"Przez Naszą Klasę prosili mnie o załatwienie pracy"
Były szef gabinetu politycznego ministra sportu Marcin Rosół zeznał przed hazardową komisją śledczą, że ani on, ani Mirosław Drzewiecki nie rekomendowali Magdaleny Sobiesiak do zarządu Totalizatora Sportowego. Rosół przyznał jednak, że 26 czerwca 2009 r. wysłał do wiceministra skarbu Adama Leszkiewicza maila w sprawie Magdaleny Sobiesiak, w którym użył sformułowania "rekomendacja". - Wiedząc o kwalifikacjach Magdaleny Sobiesiak przekazałem jej CV wiceministrowi Leszkiewiczowi - powiedział Rosół. Uważał je za wyjątkowe, lepsze od wielu innych cv jego znajomych z Naszej Klasy przesyłanych mu mailem.
18.02.2010 | aktual.: 19.02.2010 14:00
"Drzewiecki o tym mailu nie wiedział"
Marcin Rosół oskarżył Marka Przybyłowicza, byłego doradcę Totalizatora Sportowego o pisanie donosów, m.in. do premiera. - To skrzyżowanie KGB i CBA, przepraszam go za to sformułowanie - powiedział Rosół. Magdalena Sobiesiak miała się wycofać z konkursu właśnie z powodu możliwości pojawienia się donosów Przybyłowicza - tak przynajmniej zeznała przed komisją. Spotkanie z M. Sobiesiak w restauracji "Pędzący Królik" trwało pięć minut. - Tak długo czekać i tak szybko skończyć - ironicznie skomentował to Franciszek Stefaniuk z PSL.
Rosół ostrzegł Sobiesiakównę w restauracji, że z powodu Przybyłowicza powinna wycofać się z konkursu o stanowisko w zarządzie Totalizatora. - Poniekąd to ja zachęciłem wcześniej ją do wystartowania w konkursie - powiedział Rosół. Dodał, że to nie on poinformował Sobiesiak o przecieku z akcji CBA, bo o niej nie wiedział.
- Nikt mi nie kazał napisać takiego maila. Minister Drzewiecki o tym mailu nie wiedział. (...) Intencją maila było zapytanie, czy ta osoba ma odpowiednie kwalifikacje, żeby ubiegać się o stanowisko w zarządzie TS, ponieważ wcześniej rozmawialiśmy o tym, że będą dokonywane zmiany - powiedział śledczym Rosół. Wcześniej Bartosz Arłukowicz (Lewica) pytał świadka, czy napisał do Leszkiewicza maila o treści: "W załączeniu przesyłam CV osoby rekomendowanej przez ministerstwo sportu i turystyki do zarządu TS. Napisz proszę w jakim terminie może nastąpić wybór". Rosół poprosił, by Arłukowicz okazał mu ten dokument, ale poseł powiedział, że nie ma dokumentu tylko publikacje prasowe. Wówczas Rosół stwierdził, że nie będzie się ustosunkowywać do publikacji medialnych.
Ostatecznie Rosół stwierdził, że nawet jeśli napisał maila - jak przyznał, z prywatnego komputera - o takiej treści, to później wyjaśnił Leszkiewiczowi, że to nie jest rekomendacja, tylko zapytanie, czy ta osoba ma odpowiednie kwalifikacje. - Ani minister Leszkiewicz nie potraktował tego jako rekomendacji, ani ja tego nie traktowałem jako rekomendacji. Po prostu wysłałem maila - mówił. Rosół wyjaśnił, że zrobił to, ponieważ z jednej strony wiedział, że Magdalena Sobiesiak szuka pracy, a z drugiej strony Leszkiewicz mówił mu o konkursie na członka zarządu TS. Rosół dodał, że Leszkiewicz prosił go, by powiedział mu, jeśli "będzie wiedział o kimś, kto ma dobre papiery". Arłukowicz dopytywał Rosoła, ile wysłał maili "z rekomendacjami osób prywatnych na stanowiska w spółkach skarbu państwa do różnych innych instytucji". - Ani jednego maila - zapewnił przesłuchiwany.
