ŚwiatPrawo w Iranie - system (nie)sprawiedliwości

Prawo w Iranie - system (nie)sprawiedliwości

Ameneh Bahrami była młodą, piękną i świetnie wykształconą Iranką. Jej życie wywrócił do góry nogami "adorator", jednak nie w taki sposób, w jaki mogłaby tego oczekiwać. Mężczyzna oślepił ją i oszpecił, oblewając twarz żrącym kwasem. Za brutalne okaleczenie wyjdzie na wolność nawet po trzech latach. Równocześnie kara śmierci czeka w tym kraju za takie "przestępstwa" jak cudzołóstwo, picie alkoholu, czy wystąpienie przeciw wierze.

Prawo w Iranie - system (nie)sprawiedliwości
Źródło zdjęć: © AFP | Lluis Gene

28.12.2012 | aktual.: 26.01.2016 11:40

Pijesz alkohol? A może żyjesz z kimś "na kocią łapę"? Albo zdarza ci się rzucić niewybrednym komentarzem a propos Boga lub wiary? W Polsce grozi za to co najwyżej kac, nieprzyjemna pobudka w izbie wytrzeźwień albo umoralniający wykład co bardziej konserwatywnych krewnych. Są jednak miejsca na świecie, gdzie grzeszki te urastają do rangi poważnych przestępstw. Jednym z nich jest Iran. Tam są traktowane na równi z morderstwem, gwałtem czy kradzieżą z rozbojem. I tam grozi za nie kara śmierci.

Islamska Republika Iranu zajmuje drugie (zaraz za Chinami) miejsce na liście krajów wydających najwięcej wyroków śmierci - i przeprowadzających najwięcej egzekucji. Tylko w ubiegłym roku w tej szyickiej republice wykonano ich ponad 250 - i to według oficjalnych statystyk rządowych. Zdaniem Amnesty International egzekucji było co najmniej o sto więcej. "Dzięki" temu, w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, islamska republika wysuwa się na prowadzenie, bo w Chinach jeden skazaniec przypada "tylko" na 670 tysięcy mieszkańców, natomiast w Iranie - na 210 tysięcy ludzi.

Kara śmierci

Ali jest cwany i zdesperowany, jego żona Soraya - uparta i zawzięta. Nie zgadza się ani na jego ślub z 14-latką, wobec ojca której Ali ma zobowiązania, ani na rozwód. Ali misternie tkając sieć niepewności, podejrzeń, a wreszcie oskarżeń, osiąga swój cel: Soraya zostaje uznana winną cudzołóstwa i skazana na ukamienowanie. Z ubranej w białą szatę, zakopanej po pas w ziemi, związanej kobiety z każdym kolejnym ciskanym w nią przez mieszkańców wioski kamieniem ulatnia się życie.

Historia ta wydarzyła się w sierpniu 1986 roku i została cztery lata później opisana przez francusko-irańskiego dziennikarza Freidoune Sahebjama. Choć od tragicznych wydarzeń w wiosce Kupayeh minęło 26 lat, Soraya Manutchehri wciąż jest niezabliźnioną raną irańskiego systemu prawnego, a jej losy doskonale obrazują, jak bardzo ingeruje on w życie obywateli. Bo Iran, tak jak Arabia Saudyjska, jest państwem wyznaniowym - w całym kraju obowiązuje szariat, czyli islamskie prawo kierujące życiem muzułmanów.

Oznacza to, że sądy religijne sprawują absolutną władzę nad wszystkimi dziedzinami życia obywateli: zaglądają do kuchni i alkowy, szperają po kieszeniach, podsłuchują rozmów, rozliczają za każdy, nawet najdrobniejszy, występek. I orzekają surowe kary. Na przykład kochankowie przyłapani in flagranti dostają 160 batów, a jeśli są recydywistami, to znaczy umawiają się na schadzki, mimo iż zostali już wcześniej trzy razy złapani, osądzeni i ukarani, czeka ich stryczek.

