzeczywiście połowa zrezygnuje i opłata się nie zmieni). Po co w takim razie Uniwersytet Jagielloński przyjmuje takich przypadkowych kandydatów? Dyrektor Chochorowski twierdzi, że takie właśnie proporcje mają służyć wykryciu najlepszych archeologów.
Wśród studentów szukamy najzdolniejszych. Gdybyśmy naprawdę chcieli na nich zarobić, ciągnęlibyśmy wszystkich - lepszych i gorszych do ostatnich lat studiów, gdyż są one droższe - dodaje dyrektor.