PolskaProtest ratowników medycznych w Poznaniu. Bronili zwolnionych kolegów

Protest ratowników medycznych w Poznaniu. Bronili zwolnionych kolegów

Około 50 ratowników medycznych protestowało w Poznaniu przeciwko zwolnieniu dwóch liderów ich związku zawodowego, którzy ich zdaniem zostali zwolnieni za sprzeciw dla prywatyzacji placówki.

Protest ratowników medycznych w Poznaniu. Bronili zwolnionych kolegów
Źródło zdjęć: © WP | Zenon Kubiak
Zenon Kubiak

W poniedziałkowe południe na parkingu przed budynkiem Rejonowej Stacji Pogotowia Ratunkowego przy ul. Rycerskiej w Poznaniu zebrało się około 50 ratowników medycznych.

- Jesteśmy tutaj, aby okazać solidarność z naszymi dwoma kolegami, którzy naszym zdaniem zostali niesłusznie zwolnieni dyscyplinarnie z pracy - wyjaśnia Robert Judek, jeden z ratowników.

Oficjalnym powodem zwolnienia dwóch pracowników pogotowia była awantura w izbie przyjęć szpitala przy ul. Szpitalnej, gdzie ratownicy przywieźli mężczyznę mającego zostać przyjętym do kliniki psychiatrycznej.

- Pani dyrektor Barbara Szeflińska przedstawiła mi trzy zarzuty. Miałem rzekomo popchnąć lekarza, ale nikt nie pokazał nam nagrania z monitoringu, na którym można by zobaczyć całą sytuację – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Aleksander Pawlak, jeden ze zwolnionych ratowników. – Drugi zarzut to przebywanie w karetce osoby nieuprawnionej, a był nią policjant, którego obecność przy osobach przyjmowanych na oddział psychiatryczny to standard, zresztą ten funkcjonariusz miał dyplom ratownika. A trzeci zarzut to nieregulaminowy strój, a konkretnie naszywka na kurtce „Nie strzelaj, jestem ratownikiem” – dodaje.

Zdaniem Pawlaka to był tylko pretekst do zwolnienia, ponieważ jest liderem związku zawodowego „Solidarność” pracowników pogotowia, który od dawna protestuje przeciwko planom prywatyzacji jednostki.

- Nasza stacja licząca 23 zespoły ratowników ma zostać przejęta przez stację w Koninie, która ma tylko 7 karetek. Przecież to tak, jakby ktoś postanowił przenieść drużynę Lecha z Poznania do Konina – mówi Pawlak. – Z poprzednim dyrektorem naszej stacji też mieliśmy konflikty, ale on przynajmniej z nami rozmawiał, czego nie można powiedzieć o obecnej pani dyrektor, która nie udziela nam żadnych bliższych informacji na temat naszej przyszłości – dodaje.

Ratownicy obawiają się pogorszenia warunków pracy i nie chodzi im wcale o wysokość pensji.

- U nas część pracowników ma umowy o pracę, a część kontrakty. W Koninie są wyłącznie kontrakty i obawiamy się, że w Poznaniu będzie tak samo – wyjaśnia Robert Judek.

Ratownicy zapowiadają zaostrzenie protestu, jeśli sytuacja się nie zmieni, ale zapewniają, że niezależnie od formy swoich działań, żadne z nich nie odbiją się na bezpieczeństwie poznaniaków.

W dniu protestu dyrektor Barbary Szeflińskiej nie było w pracy.

Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (35)