Po tych wyjaśnieniach Beata Kempa (PiS) złożyła wniosek o okazanie świadkowi dokumentu z treścią maila do Leszkiewicza, który jak się okazało jest w posiadaniu komisji, ale został utajniony przez prokuraturę. Po półgodzinnej przerwie śledczy uzyskali od prokuratury informację, że mogą okazać Rosołowi dokument pod warunkiem, że odbędzie się to w miejscu jego przechowywania. Wówczas Arłukowicz poprosił o przerwę, aby świadek mógł się zapoznać z dokumentem. Komisja odrzuciła jednak ten wniosek. - Będzie on zrealizowany wtedy, kiedy przyjdzie pora na pana wypowiedź lub innego posła - powiedział przewodniczący komisji Mirosław Sekuła (PO).
W odpowiedzi na pytania Jarosława Urbaniaka (PO) Rosół zapewniał, że "nie było żadnego pomysłu usadowienia Magdaleny Sobiesiak w Totalizatorze Sportowym". - Jest to teza pana Mariusza Kamińskiego, którą - niestety - część opinii publicznej podziela - powiedział.
Dzierżawa wyciągu narciarskiego
Portal tvp.info poinformował w listopadzie 2009 r. o przetargu na dzierżawę wyciągu narciarskiego nad Jeziorem Czorsztyńskim, którym miał interesować się biznesmen Ryszard Sobiesiak. Kluczową postacią przetargu był Lech Janczy - ówczesny działacz PO, który był pełnomocnikiem zarządu państwowego Zespołu Elektrowni Wodnych w Niedzicy, do których należał wyciąg. Według tvp.info, przetarg był zaplanowany na 12 października, a Janczy miał z końcem września pożegnać się z firmą; Sobiesiak w rozmowach z b. szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim i Drzewieckim miał zabiegać o to, by ci sprawili, żeby Janczy pracował w niedzickiej elektrowni w momencie rozstrzygnięcia przetargu. Przetarg odbył się, ale ze względu na podejrzenia co do Janczego, został unieważniony. Janczy został później wykluczony z PO. Według tvp.info aktywny w tej sprawie był także Rosół.
Rosół, który był szefem gabinetu politycznego ministra sportu, w czasie, gdy resortem kierował Mirosław Drzewiecki, podkreślał przed komisją, że nie znał sprawy Czorsztyna, a teza, że zajmował się tamtejszym przetargiem "powstała tylko w oparciu o jedną rozmowę telefoniczną z Ryszardem Sobiesiakiem". - Nigdy się tym nie zajmowałem, nie znam pana Lecha Janczego, absolutnie nic w tej sprawie nie wiem - oświadczył. - Jednak w mediach pojawiła się sugestia, jakobym 29 września 2009 roku - dwa dni przez wybuchem afery - podczas trzyminutowej rozmowy z Sobiesiakiem miał ustawić jakiś przetarg. Ponad moje możliwości, czysty absurd. Absurd tym większy, że od 1 października, kiedy wszystko zostało wylane w mediach, bez zażenowania i skrępowania miałbym ustawić przetarg. Zakładam, że nawet pan Kamiński nie wierzy, że jestem idiotą - mówił.
Rosół dodał, że po ujawnieniu tzw. afery hazardowej 1 października w "Rzeczpospolitej" Drzewiecki został wezwany z urlopu za granicą, 3 października wystąpił na długiej konferencji prasowej, 5 października podał się do dymisji, a tego samego dnia zmarła jego matka. Jak mówił, formułowanie zarzutu o ustawianie przetargu w tych okolicznościach jest nie tylko nieprawdziwe, ale także jest "obrazą ludzkiej godności".
