Problemy wolontariuszy na Torwarze. "Ogromne ryzyko epidemii"
"Nie ma żadnych zasad BHP. Jest ogromne ryzyko epidemii spowodowanej brakiem przestrzegania wymogów sanitarnych" - napisała, koordynatorka wolontariuszy na Torwarze, Joanna Niewczas. W ten sposób opisała, jak naprawdę wygląda jeden z warszawskich punktów przyjęcia uchodźców. - Po wyjaśnieniu okazało się, że niektóre zarzuty okazały się nie do końca prawdziwe - stwierdza w odpowiedzi wojewoda mazowiecki.
"Żarty się skończyły. Wojewoda tylko udziela wywiadów, jak wszystko jest pod kontrolą" - napisała w mediach społecznościowy Joanna Niewczas. Opisała, jak wygląda pomoc rządu dla uchodźców z Ukrainy. Oceniła, że brakuje pieniędzy na zakup leków i posiłków, środków higienicznych. Jednym słowem - koordynacji. Wolontariusze zostali opuszczeni. Są na skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej.
Ukraińcy w Polsce. Długa lista potrzeb
Sytuacja jest trudna. Brakuje pieniędzy na recepty, więc z własnych środków realizują je wolontariusze. Środków brakuje jednocześnie też na posiłki. Jedzenie jest dostarczane dzięki życzliwości restauracji, ale wolontariusze i tak alarmują, że nie są w stanie zapewnić pożywienia dla wszystkich uchodźców.
"Wolontariusze odpowiadają za organizację kilku tysięcy posiłków dziennie, obdzwaniając restauracje i prosząc o dary. Nie jesteśmy w stanie zapewnić posiłków dla uchodźców przy takiej liczbie osób. Nie dostaliśmy żadnych środków do zagospodarowania w sytuacji kryzysowej" - relacjonuje Niewczas.
Szczególnie alarmująca jest kwestia higieny. "Za kuchnie odpowiadają harcerze, to dzieci bez doświadczenia. Nie noszą rękawiczek i maseczek. Nie kontrolują ważności i świeżości produktów. Nie ma żadnych zasad BHP. Jest ogromne ryzyko epidemii spowodowanej brakiem przestrzegania wymogów sanitarnych. Uchodźcy sami mówią, że brzydzą się brać posiłek" - czytamy dalej.
Na skraju wyczerpania. "Konieczne natychmiastowe wsparcie"
Wolontariusze sporo zarzucają Mazowieckiemu Urzędowi Wojewódzkiemu, odpowiadającemu za punkt na Torwarze. "Nie jest w stanie dostarczyć nam podstawowych środków higieny. Prosimy codziennie o klapki pod prysznic, setki osób myją się pod tym samym prysznicem i mamy już przypadki grzybic" - napisała Niewczas.
Według wolontariuszy łazienki znajdują się w opłakanym stanie, ponieważ za ich czystość odpowiada jedna osoba. Uchodźcy zaczęli pomagać w myciu pomieszczeń.
Koordynatorka wolontariuszy zwraca też uwagę na osamotnienie wolontariuszy. "Nie dostaliśmy wsparcia ze strony żadnej organizacji. Wszyscy wolontariusze to grupa znajomych, która zebrała się oddolnie. Pracują oni po 20 godzin dziennie. Konieczne jest natychmiastowe wsparcie NGOsów" - przekonywała Niewczas.
Podkreśla, że niezbędne jest też wzmocnienie kadr. "Cały obiekt koordynowany jest przez wolontariuszy i studentów. Z urzędu jest jedna osoba, która nie ma wiedzy na temat zarządzania kryzysowego i nie jest w stanie podjąć żadnej decyzji" - dodała.
Na koniec dodała: "Ignorowanie powyższych punktów spowoduje wybuch epidemii na Torwarze obraz bardzo poważne braki w dostępności żywności i środków chemicznych/higienicznych".
Czytaj też: Ciała trojga dzieci w mieszkaniu. "Rany cięte"
Wojewoda zapewnia: nie dało się tego lepiej zrobić
Do jej słów odniósł się wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł. Na zorganizowanym briefingu prasowym zapewniał, że rozmawiał z autorką wpisu. - Mam wrażenie, że ta lista wynikała z kłopotów ze wzajemną komunikacją. Po wyjaśnieniu okazało się, że niektóre zarzuty okazały się nie do końca prawdziwe - mówił Radziwiłł.
Zdaniem wojewody mazowieckiego, punkt recepcyjny na Towarze przeznaczony jest do krótkotrwałego odpoczynku - maksymalnie trzy doby.
- Były to kwestie godzin, żeby to wszystko zorganizować. Początkowo zapewniliśmy 500 łóżek z pełnym zaopatrzeniem, także bazowe wyposażenie całego obiektu. Wtedy też zaczęły się zgłaszać całe rzesze wolontariuszy, by pomagać - tłumaczył wojewoda.
W ten sposób wojewoda tłumaczył problem z żywnością. - Wolontariusze deklarowali, że nie chcą przyjść z pustymi rękoma. Firmy i organizacje mówiły, że będą dostarczać pożywienie i w ten sposób utworzy się dodatkowy strumień pomocy w postaci żywności z restauracji. To nie wynikało z braku odpowiedzi na potrzeby uchodźców. Po prostu ta pomoc została uprzedzona - wyjaśniał Radziwiłł.
Według wojewody w hali zapewniane jest wsparcie dla uchodźców w postaci pomocy psychologicznej. Na miejscu jest punkt medyczny oraz zapasy leków. Nie brakuje też środków czystości.
- Problemem jest skala, ale oferujemy to, co jest najbardziej podstawowe: dach nad głową, ciepło, łóżko i wyżywienie. W tych warunkach, w tym tempie i dla takiej grupy osób nie dało się tego lepiej zrobić - przekonywał.