Lista przestępstw karanych egzekucją jest jednak znacznie dłuższa. Do cel śmierci obok morderców, gwałcicieli, handlarzy narkotyków, szpiegów, terrorystów czy pedofilów trafiają złodzieje, homoseksualiści, rozpaleni namiętnością kochankowie i odstępcy od wiary. Nawet picie alkoholu może zaprowadzić jego amatora na stryczek - za pierwszym razem otrzymuje on tylko 80 batów. Za drugim też. Za trzecim - sąd orzeka już karę śmierci.

Egzekucje często przeprowadzane są "hurtowo". W raportach organizacji humanitarnych, m.in. Międzynarodowej Federacji Praw Człowieka (FIDH), aż roi się od zdjęć skazańców, wiszących jeden obok drugiego. Choć jest to coraz rzadszy widok, bo w lutym 2008 roku Ajatollah Mahmud Haszemi Szahrudi, pełniący funkcję Głowy Wymiaru Sądownictwa, nałożył moratorium na publiczne masowe egzekucje, wciąż, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, tłumy mieszkańców mogą przyglądać się zwisającym bezładnie ciałom przestępców.

Iran jest solą w oku obrońców praw człowieka także z innego powodu: w kraju tym wykonuje się najwięcej wyroków na niepełnoletnich, mimo iż Iran jest sygnatariuszem licznych konwencji zakazujących egzekucji dzieci poniżej 18 roku życia. FIDH obliczyła, że w ostatniej dekadzie przeprowadzono co najmniej 42 egzekucje na dzieciach. Z systemem prawnym republiki islamskiej wiąże się też pewien paradoks: morderstwo czy gwałt mogą być uznane za mniejsze zło niż, na przykład, cudzołóstwo. Bo w kodeksie karnym z 1991 roku wyróżniono pięć rodzajów kar za przestępstwa: hodood (wyrok nie może być złagodzony lub zniesiony), qisas (decyzję o wykonaniu wyroku lub uniewinnieniu sprawcy podejmuje ofiara lub jej rodzina), diyeh (finansowa rekompensata), ta’zirat (niesprecyzowana przez szariat; sędziowie mają dowolność w orzekaniu wyroku) i kary odstraszające (grzywna, likwidacja firmy, pozbawienie praw socjalnych, wygnanie, etc.).

Seks pozamałżeński zalicza się do pierwszej kategorii, natomiast gwałt, mord czy okaleczenie już do drugiej. Dlatego Bogu ducha winna Soraya Manutchehri skonała w męczarniach, a Majid Movahedi, który brutalnie okaleczył swoją ukochaną, już za trzy lata będzie mógł opuścić więzienne mury.

Oko za oko

Ameneh Bahrami jest młoda, piękna, świetnie wykształcona. Nic dziwnego, że kłębi się wokół niej tłumek wielbicieli. Wśród nich jest Majid Movahedi, jej kolega z uczelni. Nie raz i nie dwa składał jej już propozycje matrymonialne - za każdym razem dostawał kosza. Teraz jednak postanawia się zemścić. Zaczaja się na ukochaną i oblewa jej twarz żrącym kwasem. Ameneh traci wzrok i zostaje potwornie oszpecona, Majid trafia do więzienia, gdzie czeka na wyrok. W czasie procesu kobieta deklaruje, że chce "zafundować mu takie samo życie, jakie on zafundował" jej. Ma do tego pełne prawo, bo za krzywdę, której doznała, irański wymiar sprawiedliwości gwarantuje jej możliwość odwetu w myśl zasady "oko za oko, ząb za ząb". Dlatego Ameneh ma oślepić Majida, wpuszczając mu do oczu dwadzieścia kropel kwasu.

- Jeśli ten wyrok zostanie nagłośniony w mediach, incydenty tego typu już się nie powtórzą - dopinguje ją Mahmoud Salarkia, zastępca naczelnego prokuratora Teheranu. Dodaje, że "świadomość kary ma ogromny efekt odstraszający w prewencji społecznej przestępczości". Po drugiej stronie barykady stają organizacje praw człowieka. Amnesty International grzmi, że to "okrutna i nieludzka kara urastająca do rangi tortury". Ameneh trzy razy zbiera się do wykonania wyroku. W końcu, pod koniec lipca 2011 roku, siedem lat od brutalnego ataku, wybacza swojemu oprawcy.

