Projekt ustawy o in vitro. Dębski: jedna osoba zdewastowała wizerunek Platformy Obywatelskiej
Nazywa się Hatka, Helena Hatka! Mówi to Państwu coś? Mnie do niedawna też nic nie mówiło. Okazuje się jednak, że to pani senator Platformy Obywatelskiej, która zasłynęła ostatnio decyzją, która zdewastowała w senackiej Komisji Zdrowia wizerunek swojej partii - pisze Wiesław Dębski w felietonie WP.
Ale po kolei. Prawie 8 lat mija od czasu, gdy dość nieoczekiwanie premier Donald Tusk i szefowa resortu zdrowia, Ewa Kopacz zapowiedzieli przygotowanie i przeprowadzenie przez parlament projektu ustawy o In vitro. I 8 lat trwały w PO przepychanki wokół tego tematu. Nic z tuskowych zapowiedzi nie wychodziło. Platforma, cwana jucha, tłumacząc się swoją wewnętrzną tolerancją światopoglądową pozwalała ten temat blokować kilkudziesięcioosobowej grupie tzw. konserwatystów. Tusk zaś mógł pokazywać: chcę, ale nie mogę! Z czasem z PO odchodzili kolejni główni blokujący - Gowin, Żalek, Godson. I nic się nie zmieniało.
Potrzeba było klęski w wyborach prezydenckich a po niej gwałtownego spadku notowań sondażowych partii, by premier Ewa Kopacz przymusiła brokerów do rozsądnych zachowań. Ustawę w końcu Sejm przyjął!!! Fanfary. Ochy. Achy. Sukces. Nadzieja na poprawę notowań.
I w tym miejscu pojawia się wspomniana wyżej senator Helena Hatka. To ona na posiedzeniu senackiej Komisji Zdrowia wstrzymała się od głosu (a dwóch jej partyjnych kolegów zabrakło na sali). I bęc, i klops. Komisja zarekomendowała Izbie Zadumy odrzucenie rządowej (!!!) ustawy w całości!
Konia z rzędem temu, kto zgadnie, jaką decyzję podejmie Senat w piątkowym głosowaniu. Rozsądni ludzie (a jest takich w PO co nieco) od dawna przekonywali swych kolegów, że in vitro to procedura medyczna pozwalająca spełnić marzenia ludzi bez szans na potomstwo. Mówili, że jej przyjęcia wymagają przepisy unijne, że jej obecny kształt powinien zaspokoić oczekiwania oponentów. Nie pomogła nawet przestroga Ewy Kopacz, że odrzucenie ustawy może pogrzebać szanse wyborcze Platformy. Słuchając rano pani premier w radiowej Trójce odniosłem wrażenie, że sama nie wierzy w siłę swego przekonywania.
A i prezydent Bronisław Komorowski dorzucił do problemów szefowej PO swoje trzy grosze. Wprawdzie powiedział, że podpisze ustawę o in vitro, ale jednocześnie zastrzegł: "o ile będzie ona zgodna z konstytucją". I wysłał list do marszałka Senatu Bogdana Borusewicza z "sugestią rozwiązania kwestii, która może stanowić zagrożenie dla konstytucyjności przyjętego rozwiązania". Cokolwiek to może znaczyć... .
Senator Hatka nie ulega. A nawet z podniesionym czołem mówi: zobaczymy czy dla ludzi o moich poglądach jest w PO miejsce. Sam jestem ciekawy odpowiedzi, przecież partia nie może rzucać się od ściany do ściany, gdy idzie o przeżycie (polityczne oczywiście), trzeba potrafić powiedzieć: nie chcecie iść z nami, to idźcie do innych.
Wypowiedź pani senator jest inspirująca. Zainspirowani nią zwolennicy in vitro będą mogli porównać listę głosujących "na nie" senatorów z listami wyborczymi PO. Myślę, że dla wielu osób zaliczających się do "płynnego elektoratu Platformy" może to być decydujące w chwili podejmowania decyzji, jak głosować!
Ale właściwie po co się tak męczyć, panie i panowie z Platformy? Może warto sobie odpuścić? Może PO powinna wycofać się do opozycji, odbudować i wrócić mniejszą, ale silniejszą?!
To co dzieje się w PO powinni też obserwować politycy lewicy. To ciągłe lawirowanie wokół in vitro, związków partnerskich, układów państwa z Kościołem (np. niedoszła likwidacja Funduszu Kościelnego) zwalnia dla jednoczącej się lewicy sporo miejsca, oddawanego za bezdurno przez PO. Nic tylko czerpać, pełnymi garściami. Ale do tego trzeba mieć jeszcze trochę oleju w głowach. Pojąć wreszcie, że kilka list wyborczych jest gwarancją absencji w przyszłym Sejmie jakiejkolwiek lewicy. I, że lepsze jest poszukiwanie haseł łączących niż kłótnie o to, kto jest PRAWDZIWĄ lewicą.
Warto też wziąć przykład z PiS, które na czas kampanii wyborczych z sukcesem chowa swoich starszawych polityków, żyjących wspomnieniami dawnych sukcesów. Lewica (a raczej jej część) też ma takie persony, które nie chcą się wycofać do trzeciego szeregu, maszerują od studia do studia i wciąż przekonują - wprawdzie z lekką zadyszką - to idzie młodość, młodość, młodość... . Choć powinni raczej usiąść w parku na ławeczce i zaśpiewać - trawestując Fogga: spostrzegłem dzisiaj ostatni siwy włos na mojej skroni... .