Prof. Jacek Hołówka o dyskusji na temat zaostrzenia prawa aborcyjnego
Sejm odrzucił obywatelski projekt zaostrzający prawo aborcyjne. Głosowanie poprzedziła ostra wymiana zdań. „Mordowanie dzieci jest w Polsce legalne” – grzmiała z mównicy sejmowej Kaja Urszula Godek, przedstawicielka inicjatywy obywatelskiego projektu. Poseł Solidarnej Polski odwoływał się do piątego przykazania Dekalogu, a parlamentarzysta SLD nawiązywał do słów papieża Franciszka: Kim jesteście, by oceniać innych? O tym, dlaczego spór o aborcję jest nierozwiązywalny, mówi w rozmowie z Wirtualną Polska prof. Jacek Hołówka, filozof i etyk.
27.09.2013 | aktual.: 27.09.2013 16:25
WP: Agnieszka Niesłuchowska:Zwolennicy projektu zaostrzającego prawo aborcyjne mówią wprost – każdy jest równy wobec prawa, nie można dokonywać selekcji zdrowotnej przed urodzeniem. Przeciwnicy odpowiadają: trudno oceniać kobiety, które mają skomplikowaną sytuację życiową i nie są gotowe na urodzenie niepełnosprawnego dziecka. Każda debata wokół tego tematu przeradza się w pyskówkę. Dlaczego?
Prof. Jacek Hołówka: Spór dotyczący granic aborcji jest w Polsce jest zawsze mętny, nieprecyzyjny. Osoby, które bronią swojego stanowiska nie chcą wyjaśnić dlaczego bronią prawa do aborcji lub są mu przeciwni. Używa się haseł, które są naiwne i uproszczone, np.: "cenimy każdy rodzaj życia", "życie jest święte", "musimy pogodzić się z losem". Do tego dochodzą rozmaite inwektywy, którymi obrzucają się obie strony. Zwolennicy aborcji są nazywani ludźmi pozbawionymi sumienia, zbrodniarzami, a osoby broniące życia za wszelką cenę – fanatykami i dogmatykami religijnymi.
WP: Konsensus jest nierealny?
- Tak, ponieważ żadna ze stron nie ustąpi. Po drugie, debata, której uczestnicy powołują się na intuicję, sumienie, metafizykę, a nie logiczne argumenty, jest skazana na porażkę. Trudno polemizować z argumentem, że np. aborcja jest niedopuszczalna, ponieważ Bóg w momencie poczęcia tworzy nową duszę. Gdy padają takie twierdzenia, to już nie jest racjonalna dyskusja o aborcji, ale spór religijny.
WP: Z sondażu przeprowadzonego przez CBOS, na który powoływała się Kaja Urszula Godek, wynika, że aż 75 proc. Polaków jest przeciwna aborcji. Dla porównania w 2010 roku twierdziło tak 69 proc. ankietowanych. Można zatem wysnuć wniosek, że większość Polaków chciałaby zmian w prawie.
- Być może. Nie wiem jednak w jaki sposób stawiano ankietowanym pytania. A to bardzo istotne. Przy założeniu, że wnioski płynące z sondażu są wiarygodne, to i tak nie stanowią wystarczającej podstawy do zmiany prawa. Bo co, jeśli za rok tendencja się odwróci i nagle 51 proc. Polaków powie, że popiera aborcję? W sprawach dotyczących regulacji prawnych dot. życia i śmierci trzeba opierać się na silnych argumentach, nie na odczuciach i z grubsza zebranych danych statystycznych. Pamiętajmy, że oprócz prawa do życia jest prawo do wolności.
WP: Trudno jednak stawiać je na jednej szali.
- To prawda, ale każdy człowiek sam układa sobie życie. Jeśli rodzice są przekonani, że nie poradzą sobie z dzieckiem, które ma przyjść na świat, bo jest głęboko upośledzone, mają prawo wycofać się z obowiązku rodzicielstwa. I mówienie im, że stają się gestapowcami, mordercami, zbrodniarzami, problemu nie rozwiązuje. Gdyby osoby, które domagają się pełnego zakazu aborcji stworzyły domy opieki dla takich dzieci, wtedy ich postawa pod względem moralnym byłaby bardziej przekonująca i wiarygodna.
WP: W jaki sposób pomóc osobom, które borykają się z dylematem – urodzić chore dziecko, czy nie? Co może zrobić państwo, by rodzice nie bali się, że nie poradzą sobie z wychowaniem niepełnosprawnego dziecka?
- Państwo, które przy każdej okazji, za pomocą żółtych słupów ściąga pieniądze od kierowców, najwyraźniej nie może na siebie wziąć żadnych nowych obciążeń. Wobec tego nie zbuduje nowych sierocińców, domów opieki i nawet gdyby do takiej rewolucji by doszło, byłoby to społecznie i moralnie podejrzane. Polska stałaby się krajem, w którym nagle przybywa odsetek dzieci niechcianych. Po drugie, rodzice, którzy pozostawiliby dziecko w owym sierocińcu, do końca życia zastanawialiby się, dlaczego skazali chore dziecko na tak okrutny los, a dziecko żyje w przekonaniu, że zostało porzucone przez wyrodnych opiekunów. To sprawa zbyt intymna, bolesna i złożona by uprawniała kogokolwiek do wydawania sądów, narzucania gotowych rozwiązań. Wielu przyszłych rodziców nie radzi sobie w sytuacji kryzysu. Są emocjonalnie niedojrzali, mają inne plany na życie, nie są pewni czy pokochają chore dziecko. Niestety nie ma w Polsce dobrze funkcjonującego systemu pomocy takim osobom.
WP: Jest na to recepta?
- Rodzice chorych dzieci powinni być wspierani na wielu płaszczyznach, bo tylko dzięki temu mogą poczuć się bezpiecznie. W wielu krajach, np. we Francji, istnieją wysokie zasiłki dla dzieci. Nie chodzi jednak o to, by powiększanie rodziny było sposobem na zarabianie. Należałoby przyjąć optymalną wysokość zasiłków (np. powyżej trójki dzieci kwota jest utrzymywana na tym samym poziomie). Inną kwestią jest zapewnienie rodzicom dzieci niepełnosprawnych odpowiedniej pomocy medycznej, rehabilitacji, wsparcia psychologicznego.