Przyjaźń Korei Północnej i Rosji. Świat ma powody do obaw?
Zbierająca cięgi za Ukrainę Rosja szuka nowych sprzymierzeńców na arenie międzynarodowej. Od pewnego czasu Moskwa odkurza sojuszu z Koreą Północną. Być może lider komunistycznego reżimu przyjedzie wkrótce do Moskwy. Jakie wspólne interesy połączyły teraz te kraje? I co może wyniknąć z tej przyjaźni?
9 maja 2010 r., w ostatnią "okrągłą" rocznicę zakończenia II wojny światowej, w wojskowej paradzie w Moskwie maszerowali żołnierze z kilkunastu krajów, także z Polski. Z trybun oglądali ich - oprócz rosyjskiego przywódcy Władimira Putina - ówczesny marszałek sejmu i p.o. prezydenta Bronisław Komorowski oraz kanclerz Niemiec Angela Merkel.
I choć także na tegoroczne obchody Dnia Zwycięstwa zaproszenie dostało wielu światowych przywódców, 9 maja nie zobaczymy w Moskwie ani Merkel, ani Komorowskiego. Wszystko za sprawą wydarzeń na Ukrainie, które poróżniły Rosję z Zachodem. Do Moskwy ma za to przyjechać... lider Korei Północnej. Mimo że wiele mediów donosiło, że chodzi właśnie o Kim Dzong Una, brytyjska stacja BBC zastanawia się, czy być może owym "liderem" nie będzie przewodniczący północnokoreańskiego Prezydium Najwyższego Zgromadzenia Ludowego, czyli protokolarna głowa państwa - Kim Jong Nam.
Nie ma to jednak większego znaczenia wobec faktu, że Moskwa od jakiegoś czasu mocno stawia na odnowienie bliższych relacji z Pjongjangiem, a rok 2015 został nawet ogłoszony w Rosji "rokiem przyjaźni" z Koreą Płn. To nie wszystko. Już w ubiegłym roku wysłannicy to jednego, to drugiego kraju wymieniali się kilka razy wizytami. Północnokoreańska delegacja przyjechała do Rosji nawet przy okazji Igrzysk w Soczi, choć sportowcy z tego kraju nie przeszli kwalifikacji. Moskwa umorzyła również aż 10 z 11 mld dol. długu Korei Płn. Padały też deklaracje o gospodarczej kooperacji.
To wyjątkowe zbliżenie, bo od rozpadu ZSRR, gdy Moskwa uznała Koreę Południową, Północ była obrażona na potężnego sąsiada. I choć od czasu przejęcia sterów władzy w Rosji przez Putina Pjongjang mógł liczyć na większą przychylność, to po północnokoreańskich próbach jądrowych Moskwa podpisała się pod sankcjami ONZ wymierzonymi w reżim Kimów.
Co więc stoi za tym ostatnim zbliżeniem Korei Płn. i Rosji?
Gospodarka...
Korea Płn. i Rosja, ogłaszając "rok przyjaźni", akcentowały gospodarczą współpracę miedzy krajami. Jak podawały media, Moskwa ma liczyć m.in. na wart 25 mld dol. kontrakt na renowację północnokoreańskiej kolei, a także planować przedłużenie nitki Transsyberyjskiej i zbudować gazociąg aż do Korei Południowej. Właśnie dlatego Doug Bandow, amerykański ekspert Instytutu Cato, który był także doradcą prezydenta Ronalda Reagana, zwraca uwagę w niedawnej publikacji, że komunistyczna Korea jest dla Rosji ważna jako droga tranzytowa do Korei Płd. "W tym sensie rząd Putina interesuję się północną Koreą, a nie Koreą Północną" - pisał ekspert.
Były analityk wywiadu i ekspert ds. WNP Robert Cheda, pytany przez Wirtualną Polskę o zbliżenie tych dwóch krajów, wśród kilku przyczyn wymienił chęć wzmacniania Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, która oficjalnie zainaugurowała swoją działalność z początkiem tego roku. Organizacja ta jest postrzegana jako konkurentka dla Unii Europejskiej, a obecnie jej członkami są Rosja, Białoruś, Kazachstan, Armenia i Kirgistan. - Rosja dąży do zwiększenie potencjału tego związku przez stowarzyszenie z nim wielu państw. Korea Północna zgłosiła akces do takiego stowarzyszenia - zauważył Cheda.
Z kolei adiunkt w Polskiej Akademii Nauk, znawca Korei Północnej Nicolas Levi nie jest przekonany do gospodarczych profitów, które miałyby spłynąć na Moskwę dzięki przyjaźni z Pjongjangiem. - Po pierwsze, Korea Płn. to mały rynek, który liczy tylko 22 mln ludzi. Po drugie, Rosja nie potrzebuje koreańskich surowców, bo ma swoje. (...) Mówi się też, że Rosja mogłaby korzystać z północnokoreańskich portów, tak jak Chińczycy, ale Rosjanie mają już port we Władywostoku - mówi WP Levi.
