Program stypendialny Fundacji "Dzieło Nowego Tysiąclecia"
W dorosłość wchodzą pokolenia, dla których Jan Paweł II jest jedynie postacią historyczną. Warto więc przypomnieć, że jest taki jeden szczególny pomnik, który sprawia, że pamięć o nim nie ulega całkowitemu zatarciu.
25.09.2015 | aktual.: 30.09.2015 14:44
Trzy z dwóch tysięcy cegiełek
Z roku na rok nasza pamięć o Janie Pawle II zaciera się. W dorosłość wchodzą powoli pokolenia, dla których jest on jedynie postacią historyczną, pamiętaną co najwyżej z wczesnego dzieciństwa. Tym bardziej przypomnieć warto, że jest taki jeden szczególny pomnik, który sprawia, że pamięć ta nie ulega całkowitemu zatarciu. Pomnik, który wciąż jest w budowie, i do budowy którego cegiełki dołożył niejeden z nas…
Celował w gwiazdę
Genewski ośrodek Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych CERN znany jest dobrze pasjonatom fizyki. W jego szwajcarskiej siedzibie pracuje na stałe niespełna 300 Polaków. Co roku na wakacyjne staże wyjeżdża też do Genewy pewna liczba przyszłych inżynierów z polskich uczelni politechnicznych. Czasem zdarza się, że jedzie z nimi ktoś młodszy jako obserwator. Ostatniego lata prócz studentów na wyjazd załapał się 17-letni Robert. - O programie stażowym w CERN-ie dowiedziałem się ze strony internetowej Politechniki Warszawskiej. Od razu po powrocie skontaktowałem się z prof. Janem Plutą, kierownikiem tamtejszego Zakładu Fizyki Jądrowej. Po wstępnym wywiadzie środowiskowym, potwierdzeniu moich naukowych osiągnięć i zainteresowań, uznał, że taki staż to faktycznie propozycja dla mnie.
W ciągu 11-dniowego pobytu w Genewie Robert pod okiem starszych kolegów rozwijał swoje umiejętności z zakresu programowania i pracy z bazami danych. Dostrzegł, że dla postępu w badaniach jądrowych na równi z fizykami potrzebni są informatycy, którzy będą w stanie opracować dostarczone przez tych pierwszych dane.
Wizyta w CERN-ie to dopiero przedsmak naukowej kariery jaka, być może, czeka Roberta. Ale równocześnie można ją uznać za zwieńczenie pierwszego etapu drogi, jaką obrał kilka lat wcześniej.
- Od dziecka lubiłem wieczorami patrzeć w gwiazdy. W gimnazjum wystartowałem w ogólnopolskim konkursie astronomicznym, udało się wygrać. W nagrodę otrzymałem teleskop. Pierwszą „gwiazdą”, ku której zwróciłem obiektyw był… Saturn. Gdy ujrzałem go w pełnej krasie, z pierścieniami, było tylko wielkie „WOW”. – śmieje się chłopak – Potem, dzięki Fundacji, kupiłem sobie lustrzankę i tak zaczęła się moja przygoda z astrofotografią. Zacząłem czytać o historii wszechświata, wielkim wybuchu, i gdzieś tam dostrzegłem miejsce dla siły wyższej, która chyba musiała go poprzedzać.
Przed CERN-em, jeszcze w gimnazjum, był też Festiwal Uczniowskiej Nauki, który wygrało stoisko Roberta i jego kolegów. Nagrodą wtedy była wizyta w warszawskim Centrum Nauki Kopernik. Dzisiaj Robert sam, przy wsparciu swojego liceum, organizuje I Sierpecki Młodzieżowy Festiwal Nauki.
Ten świat taki nie jest
Sylwia z pewnością nie jest typem młodego dziennikarza, który poznała Polska dzięki robiącemu w ostatnich tygodniach furorę nagraniu z „Familiady”. Choć tak po prawdzie to wygrała parę lat temu odcinek „Jednego z Dziesięciu”. Dzisiaj, mimo, że pisuje regularnie w jednym z katolickich tygodników i jest jedną z prowadzących „Pytania po drodze” w TVP Regionalnej, odżegnuje się raczej od dziennikarstwa jako swojego pomysłu na życie. I robi to jako laureatka dziennikarskiego Konkursu Akademickiego im. biskupa Jana Chrapka. - W pewnym momencie poczułam, że ten dziennikarski opis świata jest niewystarczający. Jego obraz skrócony do 2 tysięcy znaków nie oddaje istoty spraw, o których ja chce opowiadać – ten świat taki nie jest. Dlatego zaczęłam szukać innych sposobów na to, by powiedzieć o ludziach jak największą cząstkę prawdy. Bo całej prawdy się nie da.
Sylwia szukała w studiach dziennikarskich, potem teologicznych i etnologicznych. Wchodząc do jej pokoju, wśród sterty innych książek, niemal potknąłem się o leżącego przy łóżku Habermasa. Dzisiaj Sylwia robi doktorat z antropologii na UJ. Temat „podwyższonego ryzyka”, ale też nieustająco aktualny – spór wokół działalności artystycznych oskarżanych o obrazę uczuć religijnych. Dlaczego tak?
- Media lubią polaryzować dyskusję i przez to często ją psują. Ale pojedynczo potrafimy jeszcze być wrażliwymi na siebie nawzajem i potrafimy rozmawiać. Chciałabym, abyśmy nauczyli się szanować pojedynczego człowieka, dostrzegać go w tym tłumie skandujących wrogie hasła oponentów.
Bo sztuka to za mało
Karierę akademicką widzi też dla siebie 19-letni Patryk, dziś na pierwszym roku filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Nie dalej jak miesiąc temu Stołeczne Centrum Edukacji Kulturalnej gościło na swych deskach jego poezję. Recytowały dwie koleżanki Patryka, też stypendystki. On sam wtórował im na fortepianie. „Poleciał” Rachmaninow i Etiuda „Rewolucyjna” Chopina, były też kompozycje własne. Wśród publiczności z rąk do rąk krążyły fotografie przedstawiające rzeźby Patryka.
- Ta, nazwijmy ją szumnie, sztuka służy przede wszystkim mi, jest elementem moich poszukiwań. Ominął mnie na szczęście etap, w których chciałbym coś bardzo mocno przekazywać innym. – żartuje chłopak. – Wolę traktować ją jako swoją pasję niż sposób na życie, który by mnie ograniczał. Niech to będzie dodatek, który poszerzy moje horyzonty. Trochę dziwne to słowa w ustach zdobywcy 3 miejsca w Międzynarodowym Konkursie Muzycznym im. Ignacego Jana Paderewskiego. O wszystkich nagrodach w konkursach ogólnopolskich i wojewódzkich już nawet nie wspominając.
- Muzyka jest zbyt absorbująca, wymaga zbyt wielu poświęceń. Słuchając czasem słów mistrzów kompozytorskich odnoszę wrażenie, że ich muzyczna wirtuozeria idzie w parze z kompletną nieznajomością świata poza tą muzyką. Praktyka kompozytorska zabiera im tyle czasu, że nie starcza go już w ogóle na zdobywanie wiedzy z innych dziedzin życia. Ja chciałbym tego uniknąć – tłumaczy Patryk na poły żartobliwie.
Śmierć, z której zrodziło się dobro
- Zawsze chłonąłem wiedzę jak gąbka, ale też jak gąbka byłem gotów przekazywać ją dalej. Nieraz zamiast uczyć się samemu do jakiegoś konkursu czy olimpiady, wolałem pomóc przygotować się do klasówki komuś, kto miał problem z opanowaniem jakiegoś materiału – wspomina Robert.
Gdyby na korepetycjach z kolegami aktywność Roberta się kończyła, pewnie nie byłoby o czym pisać. Ale jest jeszcze harcerstwo, Szlachetna Paczka, wolontariat w PCK i FundacjA-DAM siebie. Szczególnie o tym ostatnim wspomnieć warto kilka słów.
- Adam był moim kolegą z PCK i harcerstwa, który przed dwoma laty zginął w wypadku samochodowym. Był wtedy w 1 klasie liceum, ja byłem o rok młodszy. Tamtego dnia wraz z kolegami przygotowywał się do zawodów z udzielania pierwszej pomocy. Los chciał, że po kilku godzinach sam tej pierwszej pomocy potrzebował. Udało się wtedy uratować wszystkich pasażerów, wszystkich poza Adamem. Po 11 dniach walki w szpitalu chłopak zmarł. Gdyby nie jego koledzy, ratownicy, odszedłby jeszcze na miejscu wypadku – opowiada Robert.