Tak właśnie działa zasada qisas, oparta na starożytnym prawie talionu, wprowadzonym już w XVIII wieku przed naszą erą w Kodeksie Hammurabiego. Poza Iranem obowiązuje obecnie tylko w Arabii Saudyjskiej i Pakistanie. - Przez siedem lat walczyłam o ten wyrok, by pokazać ludziom, że osoba, która używa (do okaleczenia) kogoś kwasu, powinna być ukarana zgodnie z qisas, ale dziś wybaczyłam mu, bo mam do tego prawo - wyjaśniła Ameneh chwilę po tym, jak zrezygnowała z okaleczenia swojego oprawcy. Teoretycznie już za trzy lata Majid będzie mógł opuścić mury więzienia. W praktyce jednak pozostanie za kratkami, dopóki nie wypłaci swojej ofierze 150 tysięcy euro tytułem rekompensaty za leczenie i operacje plastyczne.

Przypadek Ameneh jest jednak odosobniony, bo zazwyczaj ofiary lub ich rodziny domagają się śmierci przestępcy. Qorban Ali Najaf-Abadi, generalny prokurator Iranu, wyjaśnia, że odcinanie rąk złodziejom jest sporadyczne, natomiast wykonywanie wyroków jako rekompensaty za doznane krzywdy, przede wszystkim morderstwo - bardzo częste. - Qisas jest indywidualnym przywilejem rodziny ofiary i rząd nie interweniuje w tej sprawie - mówi Najaf-Abadi. Zarzuca też Zachodowi, że myli qisas z karą śmierci. - Kiedy ktoś ginie w ramach egzekucji wynikającej z qisas, nie jest to kara śmierci. Jeśli chodzi o karę śmierci mamy sędziów, którzy wydają wyroki zgodnie z prawem szariatu - wyjaśnia.

To jednak tylko słowa, bo mimo licznych deklaracji i zapowiedzi zmian, w Iranie wciąż zapadają "zaoczne" wyroki - bez adwokata, aktu oskarżenia, a czasem nawet i bez procesu. Niektórzy więźniowie giną też zanim zbierze się skład sędziowski i orzeknie o ich winie lub niewinności.

Dobra mina do złej gry?

Irańczycy od lat domagają się reformy systemu sądowego, poprawy warunków życia osadzonych, uwolnienia więźniów sumienia, zakazu bicia i torturowania skazańców. Dotąd ich apele nie były szczególnie skuteczne. Wręcz przeciwnie, wielu adwokatów i obrońców praw człowieka trafiło za kratki. Wydaje się jednak, że irańska Temida ostatnio coraz częściej łypie łaskawszym okiem spod opaski przesłaniającej jej oczy. Egzekucji uniknęli już m.in. chrześcijański pastor Youcef Nadarkhani, skazany za odstępstwo od islamu, czy Saeed Malekpour, oksarżony o szerzenie pornografii.

To jednostkowe przypadki, ale postęp widać też u góry - najwyżsi rangą sędziowie przeforsowali m.in. zakazy kamienowania skazańców i urządzania publicznych egzekucji. W 2008 roku wprowadzono też szereg poprawek do kodeksu karnego, nieco liberalizując kary za stosunki homoseksualne, picie alkoholu czy bluźnierstwo. I choć od całkowitego zniesienia kary śmierci Iran dzielą jeszcze lata świetlne, jego orędownicy z nadzieją spoglądają w przyszłość.

Nie wiadomo tylko, czy oblicze Temidy z Teheranu faktycznie powoli się rozchmurza i jest zapowiedzią liberalizacji systemu prawnego, czy też stara się ona tylko robić dobrą minę do złej gry i po prostu nie rozdrażniać jeszcze bardziej Zachodu.

Aneta Wawrzyńczak dla Wirtualnej Polski

Tytuł i lead pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
iranprawa człowiekaprawa kobiet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)