Jeśli więc niekoniecznie chodzi o pieniądze, to o co chodzi?
...czy polityka?
Korzyści dla Korei Płn. ze zbliżenia z Rosją są dość jasne. Kraj ten jest pariasem na arenie międzynarodowej i zapewne kalkuluje w prosty sposób: co dwóch przyjaciół z prawem weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, to nie jeden. Zwłaszcza, że ten pierwszy - Chiny - spogląda na Pjongjang coraz chłodniejszym wzrokiem. Właśnie dlatego ciekawsze wydają się powody, dla których Moskwa zdecydowała się odkurzyć sojusz z Pjongjangiem. Komentatorzy, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, podkreślają geopolityczną rozgrywkę Moskwy.
Putin, na którego spadają cięgi za Ukrainę, zacieśniając więzi z Kim Dzong Unem daje prztyczka w nosa USA, od lat starającym się izolować nieobliczalny, atomowy reżim Korei. - Rosja jest obecnie przedmiotem izolacji i ostracyzmu. Zgodnie z zasadą "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" odnowienie relacji z Koreą Północną może być okazją do drażnienia USA - komentuje prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego Zbigniew Pisarski.
Robert Cheda zauważa też, że Rosja stara się występować "jako siła, wokół której mogą się jednoczyć wszystkie państwa niezadowolone z amerykańskiej polityki". - A wiadomo, że Korea Płn. do takich państw należy - mówi WP.
Ekspert podkreśla jeszcze inne elementy rosyjskiej polityki, które są związane z państwami regionu - Japonią, Koreą Południową, a przede wszystkim Chinami. - (Tokio i Seul - red.) czują się zagrożone programem atomowym i agresywną polityką Korei Północnej. W związku z tym upatrują w Rosji niejako mediatora i siłę, która jest w stanie wpłynąć na reżim w Pjongjangu - wyjaśnia Cheda. - Moskwa poszukuje też sojuszników, którzy równoważyliby - nierównoprawne w tej chwili - stosunki z Chinami, dlatego że Rosja stała się od czasu podpisania wieloletniego kontraktu gazowego z Pekinem dodatkiem surowcowym dla Chin - ocenia, odnosząc się do zawartego (po dekadzie negocjacji) w maju ubiegłego roku dokumentu, według którego strona rosyjska zobowiązała się dostarczać Chinom 38 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie przez aż 30 lat.
Co więc na przyjaźń Korei Płn. i Rosji powie Państwo Środka, uważane do tej pory za największego patrona reżimu Kimów? Jeśli chodzi o sojusz ekonomiczny, "w Chinach bardziej się z tego śmieją" - uważa Levi, podkreślając, że współpraca gospodarcza Pekinu z Pjongjangiem okazała się porażką dla tego pierwszego. Jeśli jednak Rosja i Korea Płn. zaczęłyby zacieśniać współpracę także na polu politycznym i wojskowym, Chinom na pewno nie byłoby już do śmiechu. Zwłaszcza, że - jak podkreśla Levi - nawet oficjele w Pekinie do końca nie wiedzą, kto tak naprawdę kontroluje jądrowy arsenał w Korei Płn.
A takiej militarnej kooperacji nie można wykluczyć. Przeciwnie, możemy być jej świadkami jeszcze w tym roku.
Manewry
Szef sztabu rosyjskiej armii Walery Gierasimow zapowiedział w lutym, że Moskwa może wkrótce przeprowadzić serię wspólnych ćwiczeń z Brazylią, Wietnamem, Kubą i właśnie Korea Północną.
Zarówno Cheda, jak i Pisarski uważają, że takie łączone manewry wojskowe mogą dojść do skutku. Były analityk wywiadu zwraca uwagę na anulowanie aż 90 proc. potężnego długu Pjonjganu przez Moskwę. - Należy oczekiwać, że zapłatą za to będzie udział Korei Płn. w pewnych posunięciach wojskowych Moskwy. Być może będzie miało miejsce wykorzystanie obszaru Korei Płn. dla przerzutów np. strategicznego lotnictwa wojskowego - mówi Cheda, przypominając, że Rosjanie reaktywowali np. wietnamską bazę Cam Ranh, gdzie tankują zdolne do przenoszenia broni jądrowej bombowce, wykonujące loty nad regionem Azji i Pacyfiku. Nie podoba się to Amerykanom, którzy - jak podawał Reuters - określili loty "prowokacyjnymi", ponieważ rosyjskie samoloty zapuszczają się aż do wyspy Guam, gdzie z kolei bazę wojskową mają USA.
