Prof. Staniszkis: jak kryzys zmienia sposób działania UE
To, że kryzys zmienia sposób działania Unii jest banałem. Formułowanie na ten temat „teorii” jest zapewne przedwczesne. A jednak… Nie mogę się oprzeć pokusie, żeby nie zasygnalizować, dokonującego się na naszych oczach, odwrotu w UE od sieciowej władzy z ruchomym centrum (a czasem – w ogóle centrum pozbawionej) i powrotu do hierarchicznej (a może – wręcz homogenicznej) formuły zarządzania. Co więcej – i to właśnie jest tak fascynujące – stało się to możliwe dzięki tym samym procedurom, które zdawały się gwarantować trwałe przejście do sieciowości i postpolityczności.
02.04.2009 | aktual.: 02.04.2009 07:45
Mam tu na myśli dwie kluczowe procedury tzw. integracji funkcjonalnej. Po pierwsze – tzw. Otwartą Metodę Koordynacji, w ramach której – na zasadzie dobrowolności – segmenty administracji unijnej i administracji poziomu państw tworzyły pajęczynę kontaktów mających przyspieszyć rozwiązanie danego problemu. Dziś, gdy wspólnotowy punkt widzenia oddziaływuje w UE słabiej (bo kryzys wzmocnił tendencję do „politykowania” w sensie walki o przywództwo pomiędzy największymi państwami), ta sama metoda staje się wehikułem regionalizacji i wprowadzania – tak niekorzystnej dla nas – formuły Europy „różnych prędkości”.
Podobnie stało się w drugiej procedurze – tzw. delegacji uprawnień. Chodzi o tworzenie różnego typu unijnych agencji, na które wspólnotowe instytucje cedowały swoje zadania i uprawnienia. Komisja ma, w założeniu, kontrolować ich działanie. Ale dziś, gdy – na skutek kryzysu – słabnie, jej rolę w niektórych sytuacjach przejmują konsorcja zachodnioeuropejskich firm. To nie tylko zmienia standardy (np. nie wymaga się od partnerów „dobrych praktyk”, choćby w sferze praw człowieka), ale – potrzebuje politycznego patrona. Widać to chociażby w projekcie zmodernizowania (za środki europejskie) ukraińskiej sieci gazociągów (i instytucji).Wiodącym aktorem stają się tu banki i konsorcjum dystrybutorów gazu z Zachodniej Europy. A hegemonem w tym obszarze zostają Niemcy, bo tylko one mają tak rozbudowane relacje z Rosją, iż będą w stanie spacyfikować opór tej ostatniej.
I tak powstaje – w miniaturze – replika zasady, na której opierało się Imperium Brytyjskie. Tam chodziło o grę finansową, która wymagała istnienia centrum zaufania: to więc sama gra reprodukowała ośrodek imperialnej władzy w londyńskim City.
Renacjonalizacja, regionalizacja Europy (już bez kamuflowania konfliktów), nowy realizm sprzyjający obudowaniu hierarchii, nowi aktorzy (konsorcja firm) wspierający agendy UE, wreszcie osłabienie momentu wspólnotowego i solidarności. Czy to tylko chwilowa dezintegracja (aby przetrwać kryzys) czy – trwała zmiana? Pokusy, żeby ten stan utrwalić (choćby przez praktykę „różnych prędkości”), wydają się w Zachodniej Europie silne. Obserwujemy przejście od dyktatu idei (wizji, ale też – zobowiązań wobec narzuconej sobie tożsamości), przez dyktat formy (choćby tej z Traktatu Lizbońskiego, gdzie procedury miały wymuszać oscylację między interesem całości i części, oraz - zachowanie choćby minimalnych standardów) do dzisiejszego dyktatu „nowego realizmu”, z naciskiem na interesy, rachunek i – siłę. Być może jest w tym mniej hipokryzji – ale czegoś szkoda.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski