Prezydent ofiarą niewyszukanego żartu
Po raz kolejny prezydent Kaczyński padł ofiarą niewyszukanego żartu. Dopiero co z pierwszych stron gazet zniknęła twarz Huberta H., zapewne najsłynniejszego bezdomnego ostatniego kwartału, a już na horyzoncie widać nową, nieśmiało wschodzącą gwiazdę tej samej kategorii. Z dużą pewnością można stwierdzić, mając w pamięci niedawny spory sukces medialny nieprzebierającego w słowach pana Huberta, że teraz wszystkie światła kamer zostaną skierowane na 20-letniego Mirosława M.
08.01.2007 | aktual.: 08.01.2007 14:25
Postać niby do szpiku kości banalna – młody chłopak, mieszkający na warszawskim Targówku, pracujący dla firmy cateringowej, która odpowiada za dostarczanie jedzenia dla Episkopatu Polski. Pech chciał, że Mirosław M. rzekomo odsłonił w swej prywatnej korespondencji internetowej drugą twarz – wyrachowanego, sprytnego truciciela. W mailach do znajomych informował, że w niedzielę, 7 stycznia, tj. w dzień ingresu arcybiskupa Wielgusa, będzie zajmował się poczęstunkiem podczas owej ceremonii, co z kolei stanowi niepowtarzalną okazję do zaaplikowania głowie państwa, biorącej czynny udział w uroczystości, niebezpiecznych środków.
Te niecodzienne plany na spędzenie niedzielnego przedpołudnia nie uszły uwadze odpowiednich służb. Osobą żartownisia zainteresowali funkcjonariusze z wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw KSP. W tej chwili mężczyzna przebywa w izbie zatrzymań, w poniedziałek usłyszeć ma zarzuty. Wciąż jednak nie wiadomo, czy na pewno zostaną mu one przedstawione, ani czego konkretnie miałyby dotyczyć. Szef Kancelarii Prezydenta, Aleksander Szczygło, nie chce zdradzać szczegółów sprawy. Przyznał jednak, że całą niedzielę wszystkie miejsca, w których pojawić się miał Kaczyński, sprawdzane były z nadzwyczajną czujnością.
To, że zatrzymanie faktycznie miało miejsce, potwierdził w rozmowie z Radiem Zet Roman Giertych, zastrzegając jednak, że może to być tylko plotka, która dotarła do niego z niepewnego źródła.
Rzeczywiste intencje Mirosława M. próbuje teraz ustalić wspólnymi siłami prokuratura i ABW. "Wprost", powołując się na nieoficjalne informacje, pisze, że zatrzymamy powtarza, iż był to tylko niewinny żart. Powstaje więc pytanie, czy jego jedynym przewinieniem jest dość niewybredne poczucie humoru, czy może faktycznie planowanie zabójstwa?
Polacy jednak wcale nie mniejszą uwagę, niż do sedna sprawy, przywiązują do pojawiającej się tu kwestii prywatności. Ludzie nie mogą zrozumieć, w jaki sposób treść prywatnych e-maili bohatera historii ujrzała światło dzienne. Padają mocne słowa, nawiązujące do kontroli wszelakiej korespondencji w okresie PRL. Pozostaje mieć nadzieję, że są one wywołane raczej chwilowym zbulwersowaniem, aniżeli chłodną i wyważoną oceną sytuacji.
Może, zamiast standardowego zajmowania się krytyką innych, warto w tym czasie zastanowić się nad swoimi własnymi słowami? Nie w celu uniknięcia jakichkolwiek reperkusji, ale na rzecz podwyższenia poziomu kultury politycznej w naszym kraju. Bo chyba obywatel też może czasem ugryźć się w język?
Marta Mucha