ŚwiatPrezydent twardziel - takiego chciałby każdy naród?

Prezydent twardziel - takiego chciałby każdy naród?

Wychwalana pod niebiosa w polskich mediach podróż z przeszkodami prezydenta Gruzji, Micheila Saakaszwilego, do Krakowa to bułka z masłem dla prawdziwego kaukaskiego mężczyzny – dżigita. Dżigit to odważny, nieokiełznany i niepokorny góral, który za nic ma niebezpieczeństwo, a wszelkie trudności dodają mu tylko chęci do działania. Nie straszny mu wulkaniczny pył, polityczni przeciwnicy, ani nawet Rosyjska Federacja.

Prezydent twardziel - takiego chciałby każdy naród?
Źródło zdjęć: © AFP

Gdy Andy Garcia mówi z błyskiem w oku o konieczności przywrócenia konstytucyjnego porządku w Osetii Południowej, jest prawie tak samo autentyczny, jak jego pierwowzór - Micheil Saakaszwili, który pamiętnego sierpnia 2008 r. uzasadniał wkroczenie wojsk gruzińskich do separatystycznej republiki ze stolicą w Cchinwali. Atak był początkiem kilkudniowej wojny z Rosją. Imię gruzińskiego prezydenta stało się wtedy znane całemu światu. Hollywood postanowiło zrobić film o tych dramatycznych wydarzeniach.

Gdyby była to autobiografia, scenariusz powinien zaczynać się 21 grudnia 1967 r. w Tbilisi, na porodówce w miejscowym szpitalu, gdzie Giuli Alasania rodzi pierworodnego syna. 89 lat wcześniej, tego samego dnia, w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów mieście Gori przychodzi na świat Józef Wisarionowicz Dżugaszwili, znany światu jako krwawy dyktator, Stalin.

Giuli, choć jest z zawodu historykiem, nie ma czasu zastanawiać się nad tą zbieżnością dat. Ma większe kłopoty. Jej mąż, nie czekając na potomka, opuścił ją dla drugiej i zażądał rozwodu. Nikoloz Saakaszwili, znany w Tbilisi lekarz, da co prawda synowi nazwisko, ale na tym koniec. Chłopca wychowa ojczym. Ich relacje nie będą zbyt bliskie – w oficjalnej biografii umieszczonej na prezydenckiej stronie, Micheil Saakaszwili nie wspomina o nim nawet słowem.

Małoletni Saakaszwili jest prymusem: w szkole uczy się na piątki, a po lekcjach wkuwa angielskie i francuskie słówka. Bardzo mu się przydadzą, gdy dostanie się na staż do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, a potem na stypendium do Stanów Zjednoczonych. Nim to jednak nastąpi wybierze się w krótszą, lecz równie ekscytującą podróż do Kijowa, studiować prawo międzynarodowe na tamtejszym uniwersytecie. Skończy je niedługo po rozpadzie ZSRR.

Gruzja była jedną z najbogatszych republik radzieckich (o zamożności jej mieszkańców krążyły dowcipy. Np.: „Gruziński student z Moskwy żali się ojcu: - Tato wszyscy się ze mnie śmieją, bo na zajęcia przyjeżdżam samochodem, a nie jak reszta tramwajem. - Synu, a gdzie ja ci teraz kupię tramwaj?!”). Mimo to aż 99% Gruzinów w marcu 1991 r. opowiedziało się za niepodległością.

- Po gruzińsku wolność oznacza "sam sobie pan" – tłumaczy Rusudan Kikaleiszwili - Nie mogliśmy znieść obcego zwierzchnictwa.

Z decyzją o niepodległości nie godzą się wchodzące w skład Gruzji Abchazja i Osetia Południowa. Rozpoczyna się wyniszczająca wojna domowa, której skutki odczuwane są do dziś.

Micheil Saakaszwili tej wojny nie widzi. Dostaje się na stypendium do Nowego Jorku. Jedzie tam z poznaną w Holandii przyszłą żoną, Sandrą. Młody i zdolny Saakaszwili robi na Amerykanach dobre wrażenie. Nawiązuje liczne kontakty, formuje swą prozachodnią postawę, z której zasłynie jako prezydent.

