Premier kraju NATO: Mogę walczyć z korupcją - ale nie z wtrącaniem się Moskwy
Kirył Petkow, urzędujący jeszcze premier Bułgarii opowiedział o kulisach swojej walki z toczącą kraj korupcją. - Nie rozumieliśmy, że korupcja i rosyjskie wpływy w Bułgarii, to to samo - powiedział dziennikowi "The Times"
Krótka kadencja Petkowa na stanowisku premiera przerwana została pod koniec czerwca kiedy stracił on większość w bułgarskim parlamencie. Szef rządu w Sofii przegrał wtedy głosowanie o wotum nieufności. Chwile triumfu święcił wtedy były premier kraju Bojko Borisow, który był inicjatorem wniosku. Sam z resztą stracił władze na skutek masowych protestów w 2020. Politykowi zostały postawione także zarzuty korupcyjne.
Petkow pozostaje jednak na stanowisku do czasu utworzenia nowego gabinetu lub przeprowadzenia wyborów jesienią. Bułgarski premier twierdzi, że to właśnie walka z korupcją i próba uniezależnienia kraju od Rosji doprowadziły do upadku jego gabinetu. - Ograniczaliśmy korupcję lokalnie, ale okazało się, że mamy większego wroga: Rosyjskie wpływy - stwierdził Petkow.
Petkow chciał uniezależnić kraj od Rosji
Polityk zdecydował się na poszukanie alternatywnych źródeł energii i zwrócił się ku Azerbejdżanowi, z którym podpisał umowę na surowiec w kwietniu tego roku. - Azerski gaz kosztował trzy razy mniej niż gaz Gazpromu, ale poprzedni rząd jakoś z niego zrezygnował. Mówili, że nie ma rurociągu, ale okazuje się, że mamy istniejące połączenie, które jest wystarczające. Ktoś zawarł umowę, żeby zapłacić trzy razy więcej - powiedział. - Trzeba być wyjątkowo głupim - albo skorumpowanym - żeby to zrobić - dodał.
Petkow opowiedział "The Times" także o kulisach wydalenia 70 rosyjskich dyplomatów z Sofii. - Jestem dość pewien, że niektóre z 70 osób, które odesłaliśmy, aktywnie rozmawiały z posłami w parlamencie i dawały dziennikarzom artykuły gotowe do publikacji - powiedział. - Podejrzewano, że rosyjski ambasador odgrywał aktywną rolę, zabierając polityków na wakacje do Grecji. To było kompletne wtrącanie się - stwierdził.