Prysznic z Radiem Maryja - najnowszy krzyk mody?
Polska jest w światowej czołówce jeśli chodzi o technologię prysznicową. Wiem to, bo w mojej łazience znajduje się polski prysznic i jest on najbardziej zadziwiającą rzeczą, jaką widziałem kiedykolwiek w jakiejkolwiek łazience, a muszę zaznaczyć, że byłem w Japonii. Nie wiem, kiedy ten kraj zaprzestał budowania ogromnych frachtowców i przerzucił się na wyposażenie łazienek, ale to było zdecydowanie dobre posunięcie - pisze Jamie Stokes w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Mój prysznic posiada pilota. Biorąc pod uwagę rzadkość występowania okazji, w których mamy potrzebę uruchomienia prysznica i nie wchodzenia do niego, obecność pilota może was dziwić. Ale tylko dlatego, że nie znacie wszystkich możliwości mojej kabiny prysznicowej. Znajduje się w niej radio, reflektory, wentylator oraz mały przycisk z rysunkiem telefonu, który prawdopodobnie oznacza, że jest ona w stanie odebrać za mnie telefon w chwili, w której będę akurat zajęty namydlaniem swoich pach. Nie jest jasne, dlaczego wszystkie te funkcje powinienem uruchamiać za pomocą pilota, skoro używanie go oznacza, że znajduję się poza prysznicem i jestem w stanie nie tylko samodzielnie odebrać telefon, ale i swobodnie włączyć światło będąc ubranym i nienamydlonym, ale co tam. Fakt, że posiadam prysznic sterowany pilotem sprawia, że czuję się reprezentantem najbardziej rozwiniętego odłamu ludzkiej cywilizacji. Mój pilot do prysznica posiada także jeden nieoznaczony przycisk, który boję się nacisnąć, wyobrażając sobie, że
spowodowałoby to wyrzucenie mnie przez sufit wraz z racami i głośnym, nadawanym przez krótkofalowe radio alarmem: PRYSZNICUJĄCY W NIEBEZPIECZEŃSTWIE! PRYSZNICUJĄCY W NIEBEZPIECZEŃSTWIE!
Użyteczność prysznicowego pilota jest dalece ograniczona przez fakt, że moja łazienka posiada jedynie cztery metry kwadratowe. Jedyne miejsce, z którego nie mogę dosięgnąć przycisków w kabinie prysznicowej znajduje się na pralce; gdy na niej stoję, faktycznie jestem zmuszony do użycia pilota. To oczywiście tylko zachęca mnie do przełażenia z prysznica na pralkę kilka razy dziennie, tylko po to, by za pomocą pilota włączać i wyłączać znajdujące się w nim, pulsujące i świecące na niebiesko diody. Nie chcę wyszukiwać tutaj kolejnych powodów do narzekań, ale byłoby dużo lepiej, gdyby mój prysznic łapał też inne stacje poza Radiem Maryja. Kojące odczucie obmywania ciepłą wodą zaczyna mi się powoli kojarzyć z głosem ojca Rydzyka, co raczej nie wpłynie dobrze na stan czyjejkolwiek duszy.
Nie chcę, abyście odnieśli wrażenie, że mój polski superprysznic to przerost formy nad treścią i same fajerwerki. To nieprawda. Zwyczajne prysznice, które posiadają ludzie w innych krajach, zwyczajnie dostarczają wodę, która obmywa ich od czubków głów po pięty. Mój prysznic posiada sporą liczbę dających się regulować dysz wodnych, fontann i opcji masażu stóp, które potrafią zaskoczyć mnie nagłym natryskiem w najmniej spodziewanym miejscu, często natryskiem zimnym. Sporo czasu zajęło mi zaakceptowanie faktu, że przypadkowe strumienie wrzącej wody prosto w tyłek, zdają się być integralną częścią życia w Polsce. Byłoby super, gdyby dostawa gorącej wody w moim mieszkaniu była choć trochę bardziej niezawodna niż budżet nigeryjskich linii lotniczych, a nadmierny pobór prądu nie powodował eksplozji lodówki mojego sąsiada, ale właśnie dlatego mój polski prysznic jest doskonałą metaforą polskiej pomysłowości, czekającej aż podstawowe usługi zaczną wreszcie wspierać jej niezawodność.
Oczywiście nie każdy mieszkaniec Polski ma dostęp do najnowszych prysznicowych nowinek, ale są one reklamowane i dostępne wszędzie, w dodatku wcale nie tak drogo. Ja jestem posiadaczem wyjątkowego prysznica, ponieważ przykuł on oczy właściciela mieszkania, które wynajmuję. To świetny facet i złego słowa na niego nie mogę powiedzieć, ale posiada on tragiczną słabość do gadżetów. Jego żona nie pozwala mu bawić się nimi w domu, dlatego swój pociąg do nich zaspokaja, instalując je w moim mieszkaniu. Prysznic jest jego najcenniejszą zdobyczą. Za każdym razem, kiedy przychodzi, musi na niego popatrzeć. Czasami specjalnie wymyśla jakiś powód wizyty, tylko po to, by móc pobawić się pilotem - nieobce jest mu przyprowadzanie ze sobą kuzynów i grup zwiedzających prosto z Pcimia. Superprysznic to zresztą nie jedyny prezent, jaki od niego otrzymałem. Posiadam także małego, świecącego plastikowego ptaszka oraz dzwonek do drzwi, który gra 17 różnych melodii za każdym razem, gdy naciskają go Świadkowie Jehowy.
Kończę, bo muszę naładować baterię w mojej sterowanej laserem obieraczce do ziemniaków. W między czasie zastanowię się porządnie, jak mógłbym sprzedać ten artykuł polskim producentom pryszniców.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski