Protesty w Moskwie po śmierci Miloszevicia
Aktywiści Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej (KPFR) i kilku innych ugrupowań lewicowych pikietowali ambasady Holandii i USA w Moskwie.
Przed tą pierwszą - jak wyjaśnił lider KPFR Giennadij Ziuganow - protestowali oni przeciwko warunkom, w jakich w haskim więzieniu był przetrzymywany Slobodan Miloszević, a przed placówką amerykańską - przeciwko roli, jaką USA odegrały w "agresji" NATO przeciwko Jugosławii.
W akcjach uczestniczyło po ok. 50 osób. Mimo że były one nielegalne, milicja nie interweniowała. Obeszło się bez incydentów.
KPFR wydała też w poniedziałek oświadczenie, w którym odpowiedzialnością za śmierć Miloszevicia obdarzyła prokuratorów i sędziów trybunału ONZ ds. zbrodni w d. Jugosławii, a także przywódców państw NATO.
Specjalne oświadczenie w sprawie śmierci Miloszevicia zamierza uchwalić w środę Duma Państwowa, izba niższa parlamentu Rosji.
Przewodniczący jej Komisji Spraw Zagranicznych Konstantin Kosaczow zapowiedział w poniedziałek, że deputowani krytycznie ocenią działalność trybunału ONZ, który - jak to ujął - "zajmuje ewidentnie antyserbskie stanowisko".
Według Kosaczowa, rosyjscy parlamentarzyści zażądają też przeprowadzenia "wnikliwego, obiektywnego, międzynarodowego dochodzenia w sprawie przyczyn śmierci Miloszevicia z udziałem ekspertów z Rosji".
Choć rosyjska Cerkiew prawosławna oficjalnie nie odniosła się do śmierci Miloszevicia, w niektórych świątyniach modlono się w intencji zmarłego przywódcy d. Jugosławii.
Wiemy, że naród serbski miał niejednoznaczny stosunek do swojego byłego lidera. Nie nam oceniać jego działalność, gdy stanął już przed sądem Boga - oświadczył w poniedziałek protojerej Nikołaj Bałaszow z Patriarchatu Moskiewskiego. Wyraził on jednak ubolewanie, że trybunał ONZ w Hadze nie zezwolił Miloszeviciowi na wyjazd do Moskwy na leczenie. Finał sprawy pokazał, że była to antyhumanitarna decyzja - powiedział.
Jerzy Malczyk