Protest w pomorskich szpitalach
Plakaty, transparenty, blokowanie wejść do szpitali - tak wyglądał wczoraj dwugodzinny protest pomorskich lekarzy. Strajkowały szpitale: Miejski i Morski w Gdyni, Reumatologiczny w Sopocie, Wojewódzki, Psychiatryczny, Studencki, Dziecięcy oraz Akademickie Centrum Kliniczne w Gdańsku oraz placówki z Wejherowa, Kościerzyny, Słupska, Malborka i Lęborka.
Zdaniem dr. Tadeusza Podczarskiego, dyrektora Departamentu Zdrowia w Urzędzie Marszałkowskim, akcja - choć widoczna - nie spowodowała większych konfliktów i zakłóceń w pracy szpitali. Wczoraj rano kilkadziesiąt osób w białych fartuchach stanęło tuż za bramą wjazdową prowadzącą na teren gdańskiej Akademii Medycznej przy ul. Dębinki. Do protestujących lekarzy dołączyli studenci medycyny.
- Mogę pokazać, ile zarabia u nas lekarz - dr Marek Białko wyciąga z kieszeni odcinek wypłaty. - Za ratowanie życia brutto dostajemy 1500 złotych. Nawet jeśli jesienią otrzymamy 30 proc. podwyżki obiecanej przez pana ministra, to i tak nie będzie się czym chwalić. Dr Maciej Śmietański, jedyny w Polsce chirurg, który rutynowo przeprowadza operacje laparoskopowe przepukliny, zaraz po zakończeniu akcji protestacyjnej rozpoczyna zabieg. - Operację wyceniono na... 6 złotych - mówi z goryczą. - Tyle dostaje chirurg po 11 latach pracy.
Za godzinę spędzoną przy stole operacyjnym transplantolog otrzyma 9,80 złotego. Na widok protestujących lekarzy niektórzy pacjenci i ich rodziny nie mogli powstrzymać się od komentarza. - Kolejne rządy nic nie robią, by cokolwiek zmienić - stwierdził zdenerwowany Stanisław Siernik. - Nie dziwię się tym protestom, lekarze mają prawo domagać się godnych pensji. Organizatorzy akcji ostrzegają, że to nie koniec. W środę lekarze w całej Polsce wezmą urlopy na żądanie, niektórzy z nich chcą manifestować przed Sejmem.
Dorota Abramowicz