Ekspert zwraca jednak uwagę, że wszelkie ćwiczenia Rosji i Korei Płn. będą mieć przede wszystkim wymowę polityczną. - Rosja pokazuje się jako siła, której potencjał wzrośnie, jeśli zajdzie taka potrzeba, o kolejne państwa regionu. To wiąże się z priorytetowym traktowaniem Azji Południowo-Wschodniej w polityce amerykańskiej - wyjaśnia Cheda, dodając, że w związku z tym Rosja również zaznacza swoją obecność w Azji.
Z kolei Pisarski podkreśla, że Rosja szuka obecnie "okazji do odciągnięcia uwagi Zachodu od Ukrainy". - Wsparcie agresywnej retoryki i działalności Pjongjangu może być zatem Moskwie na rękę. Wspólne rosyjsko-koreańskie ćwiczenia wydają się nie odstawać od ostatnich prowokacyjnych działań Rosji na obszarze b. ZSRR - ocenia.
Odwrócenie uwagi
Według amerykańskiego "The Week" Moskwa może faktycznie wykorzystać Pjongjang do odwrócenia światowego, a przede wszystkim amerykańskiego, wzroku od Ukrainy, ale same ćwiczenia do tego nie wystarczą. "Rosja może zachęcić Koreę Północną do dalszych ataków, takich jak zatopienie w 2010 r. południowokoreańskiego okrętu czy ostrzał artyleryjski wyspy Korei Płn., by zwrócić uwagę na siebie, a odciągnąć od rosyjskich przygód w Europie" - pisał na łamach magazynu Kyle Mizokami.
Eksperci, z którymi rozmawiała WP, przyznają, że taki scenariusz jest realny. Według Chedy Moskwa mogłaby chcieć w ten sposób przesunąć koncentrację nie tylko z Ukrainy, ale też z Azji Środkowej i ewentualnych planów Rosji w regionie. Jak wyjaśnia ekspert, po wyjściu z Afganistanu wojsk koalicyjnych Kreml obawia się, że kraj ten stanie się z czasem przyczółkiem dla skrajnych islamistów. Zdaniem Chedy wszelkie prowokacje Korei Płn. musiałby jednak być niewielkiej skali i... za zgodą Pekinu, który mimo wszystko pozostaje ważnym graczem.
Także Pisarski ocenia, że Pjongjang byłby gotowy najwyżej do zaczepek "z uwagi na świadomość swojej słabości w ewentualnym otwartym starciu z sąsiadami i ich sojusznikami". Z kolei Levi podkreśla, że Korea Płn. zdaje sobie sprawę z sytuacji w Europie, "więc każda taka próba prowokacji, kaprysik putinowski, będzie miał bardzo wysoką cenę". Jaką?
Cena
Największe obawy budzi ewentualna sprzedaż (mimo nałożonego embarga na broń) reżimowi Kim Dzong Una technologii wojskowych. Zwłaszcza nowoczesnych rakiet, które mogłyby zagrozić nie tylko Korei Południowej, czy myśliwców. Ojciec obecnego przywódcy Korei Płn. starał się np. kilka lat temu o kupno rosyjskich Su-35.
Według Nicolasa Leviego handel bronią z Pjongjangiem jest jak najbardziej możliwy, choć za pośrednictwem państw trzecich. Oceny pozostałych rozmówców WP są w tym względzie bardziej stonowane. Zdaniem szefa Fundacji im. Pułaskiego Moskwa raczej się na to nie zdecyduje z powodu nieprzewidywalności Pjongjangu. - Dodatkowo, Korei Północnej nie będzie stać na takie zakupy - uważa Pisarski. Także Robert Cheda podkreśla, że Rosja, która postrzega się jako jeden ze strażników klubu atomowego, nie będzie chętna do dzielenia się technologią rakietową czy jądrową. Co innego w przypadku samolotów bojowych.
- Trzeba to jednak rozpatrywać w kontekście globalnej rozgrywki z USA. I pamiętać, że głównym partnerem ekonomicznym (Rosji - red.), poza Chinami, jest Korea Południowa. W związku z tym Moskwa będzie chciała samym faktem możliwości sprzedaży broni Pjongjangowi uzyskać jakieś doraźne korzyści ekonomiczne ze strony Pekinu i Seulu. To aspekt bardziej polityczny niż militarny - mówi ekspert.
Najwyraźniej siła przyjaźni Moskwy i Pjongjangu tkwi już w samym jej potencjale. Nie chodzi o co, co te kraje wspólnie zrobią, ale co w ogóle zrobić by mogły.
Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska