Prof. Regulski: utrata mandatu byłaby nieadekwatna do winy
Utrata mandatu jest nieadekwatna do przestępstwa. To tak, jakby
pan spóźnił się jeden dzień z czynszem i za to wyrzucili pana z
mieszkania. To ośmieszanie prawa - mówi "Rzeczpospolitej" prof. Jerzy Regulski, współtwórcą reformy samorządowej na początku lat 90., komentując sprawę opóźnień samorządowców w złożeniu oświadczeń majątkowych.
"Rzeczpospolita": Czy samorządowcy złamali prawo?
Prof. Jerzy Regulski: To za dużo powiedziane. To było nieistotne naruszenie prawa. Termin składania oświadczeń majątkowych nie jest precyzyjny. Zmiana ustawy o ordynacji wyborczej została wprowadzona bez nowelizacji ustawy o samorządzie, a w przypadku oświadczeń regulują tę samą sprawę. Obywatel stosuje się do jednolitej ustawy, a tu nagle okazuje się, że w innej jest sprzeczny przepis. Czy za każdym razem, kiedy czytam ustawę, mam podejrzewać, że to niepełne przepisy?
Ale ukarać ich trzeba?
- Utrata mandatu jest nieadekwatna do przestępstwa. To tak, jakby pan spóźnił się jeden dzień z czynszem i za to wyrzucili pana z mieszkania. To ośmieszanie prawa, bo za takie przewinienie powinien być mandat, upomnienie i wezwanie do uzupełnienia oświadczenia. Dopiero potem odbieranie stanowiska. Przeprowadzenie powtórnych wyborów będzie kosztować miliony złotych. I to nie burmistrz, który zapomniał o oświadczeniu, za nie zapłaci, tylko my, podatnicy. Kara utraty mandatu została wprowadzona w ramach walki z korupcją. Czy kilkudniowe spóźnienie narusza cel ustawy? Oczywiście, nie.
Czy istnieje jakieś legalne wyjście z sytuacji?
- Wojewoda informuje radę gminy czy miasta o niezłożeniu oświadczenia przez samorządowca. Rada wysłuchuje tłumaczenia spóźnialskiego. Radni mogą stwierdzić, że była to poważna sprawa, a nie zaniedbanie i uznają, że mandat wygasa, ale mogą też przyjąć jego usprawiedliwienie i przegłosować uchwałę o odmowie wygaszenia mandatu. Wtedy wojewoda może ją milcząco przyjąć do wiadomości, a samorządowiec pozostaje na stanowisku.
- Przecież nie może być tak, że 170 gmin w Polsce nagle nie ma władzy i nie można podjąć żadnej decyzji. Nawet gdy upada rząd, działa on do czasu powołania następnego. Gdyby nawet zarządzono nowe wybory, pani prezydent sprawowałaby władzę do czasu wyboru nowego prezydenta lub komisarza. (PAP)