Proces Lesiaka: zeznawali Konieczny, Milczanowski i Czempiński
UOP nie prowadził nielegalnej inwigilacji partii politycznych, a działania wobec nich były zasadne - uważa b. szef UOP i MSW Andrzej Milczanowski. Lesiak nie był demonem UOP; to był dobry profesjonalista, lojalny wobec państwa - zeznał przed sądem.
Milczanowski był jednym z trzech byłych szefów Urzędu Ochrony Państwa z lat 90., którzy zeznawali przed Sądem Okręgowym w Warszawie w procesie płk. Jana Lesiaka, oskarżonego o inwigilację opozycji w latach 90. Zeznawali też Jerzy Konieczny (jego przesłuchanie nie było jawne) i Gromosław Czempiński. Nie stawił się zaś Jacek Podgórski, b. oficer UOP i dziennikarz. Sąd będzie ustalał jego aktualny adres.
Milczanowski powiedział, że działalność zespołu Lesiaka wynikała z zadań UOP i on nie wie nic o tym, by poza nie wykraczała. Dodał, że miał i wciąż ma o Lesiaku dobrą opinię, bo zespół - przez niego samego powołany - "pracował doskonale".
Milczanowski dodał, że sam w 1990 r. przyjął Lesiaka do UOP z rekomendacji Jacka Kuronia, według którego jako rozpracowujący go oficer SB "zachowywał się bardzo przyzwoicie". Podkreślił, że nie żałuje przyjęcia Lesiaka do UOP i że go nagradzał. Dodał, że w zespole Lesiaka było tylko kilku oficerów nie wywodzących się z SB. Przyznał, że Lesiak mógł posługiwać się w swej pracy agentami sprzed 1989 r. i "nie byłoby to naganne".
Zainteresowanie UOP w latach 90. Porozumieniem Centrum było uzasadnione, gdyż partia ta mogła naruszać prawo, a UOP dostawał "poważne sygnały o podejrzeniach korupcyjnych co do niektórych osób z PC" - mówił Milczanowski. Dodał, że gdy w 1991 r. był szefem UOP, mówił ówczesnemu szefowi Kancelarii Prezydenta Jarosławowi Kaczyńskiemu, że "pan Maciej Zalewski bierze łapówki" (według świadka, "przyjął on potężne kwoty od Art-B"). Odpowiedź brzmiała: 'Ale on jest taki wierny' - zeznał Milczanowski, przypominając, że Zalewski został już osądzony.
Świadek dodał, że jeden z działaczy PC poznał szefa FOZZ Grzegorza Żemka, a z FOZZ usiłowano przekazywać pieniądze na PC. Według Milczanowskiego, były też próby tworzenia przez PC "alternatywnych służb specjalnych". To wszystko wymagało działań UOP - podkreślał b. szef MSW.
Pytany przez jednego z pokrzywdzonych polityków - Jana Parysa, czy uważa, że doszło do inwigilacji, Milczanowski odparł: Na tyle, na ile wchodziło to w zakres zadań UOP, środowiska polityczne były obserwowane w sposób mniej lub bardziej aktywny. Spytany przez Parysa, dlaczego fundusz operacyjny zespołu Lesiaka wzrósł czterokrotnie, Milczanowski odpowiedział, że "nie ma w tym nic nagannego".
Potwierdził, że jego podpisy są na kilku dokumentach z szafy Lesiaka. O najważniejszym z nich, planujących m.in. działania operacyjne, b. szef MSW powiedział: "Zgadzałem się z tym wtedy; zgadzam się dzisiaj". Dodał, że działania te były "w pełni uzasadnione".
W czasach gdy byłem szefem UOP nie zlecałem zespołowi płk. Lesiaka żadnych zadań "na zewnątrz" Urzędu - zeznał gen. Czempiński, który najpierw nadzorował wywiad UOP, potem był wiceszefem, a od 1994 do wiosny 1996 r. był szefem UOP. Mówił, że Lesiak wykonywał dla niego różne zadania, ale wewnątrz UOP. Szczegółów nie zdradził.
Jego zdaniem, jeśli partia polityczna przestrzegała porządku prawnego, sytuacja wewnątrz ugrupowania nie leżała w zainteresowaniu UOP, ale jeśli - jak to ujął - pojawiały się różne protesty czy radykalne wystąpienia, Urząd chciał wiedzieć, czy mają one inspirację polityczną i wtedy zasięgał informacji. Pytany o PC Jarosława Kaczyńskiego oraz ugrupowania Jana Olszewskiego i Antoniego Macierewicza, Czempiński powiedział, że na temat niektórych polityków PC do UOP docierały informacje o ich związkach z przestępstwami gospodarczymi.
Zeznał też, że w 1992 r. i późniejszych latach pojawiały się informacje o radykalizacji niektórych ugrupowań - m.in. nacjonalistycznych bojówek młodzieżowych oraz Samoobrony, która planowała wtedy - jak wskazywały doniesienia UOP - opanować w ramach protestu gmach Urzędu Rady Ministrów. O Samoobronie Czempiński powiedział też, że według wiadomości UOP w latach 90. tym ugrupowaniem "interesował się wywiad obcego państwa". Nie sprecyzował, o jaki chodzi. Konieczny, który zeznawał za zamkniętymi drzwiami sądu, przed wejściem powiedział, że w ogóle nie doszło do inwigilacji; były zaś podejmowane "działania zgodne z zadaniami UOP". Nie chciał przesądzać, czy Lesiak jest winny, bo nie zna zarzutu wobec niego. Pytany, czy Hanna Suchocka i Jan Rokita byli informowani o wszystkim, co się dzieje w UOP, zaprzeczył.
Poszkodowani politycy prawicy zarzucają mu m.in., że na zamkniętym posiedzeniu rządu Hanny Suchockiej z lata 1993 r. nt. zagrożeń bezpieczeństwa mówił, że Jarosław Kaczyński "jest głównym zagrożeniem" dla demokratycznego przebiegu wyborów. Nic takiego nie mówiłem - zapewnił Konieczny.
W śledztwie Konieczny zeznawał, że nie polecał Lesiakowi nielegalnych działań. Według niego, Milczanowski "sterował ręcznie UOP i sam kontaktował się z oficerami, w tym z płk. Lesiakiem", z którym miał się spotykać również ówczesny szef gabinetu prezydenta Lecha Wałęsy Mieczysław Wachowski i że obaj próbowali przed nim "skrywać stopień zażyłości". Milczanowski nie zaprzecza, że wydawał polecenia Lesiakowi, ale "zawsze jednak były one zgodne z prawem". Milczanowski wiele razy zaprzeczał, by doszło do inwigilacji polityków. W śledztwie zeznawał, że Siemiątkowski, ujawniając sprawę w 1997 r., chciał skompromitować go za to, że skierował on w 1995 r. wniosek o wszczęcie śledztwa w sprawie domniemanego szpiegostwa Józefa Oleksego.
W trwającym od września procesie 61-letni Lesiak - któremu grozi do trzech lat więzienia - nie przyznaje się do winy. Jest on jedynym oskarżonym w sprawie inwigilacji UOP w latach 1991-1997 względem polityków opozycyjnych wobec prezydenta Lecha Wałęsy i premier Hanny Suchockiej. Prokuratura zarzuca Lesiakowi przekroczenie uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" i "źródeł osobowych" wobec legalnych ugrupowań. Sprawa przedawnia się w marcu 2007 r.