Proces Rady Państwa - akt sprawiedliwości czy spektakl polityczny?
Instytut Pamięci Narodowej postawił zarzuty
członkom komunistycznej Rady Państwa, że 13 grudnia 1981 r. -
czyli już po fakcie - bezprawnie uchwalili dekrety wprowadzające
stan wojenny i wojenne prawo. Tym samym popełnili czyn określony w
ustawie o IPN jako zbrodnia komunistyczna, która nie ulega
przedawnieniu - pisze "Gazeta Wyborcza".
23.04.2005 | aktual.: 23.04.2005 08:27
Pozornie to jasne - skoro złamali prawo, nawet PRL-owskie, powinni stanąć przed sądem. Zwłaszcza, że dekrety o stanie wojennym były podstawą represji i strzelania do ludzi. Ich odpowiedzialność moralną i prawną widać tym wyraźniej, że z ich grona Ryszard Reiff głosował przeciw dekretowi, a Jan Szczepański się wstrzymał.
Jednak pomysł, by ich sądzić, budzi wielkie wątpliwości. Rachunki z przeszłością chadzają bardziej skomplikowanymi ścieżkami, niż wynika to z kodeksowych paragrafów- uważa komentator "GW" Marek Beylin.
III RP ufundowało, jak sądzi komentator, konieczne i chwalebne porozumienie "Solidarności" z przywódcami stanu wojennego przy Okrągłym Stole. Potem gen. Jaruzelski został legalnym prezydentem wolnej Polski.
Sądzenie go za wprowadzenie stanu wojennego, skoro sam go potem rozmontował i jako prezydent współtworzył wolną III RP, byłoby nie aktem historycznej sprawiedliwości, lecz spektaklem politycznym. _ Tym mniejszy sens miałoby stawianie przed sądem jego pomagierów z Rady Państwa_- podkreśla Beylin.
Jednak dekomunizacyjne projekty oraz radykalna krytyka Okrągłego Stołu wychodzące z opozycji, zwłaszcza PiS i LPR, wskazują, że urząd prokuratorski i sąd mogą coraz częściej ciążyć nad sporami o przeszłość. Grozi nam "polityka historyczna", która karze i wyklucza ze wspólnoty narodowej niemałą część Polaków - konkluduje komentator "GW". (PAP)