Przyjmujesz księdza po kolędzie. Potem czytasz o sobie i sąsiadach w raporcie parafialnym

"Świeciło się światło i słychać było głosy. Kiedy pukaliśmy, nagle milkną. Trochę przykre to jest. Może gdy oni przyjdą do mnie w jakiejś sprawie, wtedy ja będę siedział cicho". Tak proboszcz z Włocławka w oficjalnym raporcie skrytykował 431 rodzin, które nie przyjęły księdza po kolędzie.

Przyjmujesz księdza po kolędzie. Potem czytasz o sobie i sąsiadach w raporcie parafialnym
Źródło zdjęć: © East News | Bogdan Hrywniak/Eastnews
Tomasz Molga

21.12.2018 | aktual.: 21.12.2018 10:23

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Publikowane szczegółowe raporty z odwiedzin wiernych "po kolędzie" to już powszechna praktyka stosowana przez polskich duchownych. Można w nich wyczytać ile par żyje bez ślubu, ile rodzin przyjęło księdza, a ile zamknęło przed nim drzwi, ile i od kogo udało się zebrać datków.

Trwa właśnie kolęda 2018/2019, podczas której duchowni odwiedzają parafian. Tematem, który wzbudza najwięcej emocji wcale nie jest zawartość koperty wręczanej duchownemu, ale to, co po odwiedzinach duchowny napisze o parafianach. Niektórzy z proboszczy nie przebierają w mocnych słowach i wymieniają konkretne adresy.

Ile osób przyjmuje księży w Warszawie. Ależ różnice

Proboszcz z warszawskiej dzielnicy Tarchomin tak zagalopował się w publikowanych statystykach, że napisał wprost: - Najsłabiej przyjmowały nas rodziny w blokach Osiedle Modlińska 67 B i C. Tylko 15 proc.! Najlepiej zaś przyjmowano nas w domach przy ulicy Zakątnej 100 proc. i Familijnej 95 proc. - zauważa duchowny.

Wylicza też, że po odwiedzeniu 1062 rodzin w formie datków i ofiar uzbierał 46 450 zł. Pochwalił przy tym religijność mieszkańców nowo wybudowanych osiedli tej dzielnicy. Okazuje się, że świeżo zameldowani w Warszawie przybysze pochodzą z Suwałk, Łomży, Lublina i Zamościa. Jeszcze się na dobre nie urządzili, ale już czekali na księdza. Wymienia adresy nowe osiedle Modlińska i ulica Ku rzecze.

Znacznie gorsze statystyki publikują Jezuici z warszawskiej dzielnicy Mokotów. Drzwi otworzyła im zaledwie co czwarta rodzina (24 proc). Na prawie 7 tys. odwiedzonych domostw, 4700 był zamkniętych na głucho, a w 467 przypadkach duchownym odmówiono wizyty w mieszkaniu. Ojcowie nie komentują jednak przyczyn takiego stanu rzeczy.

Za to problem tych licznych zamkniętych drzwi analizuje we własnym podsumowaniu proboszcz z Włocławka. Nie wierzy, że parafianie są zapracowani. Raczej uciekają przed nim, domyśla się. - Ludzie, którzy nie otwierają drzwi nie mają odwagi przyznać się od innego wyznania, albo do tego, że są niewierzący. Niektórzy sprawiali wrażenie jakby uciekali przed kapłanami (...) a może jak ktoś z takich umrze, wtedy i my uciekniemy - skomentował. Ale to nie wszystkie gromy. Proboszcz dziwi się, że niektórzy wprawdzie przyjmują duszpasterzy po kolędzie, ale nie znają nazwiska proboszcza, ani innych posługujących kapłanów. Albo mówią, że parafia jest wspaniała i zżyta, a nie uczęszczają na msze w niedzielę.

Sprawozdanie opatrzone pieczątką i podpisem opublikował na Facebooku. Parafianin Tomasz odpisał duchownemu, że po takich słowach zazwyczaj traci się sympatię i zaufanie wiernych. - Straszenie odmową pochówku, czy udzielenia ślubu to chamstwo - dodał.

Polska lokalna. Żyją bez sakramentu, lenie nie chodzą na mszę

Proboszcz z Samogoszczy (woj. mazowieckie) napisał, że tylko przez jeden dzień odważył się zrobić eksperyment. Odwiedzając parafian w poniedziałek, pytał, kto z nich był w niedzielę na mszy. - Wynik tego mojego sondażu był przerażający. Spośród zapytanych osób, tylko 14 było w niedziele na Eucharystii, a 44 nie było. I kiedy takie były proporcje, to sondaż zakończyłem - napisał w podsumowaniu kolędy ks. Bogusław. Dalej poucza tak: - Wiele osób żyje bez sakramentu małżeństwa, choć nie mają żadnych przeszkód, w niektórych wypadkach trwa to latami. Jest to tym bardziej niepokojące, że pary takie, niejednokrotnie porzuciwszy regularne praktyki religijne, nie uważają swojej sytuacji za sprzeczną z moralnymi zasadami chrześcijańskiego życia - donosi.

Największą troską proboszcza była jednak frekwencja na mszach. Nie omieszkał oszacować skali problemu z kalkulatorem. Jak policzył podczas kolędy, parafia składa się dokładnie z 1858 osób. Na niedzielne msze przychodzi 650-700 wiernych. Brakuje więc 1100 osób. Następnie odlicza najmłodszych maluchów (dokładnie 183 osoby) i tych najstarszych powyżej 80. roku życia (118 osób). Brakuje dokładnie 799 osób.

Do nich adresuje słowa: - Chyba najczęstszym powodem jest zawsze nasze lenistwo i stawianie przed Bogiem innych spraw, takich jak odwiedziny rodziny, zakupy w centrach handlowych, rozrywka, gra w piłkę, czy też inne hobby - dodaje proboszcz i zachęca do większego entuzjazmu.

- Wszystkim, którzy mnie przyjęli, którzy szczerze ze mną rozmawiali i którzy obficie mnie na obiadach czy kolacjach karmili i w czasie kolędy częstowali smaczną kawą, serdecznie dziękuję - kończy podsumowanie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (1923)