Prof. Maksymowicz: To nie były żadne "eksperymenty na płodach"
Nie milkną echa kontroli, jaką zarządziło Ministerstwo Zdrowia po przeprowadzonych pod nadzorem prof. Wojciecha Maksymowicza badaniach na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Jej powodem miały być "nieetyczne eksperymenty na płodach". Profesor odpiera zarzuty.
16.04.2021 21:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Konsekwentnie bronię życia, a zarazem wspieram wszystkie działania, żeby znaleźć metody pomocy chorym. Jedno z drugim się łączy, choć nie wszyscy to rozumieją, jeśli nie wiedzą, na czym polega transplantologia - powiedział profesor na łamach "Wprost".
Zdaniem Maksymowicza podobne ataki spotykały kiedyś prof. Religę za przeszczepy serca.
- Teraz o prof. Relidze i przeszczepach serca mówi się jak o wielkim sukcesie, a ile wcześniej było oskarżeń, postępowań dyscyplinarnych... To samo spotykało prof. Wiesława Jędrzejczaka, gdy wprowadzał nowatorskie metody leczenia białaczki. Teraz sprawa się powtarza w stosunku do mnie - stwierdził w rozmowie z "Wprost".
Ministerstwo Zdrowia interweniuje ws. "eksperymentów na płodach"
W środę poseł klubu PiS Kamil Bortniczuk opublikował w mediach społecznościowych skan "zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa", w którym mowa jest o tym, że prof. Wojciech Maksymowicz, wraz z innym lekarzem, miał na terenie Oddziału Ginekologiczno-Położniczego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie "w okresie od 01.01.2016 do chwili obecnej zabić nieustaloną liczbę dzieci przedwcześnie urodzonych poprzez otwarcie konającym dzieciom czaszek bez znieczulenia w celu wycięcia tkanek mózgowych połączone z jednoczesnym dokonaniem nacięcia bez znieczulenia wzdłuż kręgosłupa dziecka i wydłubaniem żyjącym jeszcze dzieciom rdzenia kręgowego".
Sprawą zajęło się Ministerstwo Zdrowia. Resort wysłał w tej sprawie pismo do Komisji Bioetycznej UWM 27 marca. Informacja o przekazaniu pisma miała trafić także na biurko ministra Przemysława Czarnka, który odpowiada za edukację.
Maksymowicz odpiera zarzuty
Zdaniem Maksymowicza zarzuty, które pod jego adresem znalazły się w piśmie ujawnionym przez Bortniczuka, są "żenujące". Zapewnił jednocześnie, że jest przeciwnikiem aborcji i nigdy nie brał udziału w eksperymentach na płodach.
- To nie były żadne "eksperymenty na płodach". W wielu krajach w medycynie regeneracyjnej, w celu niesienia pomocy osobom z poważnymi chorobami neurologicznymi czy uszkodzeniami mózgu, stosuje się komórki pochodzące od martwych płodów, po aborcji. Dla mnie jest to etycznie nieakceptowalne, podobnie jak dla wielu osób w Polsce - powiedział na łamach "Wprost" Maksymowicz.
Profesor dodał, że we Włoszech prowadzone są badania, które mogłyby być społecznie akceptowalne.
- Polegają one na tym, że wtedy, kiedy dochodzi do naturalnego poronienia (bo część ciąż kończy się naturalnym poronieniem), pobiera się komórki i wykorzystuje do leczenia ciężko chorych ludzi, z poważnymi uszkodzeniami mózgu - wyjaśnił.
Maksymowicz ujawnił, że technologia, z której korzystali Włosi, była jednak objęta tajemnicą patentową. W dodatku miała być bardzo kosztowna.
- Nie udało nam się znaleźć finansowania, dlatego zarzuciliśmy prace nad tym projektem. Jedynie w kilku przypadkach został pobrany materiał do dalszych badań - z płodów po naturalnym poronieniu - przyznał.
Maksymowicz odchodzi z klubu PiS
W środę Maksymowicz poinformował, że zdecydował się opuścić klub Parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości.
Profesor przyznał, że "ten rodzaj działań w stosunku do niego był nieakceptowalny".
- Jestem w Porozumieniu, działam dalej. Poza tym: przez cały czas przede wszystkim pracuję w szpitalu i nadal będę pracować. Dzielę swój czas między oddział covidowy a neurochirurgię. Cały czas staram się pomagać chorym - przyznał na łamach "Wprost".
Źródło: "Wprost"