Prokurator strzelił sobie w głowę po konferencji
Do tragicznego wydarzenia doszło w Poznaniu podczas konferencji prasowej ws. rzekomego inwigilowania dziennikarzy Cezarego Gmyza i Macieja Dudy. Zastępca Wojskowego Prokuratora Okręgowego w Poznaniu płk Mikołaj Przybył prawdopodobnie usiłował popełnić samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Prokurator został zabrany do pobliskiego szpitala, a następnie przewieziony do innego szpitala na oddział chirurgii szczękowej. Obecnie jest przytomny i jego życie nie jest zagrożone, jest w dobrym stanie. O godz. 18 będzie operowany.
09.01.2012 | aktual.: 09.01.2012 15:00
Płk Przybył zwołał konferencje prasową, na której miał odnieść się do zarzutów, że prokuratura wojskowa w Poznaniu sześć razy złamała prawo, inwigilując dziennikarzy "Rzeczpospolitej" i tvn24.pl w związku z badaną przez nich sprawą odsunięcia od śledztwa smoleńskiego prokuratora Marka Pasionka.
Zobacz więcej: Dziennikarze inwigilowani za Smoleńsk? "To nieprawda"
"Zarzuty są bezpodstawne i kłamliwe"
W sobotę "Gazeta Wyborcza" podała, powołując się na wyniki kontroli, że prokuratura wojskowa z Poznania sześć razy złamała prawo, żądając by operatorzy sieci komórkowych ujawnili jej treść sms-ów dziennikarzy oraz prokuratorów w tej sprawie. Operatorzy tych danych nie udostępnili, powołując się na to, że tajemnicę korespondencji można uchylić tylko za zgodą sądu, której w tej sprawie nie było.
Podczas konferencji prokurator płk Mikołaj Przybył odczytał 15-minutowe, bardzo emocjonalne oświadczenie w sprawie domniemanej inwigilacji, w którym bronił prokuratury i mówił, że jest szkalowana, a media zostały zmanipulowane, co miało wynikać z faktu, że prokuratura "prowadzi bardzo poważne śledztwa związane z przestępczością zorganizowaną w Wojsku Polskim".
- Zarzuty, że miałem pełną wiedzę i podałem przedstawicielom mediów informacje nieprawdziwe, są całkowicie bezpodstawne i kłamliwe. Grożenie mi przez gazety odpowiedzialnością dyscyplinarną za rzekome wprowadzenie opinii publicznej w błąd uważam za jawne godzenie w zasadę niezależności prokuratora i kneblowanie mi ust - oświadczył podczas płk Przybył, odnosząc się do zarzutów medialnych, że prokuratura wojskowa w Poznaniu sześć razy złamała prawo, badając te przecieki.
"To próba wywarcia wpływu na sąd"
Przybył mówił, że prok. Łukasz Jakuszewski mógł żądać "wykazu połączeń dowolnego abonenta telefonu, jak również w każdym postępowaniu, niezależnie od wagi przestępstwa". - Stąd też prokurator żądający wykazu połączeń telefonicznych, w tym treści sms, by wykonać oględziny i analizę - w świetle powyższego stanowiska działał prawidłowo - dodał.
Za "skandal" Przybył uznał podanie informacji przez prasę, że prokuratura wojskowa kilkukrotnie złamała prawo - "na podstawie jakieś opinii, z którą nie zdążył się zapoznać i ujawnić jej treści Prokurator Generalny". Dodał, że nie wiadomo, czy postanowienia ws. sms-ów zostały zaskarżone. - Jeżeli tak, to jakim prawem opinię wydaje jakaś prokuratura apelacyjna przed rozstrzygnięciem sądowym? - spytał. Według niego taką sytuację można nazwać "przed-sądem" i "próbą bezprawnego wywarcia wpływu na niezawisły sąd zanim jeszcze podjął decyzje".
Za skandaliczne Przybył uznał też "zachowanie rzecznika prasowego Prokuratora Generalnego Mateusza Martyniuka, prokuratora Jacka Skały ze Związków Zawodowych Prokuratorów i Pracowników Prokuratury oraz prokurator Małgorzaty Bednarek reprezentującej Stowarzyszenie Ad. Vocem, którzy poprzez swoje oświadczenia w mediach wydali wyrok skazujący na śmierć zawodową prokuratora Łukasza Jakuszewskiego, nie znając stanu faktycznego sprawy ani obowiązującego stanowiska ekspertów".
Ujawnił, że kilkakrotnie referował (ostatnio w marcu 2011.r) stan śledztwa Seremetowi, "łącznie z przesłuchaniem pana prokuratora generalnego w charakterze świadka". - Pan prokurator generalny Andrzej Seremet miał szczegółową wiedzę na temat stanu śledztwa i podejmowanych czynności i je akceptował - dodał.
"Dziennikarze zostali zmanipulowani"
Zwracając się do mediów, Przybył powiedział: "pisząc nieprawdziwe i nieprzemyślane słowa o łamaniu prawa przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Poznaniu Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej, zostaliście włączeni w kampanię zmierzającą do jak najszybszego zlikwidowania tej ostatniej zapory przed systemem zorganizowanej przestępczości, pozwalającej na całkowite i bezkarne okradanie Wojska Polskiego". Według niego proponowane przejście prokuratorów wojskowych do cywilnych struktur prokuratury jest rozwiązaniem nieprawidłowym.
Zarzucił dziennikarzom, że zostali zmanipulowani. Dodał, że jego prokuratura prowadzi najpoważniejsze śledztwa, dotyczące przestępstw gospodarczych o charakterze zorganizowanym na szkodę sił zbrojnych. Według niego "zagrożone są nie tylko setki milionów zł pochodzące z budżetu państwa, ale przede wszystkim życie i zdrowie polskiego żołnierza, który często otrzymuje sprzęt wadliwy lub niesprawny". - W sytuacjach, gdy wysyłamy żołnierzy na misje, jest to niedopuszczalne - podkreślił.
- Nasze śledztwa obejmują coraz większy zakres i prowadzą do ujawniania nowych nieprawidłowości oraz systemu przestępczych powiązań, na styku działania prywatnej przedsiębiorczości i funkcjonariuszy państwowych decydujących o dystrybucji środków finansowych - mówił Przybył. - Ujawniliśmy przestępstwa korupcyjne, mechanizmy ustawiania przetargów i wyłudzania ogromnych kwot z budżetu Wojska Polskiego. Moim zdaniem to właśnie z tego powodu jesteśmy bezpodstawnie atakowani - ocenił.
Według Przybyła media są używane do "kampanii mającej przekonać ośrodki decyzyjne o nieprzydatności i archaiczności systemu wojskowego wymiaru sprawiedliwości". Dlatego też stanowczo zaprotestował przeciw "prowadzeniu zorganizowanej negatywnej kampanii medialnej, w toku której padają nieprawdziwe oskarżenia pod adresem prokuratury wojskowej".
Przypomniał, że 16 listopada 2010 r. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu wszczęła śledztwo ws. ujawnienia tajemnicy służbowej i rozpowszechniania bez zezwolenia informacji z postępowania dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Śledztwo miało też spowodować zatamowanie przecieków prasowych. - Wszechstronne sprawdzenie okoliczności musiało obejmować również sprawdzenie wątku ewentualnego udziału obcych służb specjalnych, zainteresowanych w podgrzewaniu atmosfery wokół katastrofy smoleńskiej i wzajemnego konfliktowania Polaków. Zwłaszcza w perspektywie nadchodzących w 2011 r. wyborów parlamentarnych i przewidywanej walki politycznej - dodał.
Według Przybyła śledztwo zaczęło się od notatki służbowej z 10 listopada 2010 r. sporządzonej przez p.o. rzecznika NPW kpt. Marcina Maksjana. Notatka zawierała informację o tym, że "osoba, która przedstawiła się jako redaktor Maciej Duda zażądała odpowiedzi na pytania dotyczące materiału opatrznego klauzulą niejawne". Rzecznik takiej informacji nie udzielił. W odpowiedzi usłyszał, iż wszystkie odpowiedzi znajdują się w "nadzorkach NPW" (aktach nadzoru prokuratorskiego) i aby rzecznik uzyskał dla niego wiedzę od prokuratora Pasionka lub gen. bryg. Zbigniewa Woźniaka - zastępcy NPW.
- Sytuacja taka, kiedy rzekomy dziennikarz ujawnia swoje źródło informacji i wskazuje na potencjalnego sprawcę przestępstwa ujawnienia tajemnicy służbowej, w mojej ocenie była nieprawdopodobna i na początkowym etapie śledztwa wykluczałem możliwość, że do kpt. Maksjana dzwonił dziennikarz - oświadczył Przybył. Dlatego w planie śledztwa przyjęto założenie dotyczące konieczności weryfikacji wszystkich kontaktów telefonicznych prokuratorów posiadających wiedzę w sprawie.
Przybył przyznał, że na jego polecenie kpt. Łukasz Jakuszewski sporządził szereg postanowień o żądaniu podania danych abonentów numerów telefonicznych z którymi łączyli się prokuratorzy posiadający limitowane informacje. Prokurator ten nie wiedział do kogo w istocie należą lub mogą należeć telefony. - Ja zaś, jako "główny prowadzący", jak określiły to media, miałem istotne wątpliwości co do tożsamości osób, które próbowały uzyskać od prokuratorów informacje o charakterze niejawnym - dodał. - Dopiero po uzyskaniu informacji od operatorów sieci telefonicznych na temat danych abonentów mogłem określić czy numer użytkowany jest przez policjanta, księdza, lekarza, czy też przez dziennikarza - podkreślił.
Jeszcze raz oświadczył, że zarówno on, jak i Jakuszewski pełną wiedzę w tym zakresie posiedli dopiero po uzyskaniu wszystkich danych od operatorów. - Zarzuty, że miałem pełną wiedzę w tym zakresie i podałem przedstawicielom mediów informacje nieprawdziwe są całkowicie bezpodstawne i kłamliwe - dodał Przybył. - Grożenie mi przez gazety odpowiedzialnością dyscyplinarną za rzekome wprowadzenie opinii publicznej w błąd uważam za jawne godzenie w zasadę niezależności prokuratora i kneblowanie mi ust - powiedział.
- Sprawdzana w toku śledztwa wersja o udziale obcych służb specjalnych zainteresowanych sprawą katastrofy smoleńskiej uzyskała swoje potwierdzenie w materiale dowodowym - powiedział Przybył. Według niego "prokurator nadzorujący postępowanie w sprawie katastrofy smoleńskiej, nie informując o tym wcześniej przełożonych, wszedł w kontakt z przedstawicielami obcych służb specjalnych. Dodał, że prokurator ten nie posiadał ochrony kontrwywiadowczej, która pozwala na weryfikację z kim się tak naprawdę kontaktuje. - Jest rzeczą oczywistą, iż przedstawiciel obcych służb specjalnych może przykładowo twierdzić, że pracuje na rzecz zupełnie innego państwa niż to, jako agent którego się przedstawia - dodał Przybył.
- O tym, że przedmiotem rozmowy pomiędzy prokuratorem nadzorującym śledztwo smoleńskie (i jak się na szczęście okazało) funkcjonariuszami amerykańskich służb FBI i CIA były fakty dotyczące bezpośrednio postępowania przygotowawczego świadczą jednoznacznie zeznania przesłuchanego przeze mnie agenta FBI - powiedział Przybył. Działania tego prokuratora ocenił jednoznacznie jako dalekie od profesjonalizmu i obowiązujących reguł. - O śledztwach prokuratorskich, z agentami innych państw, zwykle nie rozmawia się w restauracji. Tak mnie szkolono - oświadczył Przybył.
Na koniec oświadczenia płk Przybył zapewniał, że jako prokurator "nigdy nie przyniósł ujmy Rzeczypospolitej Polskiej" i że będzie bronić "honoru oficera Wojska Polskiego i prokuratora".
- W dniu dzisiejszym staję w obronie honoru prokuratorów wojskowych i sędziów wojskowych, których określa się jako nieprzydatnych i anachronicznych. W mojej ocenie należy odejść od systemu statystyki i liczenia spraw przypadających na głowę prokuratora czy sędziego, a zacząć liczyć pieniądze, jakie traciło i traci państwo polskie na skutek przestępstw popełnianych przez zorganizowaną przestępczość o charakterze gospodarczym, żerującą na budżecie Wojska Polskiego i w tym zakresie rozliczać z działalności wojskowy wymiar sprawiedliwości - mówił
"Prokurator ma uszkodzoną twarzoczaszkę"
Po odczytaniu oświadczenia prokurator wyraźnie zdenerwowany poprosił dziennikarzy o opuszczenie sali na kilka minut, aby ją przewietrzyć. Po wyjściu z pomieszczenia dziennikarze usłyszeli nagły huk.
Z relacji dziennikarzy, którzy byli na miejscu wynika, że gdy opuścili salę, usłyszeli huk. Początkowo myśleli, że upadła jedna z kamer. Ci, którzy byli najbliżej, wbiegli do środka. - Zobaczyłem, że za biurkiem leży prokurator, myślałem, że zemdlał. Kiedy podszedłem, zobaczyłem, że ma zakrwawioną głowę, chwilę później zauważyłem broń. Próbowałem mu pomóc i prosiłem o pomoc operatorów kamer, ale oni tylko filmowali - powiedział Łukasz Cieśla z "Głosu Wielkopolskiego".
Po kilkudziesięciu sekundach na miejscu pojawił się personel medyczny ze znajdującej się w budynku przychodni, po kilku minutach przyjechało kilka karetek pogotowia.
Na miejsce przyjechali też policjanci, Żandarmeria Wojskowej i prokurator. Płk. Przybyła po reanimacji przewieziono do szpitala. - Prokurator żyje. Udzielana jest mu pomoc. Na miejscu trwają czynności z udziałem prokuratora i Żandarmerii Wojskowej - poinformował Sławomir Schewe, rzecznik prasowy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Jak podał dyrektor szpitala Lesław Lenartowicz, prokurator jest przytomny, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. - Ma uszkodzoną twarzoczaszkę i aktualnie są prowadzone badania diagnostyczne tomografem komputerowym - powiedział.
Szef MSW Jacek Cichocki powiedział dziennikarzom, że ws. poniedziałkowej próby samobójczej prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Mikołaja Przybyła podjęte zostały "wszelkie czynności wyjaśniające".
- W przypadku osoby takiej jak prokurator lub osoby szczególnie ważnej, bo nadzorującej śledztwo, na pewno, jestem przekonany, czynności zostaną przeprowadzone szybko i bardzo rzetelnie - zapewnił Cichocki.
Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin powiedział z kolei, że zdarzeniu skontaktował się z Prokuratorem Generalnym Andrzejem Seremetem. - Z pełnym zaufaniem oczekuję wyjaśnień prokuratury, dotyczących okoliczności tego tragicznego zdarzenia. Jako Minister Sprawiedliwości - w razie zaistnienia takiej potrzeby - deklaruję pełną pomoc i wsparcie - powiedział Gowin.
Śledztwo w sprawie "ujawnienia osobie nieuprawnionej informacji stanowiącej tajemnicę służbową" oraz "rozpowszechnianie publiczne wiadomości pochodzących z postępowania przygotowawczego" dotyczącego katastrofy smoleńskiej wszczęła Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. W czerwcu ubiegłego roku trafiło ono do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Podejrzewany o przeciek był nadzorujący śledztwo smoleńskie prokurator Marek Pasionek z NPW. Został on zawieszony w obowiązkach, czeka go też postępowanie dyscyplinarne.
Pod koniec 2011 r. warszawska prokuratura umorzyła wszystkie pięć wątków śledztwa, w tym co do rzekomego ujawnienia informacji dziennikarzom przez Pasionka.
W końcu grudnia "Rzeczpospolita" napisała, że wojskowi prokuratorzy analizowali billingi i smsy dziennikarzy śledczych Macieja Dudy z TVN24.pl i Cezarego Gmyza z "Rz". "Rz" podała, że prokurator wojskowy zażądał od operatorów telefonicznych wykazu wszystkich połączeń dziennikarzy z ponad połowy 2010 r., zwrócił się też o wykaz oraz treść otrzymanych i wysyłanych przez nich sms-ów. Płk Przybył w ubiegłym tygodniu, odnosząc się do tej publikacji, zaznaczał, że informacje podane przez "Rz" są nierzetelne, a w części nieprawdziwe.