Prawicowi demonstranci przegonieni z miejsca zamachu w Barcelonie

Jak informuje barceloński dziennik "La Vanguardia", do incydentu doszło w piątek wieczorem na promenadzie La Rambla, czyli w miejscu gdzie dzień wcześniej doszło do zamachu dżihadystów, w wyniku którego zginęło 13 osób. W piątek odbywał się tam marsz upamiętniający ofiary ataku. W tym samym miejscu demonstrowała też garstka około trzydziestu przedstawicieli skrajnej prawicy, która na marzsz przyszła z hasłami "Stop islamizacji Europy" i "Terroryści niemile widziani".

Okazało się jednak, że niemile widziani na La Rambli byli także oni sami. Zostali zakrzyczeni przez setki demonstrantów hasłami "faszyści precz z naszych dzielnic", "No pasarán" ("nie przejdą") i "Ulice będą zawsze nasze". Wkrótce doszło też do fizycznych utarczek. Ze strony działaczy Antify i innych grup lewicowych w stronę ultraprawicowców poleciały plastikowe butelki i zapalniczki, doszło też do przepychanek. W końcu musiała zainterweniować policja, która odeskortowała demonstrantów w inne miejsce. Jednak i tam spotkały ich nieprzyjazne okrzyki.

- Falangowcy i ludzie z HSM [ultraprawicowej grupy Hogar Social Madrid] chcieli "ukraść" demonstrację, ale kilku z nich dostało w twarz i na tym to się skończyło - podsumowuje w rozmowie z WP jeden z uczestników demonstracji.

Hasła grupy demonstrantów kontrastowały z dominującym nastrojem na ulicach Barcelony. Jak donosiła z Barcelony reporterka WP, na Rambli przeważała atmosfera solidarności i jedności. Podobnie jak po zamachach w Paryżu, zagrano utwór Johna Lennona "Imagine".

W odróżnieniu od wielu krajów Europy, skrajna prawica w Hiszpanii nie cieszy się dużym poparciem wśród ludności. Poza rządzącą centroprawicową Partią Ludową, prawica nie ma żadnego przedstawiciela w hiszpańskich Kortezach. Jeszcze mniejsze wpływy ma w liberalnej Katalonii.