Przed sąd za złe leczenie
Przed Sądem Rejonowym w Łodzi rozpoczął się w
piątek proces ordynatora oddziału jednego z łódzkich szpitali.
Prokuratura zarzuca mu niewłaściwe zdiagnozowanie i leczenie
pacjenta chorego na żółtaczkę.
Według prokuratury, spowodowało to przyspieszenie u pacjenta rozwoju choroby wątroby i naraziło pokrzywdzonego na niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Poszkodowany, który w procesie występuje jako oskarżyciel posiłkowy, domaga się 70 tysięcy złotych odszkodowania.
Stanisław S. był honorowym krwiodawcą. Według prokuratury, kiedy na początku 1993 roku trafił do szpitala, lekarz rozpoznał marskość wątroby, ale nie zlecił badań na zakażenie wirusem żółtaczki typu C. Tym samym nie ustalił właściwej przyczyny choroby i zastosował niewłaściwe leczenie. To spowodowało przyspieszenie rozwoju marskości wątroby, a w konsekwencji naraziło pokrzywdzonego na niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Prokuratura zarzuciła też lekarzowi dwukrotne sfałszowanie dokumentacji leczenia pacjenta.
We wrześniu 1997 r., w związku z procesem o rentę przeciwko ZUS, pacjent trafił do innego lekarza, który postawił właściwą diagnozę.
Według powołanego w tej sprawie zespołu specjalistów, brak badania na wirusowe zapalenie wątroby typu C był istotnym zaniedbaniem diagnostycznym. Właściwa diagnoza pozwoliłaby zastosować odpowiednie leczenie i spowolnić rozwój choroby, choć całkowite jej zatrzymanie nie było możliwe.
Lekarz nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. Przed sądem wyjaśnił, że nie zlecił badań, bo wiedział, że pacjent jest honorowym krwiodawcą i nie brał pod uwagę diagnozowania w kierunku wirusowego zapalenia wątroby typu C.
Według niego, w tym czasie takie badania były mało wiarygodne, a zastosowana przez niego kuracja dawała pozytywne skutki; w tym czasie nie doszło do zaostrzenia choroby.
Mam ogromny żal do lekarza. Mogłem być całkowicie wyleczony, a teraz szans już nie ma, bo marskość wątroby się nie cofnie - powiedział PAP Stanisław S.
Oskarżonemu grozi do 3 lat więzienia. (and)