Rosół opowiedział też komisji hazardowej o spotkaniach Mirosława Drzewieckiego ze swoimi urzędnikami ws. pisma z 30 czerwca 2009 r. Drzewiecki mówił wcześniej, że pismo było wynikiem nieporozumienia. Rosół omówił szczegóły spotkań z 19 i 20 sierpnia 2009 roku, które dotyczyły podpisanego przez Drzewieckiego pisma do wiceministra finansów Jacka Kapicy z 30 czerwca 2009 r. w sprawie wykreślenia dopłat z projektu nowelizacji ustawy hazardowej. Pieniądze z tych dopłat miały iść nad inwestycje sportowe, a według materiałów CBA na zablokowaniu wprowadzenia dopłat zależało biznesmenom z branży hazardowej - Ryszardowi Sobiesiakowi i Janowi Koskowi - którzy w tej sprawie lobbowali u Drzewieckiego i ówczesnego szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego.
Rosół powiedział, że 19 sierpnia rano, przed spotkaniem ministra sportu z premierem Donaldem Tuskiem, Drzewiecki zaprosił do swojego gabinetu jego, dyrektor generalną Monikę Rolnik, dyrektor departamentu ekonomiczno-finansowego Bożenę Pleczeluk oraz dyrektora departamentu prawno-kontrolnego Rafała Wosika. Na tym spotkaniu, według Rosoła, minister miał prosić o przedstawienie harmonogramu prac nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych w kontekście prac na zabezpieczeniem finansowania Euro 2012 oraz informacje, kto i na jakim etapie brał udział w formułowaniu stanowiska resortu sportu. Drzewiecki, jak stwierdził świadek, miał się szczególnie interesować procesem powstawania pisma z 30 czerwca 2009 r do wiceministra Kapicy.
- Wosik powiedział, że to on jest autorem pisma i przygotował je na polecenie dyrektor Rolnik - powiedział Rosół. Jak dodał, Wosik powiedział wówczas, że w piśmie jest informacja o rezygnacji z budowy drugiego etapu Narodowego Centrum Sportu (chodziło o takie inwestycje jak hala widowiskowo-sportowa, kryta pływalnia) i konieczności zmiany uzasadnienia wprowadzenia dopłat w ustawie hazardowej. Następnie, jak relacjonował Rosół, Wosik odczytał to pismo, a minister Drzewiecki i dyrektor Rolnik stwierdzili, że pismo ewidentnie wskazuje na rezygnację z dopłat, a nie na konieczność zmiany uzasadnienia.
Według Rosoła, Wosik powiedział, że pismo można różnie interpretować, ale żeby nie było niedomówień, napisze pismo wyjaśniające do resortu finansów. Rosół relacjonował, że Drzewiecki postanowił jednak nie wysyłać takiego sprostowania, dopóki nie pojawi się taka potrzeba, a następnie minister udał się na spotkanie z premierem. - 20 sierpnia w rozmowie z ministrem Drzewieckim zapytałem go, czy kwestia nowelizacji wieloletniego planu inwestycyjnego oraz zwiększenie środków na Stadion Narodowy została rozstrzygnięta po myśli Ministerstwa Sportu. Minister powiedział, że tak. Była to jedyna informacja, którą przekazał mi minister Drzewiecki po spotkaniu z premierem - zapewnił Rosół.
Później, jak relacjonował, minister ponownie spotkał się z Rolnik i Wosikiem, a następnie z Rosołem w sprawie pisma z 30 czerwca 2009 r. - Minister nie obciążając mnie za wynikłe nieporozumienie, poprosił, abym w związku z nim zwracał jeszcze większą uwagę na wszystkie dokumenty, które przygotowują urzędnicy i dają do podpisu ministrowi - dodał. Rosół powiedział też, że przyczyną nieporozumienia wokół nowelizacji ustawy hazardowej był "ewidentny błąd ministra finansów". Jego zdaniem szef resortu finansów nie mógł nie wiedzieć, że całość inwestycji związanych z Euro 2012 musi być finansowana z budżetu państwa, gdyż taka była uchwała Rady Ministrów z czerwca 2008 r. - Jeżeli ktoś twierdzi inaczej, to albo to wynika z braku wiedzy, albo ze złej woli - zaznaczył.
