Prof. Wojciech Materski, PAN: Putin zagrał w stylu Stalina
W kwestii Krymu Putin pokazał, że drzwi są już zatrzaśnięte. Świetnie się przygotował do ostatniego rozdania tego pokera. Przywołał precedens Kosowa, sypał jak z rękawa datami, cytatami z rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Obama został ograny, a Europa znalazła się w niekomfortowym położeniu. Dotychczas nałożone sankcje straciły rację bytu - mówi w wywiadzie dla WP.PL Prof. Wojciech Materski z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk.
WP: Agnieszka Niesłuchowska: Wystąpienie Władimira Putina właściwie zamyka sprawę. Krym został anektowany przez Rosję.
Prof. Wojciech Materski:Putin chciał załatwić sprawę Krymu jak najszybciej. Postawić Europę przed faktem dokonanym, nim ta wypracuje wspólne stanowisko. Z punktu widzenia rosyjskiego porządku formalno-prawnego - nie ma już odwrotu. Podobnie jest z aspektem genezy tej decyzji - zgodnie z rosyjską konstytucją, Rosja była zobowiązana do obrony mieszkających poza granicami państwa obywateli. Było to więc proste, jako że w całej południowo-wschodniej Ukrainie, mieszka ogromna większość rosyjska, buntująca się – zapewne z polecenia Kremla - przeciw kierunkowi narzucanemu przez samozwańcze władze kijowskie.
WP: Orędzie Putina to jednocześnie pokaz siły przed Zachodem.
- To prawda. Z jednej strony przekonywał, że nie ma złych zamiarów w stosunku do społeczności międzynarodowej, a chłopców NATO będzie z otwartymi rękoma witać w Sewastopolu, z drugiej - zakomunikował, że jeśli Zachód nie przyjmie do wiadomości anektowania Krymu, Rosja będzie swoją politykę na Ukrainie kontynuować. Przekonywał, że bolszewicy bez żadnego konkretnego powodu włączyli znaczne tereny ziem rosyjskich, dzisiejszej południowo-wschodniej Ukrainy, do Ukraińskiej Republiki Sowieckiej. Były to tereny rdzennie rosyjskie, do których Ukraina nigdy nie miała żadnych praw. Do tego jeszcze Chruszczow zapewne w ramach rekompensaty za Wielki Głód, ofiarował Krym Ukrainie, wbrew wówczas obowiązującej sowieckiej konstytucji. Poprzez liczne nawiązania do wybiórczo dobranych wydarzeń historycznych Putin starał się stworzyć wrażenie powrotu do ojczyzny ziem bezprawnie oderwanych.
WP: Doskonale przygotował się do konfrontacji dyplomatycznej.
- Podobną metodę stosował Stalin podczas konferencji międzynarodowych Wielkiej Trójki. Nim Churchill z Roosveltem i Chang Kaj-szekiem porozumieli się, Sowieci byli już daleko z przodu. To specyfika systemu zwanego demokracją organizowaną, a w gruncie rzeczy – jednowładztwa, które – w sensie taktycznym opiera się na działaniu bez zwłoki, którą wymuszają procedury demokratyczne.
W kwestii Krymu Putin pokazał, że drzwi są już zatrzaśnięte. Świetnie przygotował się do ostatniego rozdania tego pokera. Przywołał precedens Kosowa, sypał jak z rękawa datami, cytatami z rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Powyciągał fragmenty, w których mowa o tym, że ludność, która opowie się za oderwaniem od państwa, niezależnie od decyzji władz centralnych kraju, postępuje zgodnie z prawem międzynarodowym. W ten sposób, cynicznie „zapominając” o wojnach czeczeńskich, starał się zawczasu obalić kluczowy argument w przyszłych sporach dyplomatycznych.
WP: Jaka będzie reakcja Europy?
- Kary, sankcje stosuje się po to, by wymusić pewne zachowania lub je zablokować. Mleko się rozlało. Niemniej nie można pozostać bezczynnym, by nie prowokować nowych Krymów. Ale o skoordynowane, dotkliwe dla Moskwy retorsje będzie bardzo trudno; zbyt wiele interesów tu się ściera.
WP: Zachód się ośmieszył?
- Dotychczas nałożone sankcje, zgódźmy się, że symbolicznego a nie realnego charakteru, straciły rację bytu, a Europa znalazła się w niekomfortowym położeniu. Zresztą, było to do przewidzenia. Przy takiej niejednolitości stanowisk w Unii trudno wypracować wspólną politykę, która byłaby skutecznym narzędziem nacisku na Rosję. Konsekwencje będą dotkliwe prestiżowo nie tyle dla UE jako wspólnoty, co polityków poszczególnych państw.
WP: Czyj wizerunek ucierpi najbardziej?
- Prezydenta USA, ponieważ już drugi raz na przestrzeni kilku miesięcy poniósł dotkliwą porażkę dyplomatyczną. Wcześniej został ograny w sprawie syryjskiej – Putin umocnił swoją pozycję w rejonie Bliskiego Wschodu. Stał się równoprawnym graczem dzięki uznanemu przez Waszyngton porozumieniu paryskiemu. Prezydentura Obamy od dawna wychodzi bokiem Europie, dlatego dobrze, że przynajmniej teraz bardziej, acz mało skutecznie zaangażował się w sprawy Starego Kontynentu.
WP: Co zrobi Angela Merkel? To przecież jedyna osoba, z którą Putin się liczy.
- Będzie miała trudną sytuację wewnętrzną. W dodatku wypomniał jej niejako poparcie Rosji dla zjednoczenia Niemiec – tu, a nie w Anschlussie Austrii czy Sudetów - szukając analogii historycznych. Nie wiem, jakie kroki podejmie. Ma świadomość, że choć Putin dziś tego nie powiedział, Rosja może pójść za ciosem i stanąć w obronie swoich obywateli, których ogromny odsetek mieszka na Łotwie, w Estonii czy Kazachstanie. Często podkreśla, że gdy Rosjanie poza granicami kraju poproszą o obronę, państwo nigdy nie odmówi im wsparcia. Brzmi to groźnie.
WP: Krym to dla Putina punkt docelowy na mapie Ukrainy?
- Być może będzie dążył do dezintegracji, a w przyszłości – federalizacji lub konfederalizacji Ukrainy. Nie sądzę jednak, by dalsze rozgrywki toczyły się tak dynamicznie jak do tej pory. Trudno będzie bowiem wydzielić teraz z państwa odrębny podmiot, jakąś Ukrainę południowo-wschodnią. Z pewnością niepokoje w kraju wzrosną i będą się utrzymywały aż do wyborów prezydenckich. A co potem, zobaczymy.
WP: Władimir Putin powiedział, że w Kijowie nie ma z kim rozmawiać. Czy nowy rząd Ukrainy ma jeszcze cokolwiek do powiedzenia ws. Krymu?
- Działania ukraińskiego rządu powinny się sprowadzać do działań technicznych. Nadrzędnym celem jest rozpisanie wyborów prezydenckich, przyjęcie ustawy o nowej ordynacji wyborczej i przeprowadzenie wyborów parlamentarnych. Dopiero nowy parlament mógłby podejmować konkretne decyzje z zakresu porządku konstytucyjnego, dokonywać dalej idących reform – bardziej przemyślanych, niż skrajnie nieodpowiedzialna ustawa językowa.
WP: Jaka jest przyszłość półwyspu?
- Jeśli spojrzymy na to z historycznej perspektywy, Krym nie jest ukraiński ani rosyjski, ale krymsko-tatarski. Jego naród był przez lata wyniszczany i już nigdy nie będzie funkcjonował autonomicznie. W sporze między walczącymi o niego Rosją i Ukrainą klamka zapadła. I nie sądzę, by Ukrainie udało się go w przewidywalnej przyszłości odzyskać.
Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska