Prezydent Ostrołęki wyciąga aferę rządu Tuska. Wspaniały prezent dla PiS na wybory

Uparli się, aby zarobić 77 mln na prywatyzacji mazowieckich PKS-ów, a po latach są efekty. Prywaciarz zamknął setki lokalnych kursów, a nawet połączenia dla szkół. Prezydent Ostrołęki wyciąga nową "winę Tuska". Afera w sam raz na wybory samorządowe.

Prezydent Ostrołęki wyciąga aferę rządu Tuska. Wspaniały prezent dla PiS na wybory
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Przemek Wierzchowski
Tomasz Molga

- Za tydzień rozpoczyna się rok szkolny. Jak moje dzieci mają dojechać do szkoły w Ostrowi Mazowieckiej? - pyta prezydenta Ostrołęki oburzona matka. To po tym jak firma Mobilis zdecydowała się zakończyć biznes przewozowy w Ostrołęce. Wycofała się z dworca, pozostawiając mieszkańców okolicznych gmin bez zapewnienia usług transportu zbiorowego.

Trwa właśnie dramatyczna walka o przywrócenie połączeń autobusowych. Zadania podjęła się właścicielka lokalnego biura podróży. 29 sierpnia odbyło się zebranie lokalnych przewoźników, którzy mieliby zastąpić komunikację - dowiaduje się WP.

Wina ekipy Tuska

- Sytuacja jest wynikiem prywatyzacji przeprowadzonej w 2010 roku przez ówczesnych ministrów z Platformy Obywatelskiej Aleksandra Grada i Mikołaja Budzanowskiego. Wtedy uniemożliwiono nam, lokalnym samorządom, prowadzenie PKS, a dziś osoby i media związane z PO próbują przerzucać tę odpowiedzialność na innych - skomentował Janusz Kotowski, prezydent Ostrołęki (PiS).

Ta afera może wstrząsnąć rozpoczynającą się właśnie kampanią samorządową. Politycy prześcigają się w obietnicach dla lokalnych społeczności. Tymczasem w lokalnych społecznościach kipi gniew. 8 lat po prywatyzacji sześciu mazowieckich PKSów przez ministrów rządu Platformy Obywatelskiej, nabywca tych firm ogranicza działalność. Zamyka nawet połączenia realizowane dla szkół. Aktualnie najlepszym sposobem na dojazd Ostrołęki do Warszawy jest zapisanie się do Facebookowej grupy Ostrołęka-Warszawa i skorzystanie z uprzejmości ogłaszających się tam kierowców.

Miało być zupełnie inaczej. Nowe autobusy, uśmiechnięci kierowcy i piękne dworce. To obiecywał izraelski Mobilis, kupując za 77 mln zł PKS-y w Płocku, Ciechanowie, Mławie, Przasnyszu, Ostrołęce i Mińsku Mazowieckim. Mikołaj Budzanowski forsował transakcję, ponieważ w czasach kryzysu finansowego liczyła się każda złotówka uzyskana z prywatyzacji. Z tego powodu PKS Ostrołęka nie został przekazany samorządowi.

Co zostało z Pekaesów? Najcenniejsze są dworce

Prezydent Ostrołęki przypomina publikację branżowego magazynu o transporcie pt. "Błędne koła Pekaesów". Gazeta punktuje, że Mobilis zmagał się z problem braku kierowców. Tylko w 2017 roku skasował ponad 100 połączeń w regionie. Zakończył działalność w najgorszym stylu. Informując pasażerów z zaledwie tygodniowym wyprzedzeniem. Z końcem czerwca Mobilis ogłosił również likwidację PKS w Ciechanowie. Objęła ona również połączenia szkolne. Firma uzasadnia to trudną sytuacją rynkową.

- Z roku na rok drastycznie malała liczba pasażerów, którzy regularnie korzystają z usług regionalnej komunikacji autobusowej. Mimo wprowadzonych optymalizacji operacyjnych, nasz model biznesowy pozostawał długoterminowo nierentowny. Na trudną sytuację w spółce wpłynął też m.in. brak uregulowań prawnych, które zapewniałyby stabilne podstawy do inwestowania i rozwoju - czytamy w komunikacie firmy Mobilis.

Nie lepszy los spotkał PKS Siedlce, sprzedany w 2012 roku. Inwestor tej spółki obiecywał w mediach przywrócenie świetności marce PKS. Okazało się, że czyhał na jedyny cenny majątek przewoźnika. Teren dworca, gdzie wkrótce postawiono galerię handlową.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (318)