Również Drzewiecki mówił przed komisją, że treść pisma z 30 czerwca była wynikiem nieporozumienia pomiędzy urzędnikami Ministerstwa Sportu oraz "zwykłego ludzkiego błędu". Przekonywał także, że inwestycje związane z Euro 2012 musiały być finansowane z budżetu państwa, a nie z dopłat do gier hazardowych, co było niepewnym źródeł pieniędzy m.in. z tego powodu, że nawet data wejścia w życie noweli wprowadzającej dopłaty nie była znana.
Oświadczenie Rosoła
Rosół rozpoczął wystąpienie przed komisją od odczytania swojego oświadczenia, w którym zapewnił, że nie brał udziału w procesie legislacyjnym ustawy hazardowej i nie miał z nią nic wspólnego. Mówił też o finansowaniu obiektów sportowych na Euro 2012. Podkreślił, że nie wymagały one żadnego innego dofinansowania, np. z dopłat od hazardu. - Źródłem nieporozumienia był błąd, za który odpowiada minister finansów. Nie mógł on nie wiedzieć, że za całość finansowania Euro 2012 odpowiada budżet państwa. Tym samym dopłaty nie mogły być źródłem finansowania, więc pismo Mirosława Drzewieckiego z czerwca 2009 roku, w którym powiadamia, że dopłaty są niepotrzebne, nie były niczym nadzwyczajnym - dowodził.
Marcin Rosół zeznał przed hazardową komisją śledczą, że o konkursie na członka zarządu Totalizatora Sportowego dowiedział się od wiceministra skarbu Adama Leszkiewicza. Dodał, że gdy Ryszard Sobiesiak pytał go o pracę dla córki, powiedział mu o tym konkursie. Jak tłumaczył, Leszkiewicz zadzwonił do niego w tej sprawie. Rosół dodał, że powiedział o tym Drzewieckiemu, który postanowił rekomendować na stanowisko członka rady nadzorczej TS dyrektor generalną ministerstwa sportu i turystyki Monikę Rolnik.
- To wydarzenie zbiegło się z rozmowami z panem Sobiesiakiem, który szukał pracy dla córki. Chciała ona odejść z rodzinnego biznesu. Pan Sobiesiak przedstawiał jej doświadczenie zawodowe i kilkakrotnie dzwonił do mnie w tej sprawie. Raz poinformowałem go o wakacie w Centralnym Ośrodku Sportu w Szczyrku. Podczas jednej z rozmów na pytania, czy wiem coś o konkursach, odpowiedziałem, że wiem, że będzie konkurs w Totalizatorze Sportowym. Jeżeli pani Magdalena Sobiesiak będzie zainteresowana, to niech wystartuje - powiedział.
Rosół powiedział także, iż nikt nigdy nie rekomendował Magdaleny Sobiesiak. - Nie rekomendowałem jej ani ja, ani minister Drzewiecki - powtarzał świadek. Jednak nie odpowiedział na pytanie Bartosza Arłukowicza, dlaczego w mailu do wiceministra skarbu użył sformułowania, że rekomenduje córkę biznesmena na to stanowisko.
Były szef gabinetu politycznego Mirosława Drzewieckiego mówił też o naradach w Ministerstwie Sportu nt. ustawy hazardowej. Wg niego spowodowało je dopiero zainteresowanie dziennikarzy. - Pan Mariusz Kamiński próbował wprowadzić w błąd komisję, mówiąc że Ministerstwo Sportu było gospodarzem ustawy - mówił Rosół.
- Pan Kamiński mówiąc o moich działaniach przed komisją często używał słów: być może, rzekomo itp. Niektóre fakty celowo ominął. Robił tak, bo wiedział, że nie może mi nic zarzucić - mówił Rosół.