Na powrót do Gruzji namawia Micheila jego przyjaciel, Zurab Żwanija. Razem próbują swych sił w polityce. Idzie im nieźle, bo ówczesny prezydent Eduard Szewardnadze docenia młodych i szybko ich awansuje. Były radziecki minister spraw zagranicznych wierzy, że w ten sposób wychowuje sobie wierną grupę żołnierzy. Nie wie, że hoduje w gnieździe ojcobójcę.

Prężny, gadatliwy i dobrze wyglądający Saakaszwili w polityce czuje się, jak ryba w wodzie. W 1995 r. zostaje deputowanym do parlamentu, a piec lat później najmłodszym w historii Gruzji ministrem. Dostaje resort sprawiedliwości. Nie traci czasu – kuje żelazo póki gorące, starając się wszelkimi sposobami zdobyć popularność.

- Od czasu do czasu jeździł do pracy metrem - opowiada Wojciech Górecki, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich i autor książki "Toast za przodków" o Gruzji, Armenii i Azerbejdżanie. - I dziwnym trafem, ilekroć to robił, zawsze znalazła się ekipa telewizyjna, aby to nakręcić.

Stary wróbel Szewardnadze, widząc co się święci, zmusza Saakaszwilego do dymisji. Ten przechodzi do opozycji. Zakłada Zjednoczony Ruch Narodowy i wraz z Zurabem Żwanią oraz Nino Burdżanadze tworzy trzon opozycji, zwany triumwiratem. To właśnie oni rozpoczną rewolucję róż.

W 2003 r. pachnie nią wyraźnie. W Gruzji działa ruch społeczny Khmara („dosyć”) zasilany przez młodych gniewnych, głównie studentów i aktywistów pozarządowych organizacji. Listopadowe wybory parlamentarne kończą się nieoczekiwanym zwycięstwem partii władzy. Opozycja oskarża Szewardnadze o oszustwo wyborcze i wzywa do społecznego nieposłuszeństwa. W kraju jak grzyby po deszczu rosną w siłę pokojowe manifestacje. Saakaszwili – urodzony trybun ludowy święci na nich triumfy. 22 listopada, wkracza z naręczem róż na obrady nowo wybranego parlamentu, przerywa przemówienia prezydenta i ogłasza rewolucję. Następnego dnia – w dzień patrona Gruzji świętego Jerzego - Szewardnadze podaje się do dymisji. Róże triumfują.

Saakaszwili staje się narodowym bohaterem. W styczniu 2004 r. głosuje na niego 96% wyborców. Tak wysokie poparcie powoduje uderzenie wody sodowej: Micheil Saakaszwili czuje się pomazańcem. Choć Zurab Żwanija dostaje fotel premiera, a Burdżanadze przewodniczącej parlamentu, Saakaszwili nie ma zamiaru podzielić się z nimi realną władza. Na politycznym trójkącie pojawiają się pierwsze rysy.

2005 r. jest dla Saakaszwilego trudny. W niewyjaśnionych okolicznościach ginie premier Żwania. Oficjalna wersja mówi o zatruciu tlenkiem węgla, jednak kraj aż kipi od plotek.

Plotki krążą również wokół życia prywatnego głowy państwa. Coraz głośniej słychać o romansach krewkiego Gruzina. Emocje sięgają zenitu, gdy młoda i piękna sekretarz prasowa prezydenta zachodzi w ciążę. Złe języki twierdzą, że dwudziestolatka zawdzięcza błyskawiczną karierę romansowi z prezydentem. Na wieść o tym jego żona Sandra - również w stanie odmiennym - wyjeżdża do ojczystej Holandii. Brukowce sugerują, że Saakaszwili siłą sprowadza ją do Gruzji, kochance każe usunąć dziecko, a zapomnienia od kłopotów szuka w ramionach nowych kobiet. Wszystko to jednak rewelacje nieprzychylnej prezydentowi żółtej prasy rosyjskiej i ile w tym prawdy nie wiedzą pewnie najstarsi Dżigici.

