Prof. Dudek dla WP: mam nadzieję, że wdowy po generale Kiszczaku nie obejmą żadne sankcje
• Szef IPN Łukasz Kamiński poinformował, że Maria Kiszczak chciała sprzedać akta, które były w posiadaniu jej męża - generała Kiszczaka
• Za dokumenty miała żądać 90 tysięcy złotych
• Co grozi osobie, która dopuściła się przechowywania dokumentów bez tytułu prawnego?
• Kluczem jest art. 54 Ustawy o IPN. Przewiduje on karę grzywny lub więzienia - mówi w rozmowie z WP prof. Antoni Dudek
• Mam nadzieję, że wdowy po generale Kiszczaku nie obejmą żadne sankcje - dodaje historyk
17.02.2016 | aktual.: 17.02.2016 13:52
WP: Czy w tzw. "szafie Kiszczaka" znajdowały się tylko dokumenty dotyczące TW "Bolka"?
Profesor Antoni Dudek (historyk, politolog, członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej): Ciężko powiedzieć. Mam nadzieję, że dowiemy się o tym z konferencji, którą zaplanował IPN. Mogę jedynie przypuszczać, że mogą znajdować się tam również inne dokumenty.
WP: Czesław Kiszczak oraz Wojciech Jaruzelski mieli dawać do zrozumienia, że są w posiadaniu większej ilości dokumentów.
- Generał Kiszczak wiele lat temu udostępnił filmowe materiały z Magdalenki, które przekazał do TVP. Później podczas jego licznych wypowiedzi publicznych odwoływał się do wydarzeń na niezwykłym poziomie szczegółowości. Z tego można było wnioskować, że posiadał dokumenty, z których czerpał tak szczegółową wiedzę. Sam nigdy jednak nie przyznał, że posiada takie papiery. Wręcz przeciwnie, zapewniał, że nakazał zniszczenie części dokumentów, które w jego opinii szkodziłyby procesowi pojednania narodowego i rzucały fałszywy cień na osoby ważne w wydarzeniach roku 1989.
WP: O jakie dokumenty i osoby mogło chodzić?
- Możemy jedynie się domyślać, że były to osoby znaczące w życiu publicznym Polski w latach '80 oraz kolejnych dekadach. Nie sądzę, by Kiszczak gromadził materiały na przeciętnego Kowalskiego. O kogo konkretnie może chodzić, tego nie wiem. Pamiętam jednak jedną niezwykle szczegółową wypowiedź Kiszczaka dotyczącą działań przygotowawczych do Okrągłego Stołu. To mogło świadczyć o tym, że był on w posiadaniu dokumentów dotyczących procesu przekształceń w 1989 roku. We wtorek widzieliśmy dwa pudła wynoszone z willi Kiszczaka, więc jest to z pewnością więcej niż jeden dokument. Co tam konkretnie jest, to pewnie okaże się podczas konferencja IPN.
WP: Co grozi wdowie po generale Czesławie Kiszczaku za próbę sprzedaży takich dokumentów do IPN?
- To zależy od decyzji prokuratury IPN. Kluczem jest art. 54 Ustawy o IPN. Przewiduje on karę grzywny lub więzienia. Mowa jest w nim nawet o karze do 8 lat pozbawienia wolności, ale dotyczy to bardziej niszczenia dokumentów. Istotne jest czy osoba, która przechowywała takie dokumenty miała świadomość tego, że są to do zapiski komunistycznych służb specjalnych. Jeżeli chodzi o generała Kiszczaka, to nie ulega wątpliwości, że wiedział on, co to za dokumenty. W przypadku jego żony oraz członków rodziny zawsze można zastanawiać się czy posiadały taką wiedzę. Ocena tej kwestii zależy do prokuratora i może to być okoliczność łagodząca. Na tej podstawie można nawet zwolnić osoby z odpowiedzialności i osobiście obstawałbym za taką interpretacją. W wielu polskich domach członkowie rodzin zastanawiają się co zrobić z dokumentami np. po dziadku. Jeżeli będą karani, to mogą dojść do wniosku, że lepiej np. spalić takie papiery, niż przekazać je do IPN. Dlatego mam nadzieję, że pani Kiszczakowej nie obejmą żadne sankcje,
choć oczywiście decyzja będzie zależała od prokuratora IPN, który prowadzi w tej sprawie śledztwo.
WP: Z komunikatu IPN wynikało jednak, że pani Kiszczakowa zgłosiła się z propozycją sprzedaży dokumentów. Skoro je wyceniła, to musiała znać ich wagę...
- Nie do końca. Pani Kiszczakowa może zastosować np. linię obrony, że była to część dzienników generała Kiszczaka czy jego zapisków. Jest to trochę naciągane, ale należy pamiętać, że art. 54 dotyczy jedynie dokumentów komunistycznych służb specjalnych. Gdyby generał Kiszczak prowadził pamiętniki, to wdowa miałaby do nich pełne prawa i mogłaby oferować je do sprzedaży IPN i wszystkim innym podmiotom. Sprawa jest delikatna i na tym etapie nie chciałbym przesądzać, że pani Kiszczakowa wiedziała, co to za dokument. Powinna wiedzieć, ale orzeczenie czy wiedziała, to już zadanie prokuratora IPN.
WP: Pani Kiszczakowa utrzymuje jednak, że to mąż kazał jej przekazać te dokumenty do IPN i to ta instytucja miała wyjść z propozycją kupna.
- Obawiam się, że wdowa po generale Kiszczaku nie zdaje sobie sprawy z tego, że gdyby IPN złożył taką ofertę, to dopuściłby się złamania prawa. Pytanie, jakie ma dowody na poparcie swojej tezy? Z mojej wiedzy wynika, że pani Kiszczakowa poprosiła o rozmowę z prezesem Kamińskim i tylko z nim. Nie chciała rozmawiać z nikim innym. Podczas tej rozmowy miała przedstawić propozycję sprzedaży. W tej chwili wdowa po generale Kiszczaku się broni, gdyż zdała sobie sprawę z zagrożenia, jakie się pojawiło. To, co mnie najbardziej zaskakuje, to słowa, że mąż polecił jej oddanie czy sprzedaż tych dokumentów do IPN. Przecież ona mogła sprzedać je w mediach czy do zagranicznych instytucji archiwalnych. Instytut Hoovera jest dla przykładu w posiadaniu kilku ważnych kolekcji po dygnitarzach PRL, które po prostu kupił. Znajduje się tam m.in. kolekcja Mieczysława Rakowskiego. Dlatego całe to tłumaczenie wdowy po generale Kiszczaku wydaje mi się mało wiarygodne.