W jego ocenie, były szef CBA wykorzystał "strzępy faktów" do ataku na polityków PO i rząd Donalda Tuska. - W tej rozgrywce użył mojej osoby jako pionka, który nie ma imienia, nie ma rodziny, nie ma znajomych, nie ma pracy, pionka, którego można bezkarnie pomówić i oczernić - dodał. - W wyniku tej akcji jeden z najlepszych ministrów w rządzie został zmuszony do odejścia w niesławie - mówił Rosół.
Rosół zeznał, że Ryszarda Sobiesiaka poznał we wrześniu 2008 roku, kiedy z ministrem Drzewieckim był na otwarciu boiska "Orlik" w Małopolsce. Podczas rozmowy Sobiesiak, który przedstawił się jako biznesmen związany z branżą hotelowo-turystyczną, zwrócił uwagę, że z winy urzędników jego inwestycja związana z wyciągiem narciarskim nie może być otwarta przed sezonem. - Poinformowałem Sobiesiaka, że nie znam sprawy. (...) Przekazałem mu swoją wizytówkę i poinformowałem, aby zwrócił się do mnie po powrocie do Warszawy - relacjonował Rosół. W jego ocenie, prośba biznesmena była jak "interwencja każdego innego petenta, który nie może uzyskać informacji od urzędu centralnego".
Zaznaczył, że w Warszawie "zorientował się w sprawie" i okazało się, że "dokument czekał do odbioru w Ministerstwie Środowiska". - Pan Sobiesiak poprosił mnie, czy mógłbym grzecznościowo przefaksować mu ten dokument. Dokument przefaksowałem. Nie znałem i do dziś nie znam treści tego dokumentu. Nie załatwiałem żadnej decyzji w Ministerstwie Środowiska - mówił Rosół.
- Informacja o moim rzekomym 2-tygodniowym pobycie w Zieleńcu w ośrodku pana Sobiesiaka jest nieprawdziwa. Byłem tam dwa dni i zapłaciłem za ten pobyt sam. Nie była to żadna łapówka - mówił Rosół odnosząc się do zarzutów, że pobyt w Zieleńcu był "nagrodą" za załatwienie w Ministerstwie Środowiska zezwolenia na trwałe wylesienie gruntów, na których firma Ryszarda Sobiesiaka budowała wyciąg narciarski.
"Nie miałem pojęcia o akcji CBA"
- To przedstawiciel Ministerstwa Finansów zwrócił się do ministra sportu o pomoc w wyznaczeniu osoby do konkursu na stanowisko w zarządzie Totalizatora Sportowego. Ponieważ Ryszard Sobiesiak pytał mnie wcześniej o pracę dla swojej córki, powiedziałem mu o konkursie. Biorąc pod uwagę jej wysokie kwalifikacje, sądziłem, że miała szansę wygrać - tłumaczył.
- Na przełomie lipca i sierpnia 2009 roku dostałem informację o donosach biznesmena Marka Przybyłowicza w sprawie rzekomego nepotyzmu w Ministerstwie Sportu. 24 sierpnia podczas spotkania z Magdaleną Sobiesiak w "Pędzącym Króliku" ostrzegłem ją o donosach i doradziłem, żeby zastanowiła się nad startowaniem w konkursie do zarządu TS. Zasugerowałem jej, żeby wycofała aplikacje, bo pan Przybyłowicz będzie pismami zatruwał życie jej, ministrowi Drzewieckiemu i mi. To wszystko. Nie miałem pojęcia o akcji CBA. Przeczytałem o niej dopiero później w gazetach. Nie byłem żadnym źródłem ani ogniwem rzekomego przecieku - mówił Rosół dodając, że CBA nie podało żadnych dowodów jego winy.