Gospodarczo za kadencji Saakaszwilego Gruzja idzie do przodu: po latach katastrofalnej zapaści w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, kraj rozwija się prężnie. Inwestycje zagraniczne płyną strumieniem. Saakaszwili rozwija prowincję, gdzie wielogodzinne przerwy z dostawie energii elektrycznej i brak gazu były dotąd codziennością. Regiony odwdzięcza mu się elektorską wiernością.

Co innego Tbilisi. Tu nastroje opozycyjne są powszechne. Niezadowoleni z rządów prezydenta coraz głośniej dają o sobie znać.

W 2007 r. Saakaszwili popełnia kardynalny błąd: tłumi opozycyjny miting przy pomocy siły. Kilkadziesiąt osób ląduje w szpitalu. Polityk, którego wyniosła siła społecznego nieposłuszeństwa, sprzeniewierza się ideałom. Rewolucja róż traci dziewictwo. Saakaszwili jest coraz częściej oskarżany o metody autorytarne i nieliczenie się z demokracją. W Gruzji panuje stan wyjątkowy, prezydent mówi o spisku rosyjskich służb specjalnych. Odtąd każde działanie opozycji tłumaczyć będzie knowaniami Kremla.

5 stycznia 2008 r. odbywają się przedterminowe wybory prezydenckie. Saakaszwili zgarnia na nich ponad połowę głosów, ale jego polityczna przyszłość jest niepewna. Opozycja nie daje za wygraną. Gdyby nie wojna z Gruzją, listopad 2007 r. byłby najprawdopodobniej początkiem końca Saakszwilego.

Jeszcze 7 sierpnia, na dzień przed długo oczekiwanym otwarciem Olimpiady w Pekinie, większość znawców Kaukazu jest pewna, że strzelanina na gruzińsko-osetyjskiej granicy to kolejna mało znacząca wymiana „uprzejmości”. 8 sierpnia niczym grom z jasnego nieba spada na świat wiadomość, że wojska gruzińskie atakują Cchinwali, stolicę separatystycznej Osetii. Micheil Saakaszwili chce przywrócić konstytucyjny porządek na zbuntowanych terenach. Na odsiecz separatystom ruszają Rosjanie. Rozpoczyna się rosyjsko-gruziński konflikt zbrojny z nerwowymi pertraktacjami prezydenta Sarkozy’ego, desantem w Tbilisi czterech prezydentów z Europy Środkowo-Wschodniej, wojną informacyjną.

Zobacz zdjęcia z wojny rosyjsko-gruzińskiej.

Niezależnie, jak oceniać brzemienną w skutkach decyzję Saakaszwilego, jedno jest pewne: prezydent maleńkiej Gruzji postawił na nogi cały zachodni świat. I stracił na tym.

Po sierpniowym konflikcie Gruzja może zapomnieć o rychłym członkostwie w NATO. Europa boi się nieokiełznanego dżygita, który przestał być mile widzianym gościem na politycznych salonach. Wraz ze zmianą w Białym Domu Saakaszwili stracił swego największego entuzjastę, Georga W. Busha. Abchazja i Osetia ogłosiły niepodległość, a Saakaszwili stał się w Rosji wrogiem publicznym nr 1.

Rosyjskie media wykorzystują każdą jego słabość: kiedy telewizja BBC rejestruje, jak Saakaszwili, przygotowując się do wywiadu żuje końcówkę krawatu, filmik robi w Rosji zawrotna karierę. Śmieją się z niego nawet dzieci.

Jednak Saakaszwili łatwo się nie poddaje - walczy w Stanach o poparcie nowej administracji, nie ustaje w oskarżeniach wobec Kremla, umiejętnie grając na społecznym strachu przed nową wojną, kontroluje rozdrobnioną wewnętrznie opozycję. Mocno trzyma się w siodle. Dżigici z niego bowiem nie spadają.

Katarzyna Kwiatkowska dla Wirtualnej Polski

Autorka jest absolwentką stosunków międzynarodowych o specjalności wschodoznawstwo. Członkiem zespołu redakcyjnego Res Publiki Nowej, ekspertem ds. państw Wspólnoty Niepodległych Państw Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, korespondentem ukraińskiego tygodnika "Kraina".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)