Dzięki pobranym od Adama organom udało się uratować 5 innych osób. Z tragicznego wydarzenia udało się jednak wyprowadzić jeszcze inne dobro. W jego rodzinie i wśród przyjaciół narodziła się potrzeba upamiętnienia pięknego, choć krótkiego, życia tego chłopaka. Tak powstała FundacjA-DAM siebie, której Robert został wolontariuszem. Dzisiaj, jako ratownik przedmedyczny, prowadzi wśród swoich rówieśników szkolenia z zakresu pierwszej pomocy, ale także krwiodawstwa, dawstwa szpiku i organów.
- Tu nie chodzi tylko o to, że pomagam innym ludziom, bo sam coś im zawdzięczam. Co z tego, że osiągam sukcesy, jeśli nie byłbym w stanie dzięki swoim umiejętnościom komuś pomóc? – pyta retorycznie chłopak.
Bez białych rękawiczek
Łatwo mówić o szacunku dla drugiego człowieka i wrażliwości na jego potrzeby na poziomie akademickich dysput. Trudniej okazać go, gdy mijamy na ulicy człowieka brudnego, pijanego, bez dachu nad głową.
- Pięknie powiedział o tym jeden z moich znajomych ze wspólnoty. Zazwyczaj patrząc na bezdomnego widzimy wyciągnięte ręce, które proszą o pomoc. My staramy się za tymi rękoma dostrzec twarz. Uczymy się dostrzegać w niej człowieka również wartego kochania. Bo przecież Bóg go kocha.
Od kilku miesięcy Sylwia uczestniczy w posłudze wspólnoty Sant’Egidio, która za swój cel, wzorem dobrego Samarytanina, obrała przyjaźń z ubogimi i głoszenie wśród nich Ewangelii. Wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami dziewczyna uczestniczy w spotkaniach z bezdomnymi z warszawskiej „Patelni”, przygotowując im kanapki, służąc rozmową i pomocą w powrocie do normalnego życia.
- Chciałam spróbować jak smakuje to radykalne chrześcijaństwo, do którego nawołuje nas Ojciec Święty Franciszek. O Sant’Egidio przygotowywałam wcześniej artykuł i zrozumiałam, że łatwo jest o takich ludziach pisać, samemu zachowując czyste ręce. Pomyślałam o sobie: „Ty głupia dziewucho, nie chcesz nawet wyjść na ulicę, zobaczyć jak to naprawdę wygląda…”. No to teraz robimy to na serio – śmieje się dziewczyna.
Wdzięczny za krzyż
- Pochodzę z rodziny głęboko religijnej, wychowany zostałem w wierze katolickiej, co niedzielę chodziłem z rodzicami do kościoła. Musiało jednak minąć trochę czasu, musiałem wykonać nad sobą sporą pracę, dojrzeć, by wyjść w tym poza pewien rytualizm. – wspomina Patryk – Na dobrą sprawę nigdy nie przeżyłem jednak jakiegoś poważniejszego kryzysu wiary, nie miałem okresu buntu. Nawet byłem na swój sposób wdzięczny za ten pewnego rodzaju bagaż, krzyż. Bez niego nie byłbym tym, kim jestem, nie osiągnąłbym tego, co osiągnąłem.
Gdy tak przy herbacie rozmawiamy o Bogu i sztuce, inna Sylwia, również stypendystka, prasuje Patrykowi koszule. Żaden to patriarchalizm, ot wspólnota. Patryk od 3-go roku życia jest niewidomy.
Robert i Patryk są stypendystami, a Sylwia absolwentką programu stypendialnego Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Obchodząca w tym roku swoje XV-lecie Fundacja powstała przy Konferencji Episkopatu Polski jako owoc papieskiej pielgrzymki do Polski z roku 1999. Głównym celem Fundacji jest podnoszenie szans edukacyjnych uzdolnionej młodzieży z małych miast i wsi. W trakcie swojej 15-letniej działalności Fundacja udzieliła pomocy przeszło 10 tys. młodych ludzi, w chwili obecnej jej stypendystami pozostaje ponad 2 tys. osób – studentów oraz uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Podczas obchodów XV Dnia Papieskiego można wesprzeć to dzieło wysyłając SMSa o treści „Pomoc” pod numer 74 265 (koszt 4,92 zł z VAT) lub za pomocą strony https://www.dzielo.pl.
Karol Wojteczek, absolwent programu stypendialnego