Rosół twierdzi, że teza o rzekomym przecieku jest chybiona. - Służy ona do ukrycia braku profesjonalizmu w działaniach pana Kamińskiego - dodaje i podkreśla, że nie ma żadnego związku między rozmową z 14 sierpnia - gdy Mariusz Kamiński powiadomił premiera Donalda Tuska o aferze hazardowej - a wycofaniem się Sobiesiak z konkursu. "Człowiek-klucz" do afery hazardowej
Rosół to jeden z ważniejszych świadków przesłuchiwanych przez śledczych. Według Zbigniewa Wassermanna jest to "człowiek-klucz" do afery hazardowej.
Mariusz Kamiński zeznając przed komisją śledczą nie wykluczał, że to Donald Tusk lub sekretarz kolegium ds. służb specjalnych Jacek Cichocki mogli powiedzieć Mirosławowi Drzewieckiemu o działaniach CBA ws. afery hazardowej. Następnie minister sportu mógł przekazać informację Marcinowi Rosołowi, a ten - 24 sierpnia - córce Sobiesiaka. Według materiałów CBA, Drzewiecki i Rosół pomagali Magdalenie Sobiesiak w uzyskaniu posady w zarządzie Totalizatora Sportowego.
Magdalena Sobiesiak zaprzeczyła jednak przed hazardową komisją śledczą, że pośredniczyła w przekazywaniu informacji o akcji CBA wobec jej ojca. Zapewniła, że podczas spotkania z Rosołem "nie było żadnej rozmowy o akcji CBA czy ostrzeżeń o podsłuchach".
Relacjonowała, że na spotkaniu z Rosołem w warszawskiej restauracji "Pędzący Królik" została poinformowana, że jej kandydowanie na członka zarządu TS "może uruchomić kampanię negatywną i donosy także w mediach". Jak oświadczyła, Rosół miał jej powiedzieć, że bez względu na to, że ma kwalifikacje, były doradca Totalizatora Sportowego Marek Przybyłowicz "zrobi wszystko", żeby podważyć jej kandydaturę do objęcia posady w zarządzie TS. Podkreśliła jednak, że współpracownik ministra sportu nie żądał od niej wycofania się z konkursu.
Również Ryszard Sobiesiak powiedział komisji, że córka nie przekazała mu żadnej informacji o akcji CBA; mówiła zaś o donosach. Według tygodnika "Wprost" taką samą wersję przebiegu rozmowy z 24 sierpnia przedstawił Rosół przesłuchiwany przez CBA w październiku zeszłego roku.
Rozmowy o pracy dla córki Sobiesiaka to nie jedyny temat, jaki będzie interesował członków komisji. Jak wynika z zeznań Mariusza Kamińskiego, Rosół miał załatwić w Ministerstwie Środowiska zezwolenie na trwałe wylesienie gruntów, na których firma Sobiesiaka budowała wyciąg narciarski w Zieleńcu.
Kariera Marcina Rosoła
O karierze Marcina Rosoła w PO opowiadał komisji szef klubu PO Grzegorz Schetyna. Mówił, że współpracował z nim od 2002 r. Opowiadał, że Rosół należał do Młodych Demokratów i pomagał w pracach klubu parlamentarnego PO, gdy ugrupowanie weszło do sejmu. Później pracował dla klubu PO i dla samej partii, m.in. w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 i w czasie wyborów do sejmu i senatu w 2005 był pełnomocnikiem finansowym komitetu wyborczego Platformy.
Drzewiecki zeznał przed komisją, że Rosół rozpoczął pracę w ministerstwie w lipcu 2008 r. Mówił, że on sam go zatrudnił, bo potrzebował młodych ludzi do realizacji projektu budowy boisk tzw. Orlików, a pamiętał "pracowitość i umiejętności organizacyjne" Rosoła.
Drugim świadkiem, który stanie w czwartek przed komisją, będzie Marek Oleszczuk, który przez 11 lat był dyrektorem Departamentu Gier Losowych i Zakładów Wzajemnych w Ministerstwie Finansów. W 2006 roku, za czasów PiS, komórka ta została jednak zlikwidowana. Obecnie Oleszczuk działa w Stowarzyszeniu Pracodawców i Pracowników Firm Bukmacherskich.