Prezes TVP skarży się Ćwiąkalskiemu na ABW
Telewizja Polska składa skargę na działalność funkcjonariuszy ABW, którzy uniemożliwili wykonywanie dziennikarskich obowiązków reporterom TVP - napisał w liście do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego prezes TVP Andrzej Urbański.
"VP S.A. domaga się wyciągnięcia konsekwencji wobec pracowników ABW wykonujących polecenia Prokuratora Krajowego, którzy dopuścili się złamania prawa" - oświadczył w liście Andrzej Urbański.
We wtorek Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego dokonała rewizji w mieszkaniach czterech osób, w tym dwóch członków komisji weryfikacyjnej WSI: Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. Akcję w domu Bączka filmowali dziennikarze TVP. Według prokuratury, ekipa telewizji nie dostała jednak na nią zgody. Dziennikarzom odebrano kamerę.
"Zaistniała sytuacja jest zamachem na wolność i niezależność mediów. W związku z tym domagamy się uzasadnienia prawnego opisanych powyżej zdarzeń. Zważywszy na postępowanie funkcjonariuszy ABW, którzy wielokrotnie dopuścili się złamania prawa, żądamy wyciągnięcia wobec nich surowych konsekwencji" - podkreślił prezes TVP w liście do ministra.
"Funkcjonariusze ci uniemożliwili wykonywanie obowiązków dziennikarskich. Naruszyli obowiązujące w państwie demokratycznym zasady wolności słowa i prawa obywateli" - dodał.
Urbański zaznaczył, że teren, na który weszli dziennikarze, w żaden sposób nie był oznaczony ani przez nikogo zabezpieczony, w związku z czym dziennikarze "przekraczając granicę posesji nie złamali prawa".
Prezes TVP dodał, że osoby, które zażądały od dziennikarzy wydania sprzętu oraz opuszczenia posesji nie chciały się wylegitymować. "W sytuacji braku możliwości ustalenia przez dziennikarzy, z kim rozmawiają, odmówili wykonania tych poleceń. Do wydawania poleceń upoważnione są odpowiednie służby, które mają obowiązek okazania stosownego dokumentu" - napisał Urbański.
Wskazał też, że wezwani przez funkcjonariuszy ABW, umundurowani policjanci odmówili wszczęcia interwencji, co uzasadniali brakiem podstaw prawnych. "Powstaje więc pytanie, jaka była podstawa prawna czynności podjętych przez funkcjonariuszy ABW wobec dziennikarzy" - napisał prezes.
"Dziennikarzom wylegitymował się dopiero przybyły na miejsce o godz. 13 kapitan ABW Tadeusz K., który zażądał od nich wydania sprzętu. Ponieważ ci odmówili, funkcjonariusze wyrwali im kamerę, a jednemu z nich zabrali także telefon, za pomocą którego przekazywał informacje o zdarzeniu swoim przełożonym" - głosi list do ministra.
"Dziennikarze zostali poddani również upokarzającej rewizji osobistej, która nie miała żadnych podstaw i uzasadnień prawnych. Zgodnie z przepisami rewizji można dokonać tylko na podstawie postanowienia prokuratora. W innym przypadku jest to naruszenie praw człowieka (...) Proszę o podanie podstawy prawnej, jaką kierowali się funkcjonariusze ABW poddając dziennikarzy rewizji osobistej. Co takiego chcieli znaleźć u przeszukiwanych osób?" - napisał Urbański.
Pismo podobnej treści skierował także do przewodniczącej Rady Etyki Mediów Magdaleny Bajer. Urbański prosi w nim o zajęcie stanowiska oraz "interwencję w związku z zagrożeniem wykonywania obowiązków dziennikarskich w Polsce oraz łamaniem praw do wolności i nietykalności osobistej".
W środę Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ponownie oświadczyła, że jej działania wobec dziennikarzy były zgodne z prawem.
"Zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, przebieg czynności procesowych wykonywanych w postępowaniu przygotowawczym nie jest jawny dla opinii publicznej. W związku z tym, obecność osób postronnych (w tym przypadku dziennikarzy) była niedozwolona, a tym bardziej niedopuszczalne było nagrywanie przez nich przebiegu tych czynności" - napisała w oświadczeniu rzecznik ABW, mjr Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska.
Według ABW, dziennikarze programu "Misja Specjalna" wtargnęli do pomieszczenia, w którym prowadzono przeszukanie i nie reagowali na polecenia opuszczenia terenu oraz zaprzestania rejestracji przebiegu czynności, dlatego zabezpieczono ich sprzęt rejestrujący.
Agencja oświadczyła też, że nieprawdą jest, iż dziennikarze zostali zatrzymani, ale "uporczywie nie chcieli opuścić terenu, na którym realizowane były czynności procesowe".