Pracownicy wodociągów o mobbingu ze strony prezesa Ireneusza Jakiego. Patryk Jaki broni ojca
Jest ciąg dalszy w sprawie mobbingu, na który ze strony prezesa spółki skarżyli się jej pracownicy. Ich relacje opisał portal TVN24. W konflikt zaangażował się europoseł Solidarnej Polski Patryk Jaki, który postanowił bronić swojego ojca. Przyznał, że sam namawiał go do złożenia zawiadomienia do prokuratury ws. nieprawidłowości przetargu na prąd, podjętego przez nowych członków zarządu. Zdaniem Ireneusza Jakiego i jego syna, podniesione zarzuty przez pracowników to pokłosie tego kroku. Obaj też twierdzą, że to nowi członkowie zarządu, Agnieszka Maślak i Sebastian Paroń, mieli stosować mobbing w firmie.
11.07.2022 | aktual.: 11.07.2022 17:49
Przypomnijmy, że w czwartek 26 maja br. podczas obrad Rady Nadzorczej komunalnej spółki Wodociągi i Kanalizacja w Opolu głosowano nad wnioskiem o odwołanie z funkcji prezesa zarządu WiK Ireneusza Jakiego.
Jak poinformowała wówczas przewodnicząca RN WiK Anna Habzda, powodem złożenia wniosku był m.in. trwały konflikt personalny prezesa z pozostałymi członkami zarządu, niewłaściwa współpraca z Radą Nadzorczą, brak wprowadzenia procedur antymobbingowych w spółce i utrudnianie zgodnych z prawem procedur antymobbingowych w sytuacji zgłoszenia RN poważnych zarzutów dotyczących mobbingu w WiK, a także utrata przez RN zaufania do prezesa.
Ireneusz Jaki zawieszony na stanowisku prezesa Wodociągów i Kanalizacji w Opolu
Według komunikatu Rady Nadzorczej spółki, wniosek o odwołanie prezesa został zablokowany przez zasiadającego w niej przedstawiciela Funduszu Inwestycji Samorządowych FIZAN, który zgodnie z umową spółki musiał wyrazić zgodę na zmianę na stanowisku prezesa WiK Opole. Kolejny wniosek dotyczył zawieszenia Ireneusza Jakiego w czynnościach prezesa. W głosowaniu jawnym za wnioskiem opowiedziało się pięciu członków RN, jeden był przeciw, a trzech wstrzymało się od głosu. Uchwała weszła w życie w momencie jej podjęcia.
Teraz na jaw wychodzą kolejne szczegóły, dotyczące mobbingu, jakiemu ojciec Patryka Jakiego miał poddawać swoich podwładnych. - Niektórzy dostawali drgawek ze strachu na sam widok prezesa. Upokarzanie i dręczenie psychiczne było na porządku dziennym - mówili dziennikarce TVN24 pracownicy spółki Wodociągi i Kanalizacja w Opolu.
Na wszystkie zarzuty pracowników, opisane w poniedziałkowym reportażu TVN24, Ireneusz Jaki odpowiada, że są to "pomówienia" i "kłamstwa". Nazywa je też "absurdalnymi". Sam powołał także komisję, której prace miały wykazać, że jego zastępcy - powołani w czerwcu 2021 roku przez prezydenta Opola Arkadiusza Wiśniewskiego - mieli dopuścić się działań "nieakceptowalnych o charakterze mobbingu". Stoi to jednak w całkowitej sprzeczności z licznymi relacjami mobbowanych pracowników, które zebrała w swoim materiale stacja TVN24.
Mobbing w opolskim WiK?
Jedna z pracownic opowiadała w nim, że zatrudniona jest w spółce od wielu lat i mobbing ze strony prezesa Jakiego miał miejsce niemal od pierwszych miesięcy jego urzędowania, czyli od 2015 roku. - Traktował ludzi jak niesforne psiaki do kopnięcia. Widziałam, jak ludzie gasną, garbią się i chowają po pokojach. Widziałam zapłakane koleżanki i dorosłych mężczyzn, którym na widok prezesa trzęsą się ręce. Degradował pracowników. Z dnia na dzień przenosił do innych działów. Dziś pracujesz w dziale zamówień, a jutro w sprzedaży - relacjonowała reporterce TVN24.
- Dezorganizował naszą pracę. Wpadał i żądał wykonania w ciągu kwadransa zadań, na które potrzeba dwóch dni. Albo dawał dwa dni na takie, które zwykle zajmują dwa tygodnie - dodaje rozmówca TVN24.
Bohaterowie reportażu twierdzą także, że zwroty o przykładowej treści: "pani nic nie umie", "pan się do niczego nie nadaje" były na porządku dziennym, kierowane publicznie do pracowników podczas grupowych spotkań. Według ich relacji prezes miał również w zwyczaju wyśmiewać jąkanie się jednego z zatrudnionych, spowodowane silnym stresem.
Prezes Ireneusz Jaki miał też wzywać pracowników "w trybie pilnym" do swojego gabinetu, gdzie mogli czekać na przyjęcie nawet godzinę, po czym byli odsyłani z powrotem. Stresogenna sytuacja podczas przesłuchania w gabinecie prezesa miała doprowadzić jedną z pracownic do bardzo wysokiego skoku ciśnienia. Wielu skarżyło się na dolegliwości psychosomatyczne, spowodowane pracą w ciągłym stresie i strachu.
Ireneusz Jaki odpiera zarzuty. Mówi o "nagonce"
Według prezesa Jakiego, formowane przez pracowników zarzuty to "nagonka" za ujawnienie przez niego nieprawidłowości przetargu na prąd z firmą Elektrix, których mieli dopuścić się nowi członkowie zarządu. Autorce reportażu wysłał maila, w którym stwierdził, że oskarżenia mobbowanych pracowników "to nieprawda".
"Zasadne byłoby również pytanie czy osoby, które twierdzą, że były od dawna mobbingowane, awansowały za moich czasów? Czy otrzymały podwyżki? (...) W końcu zasadne jest też pytanie, dlaczego te osoby mówią o tym teraz? I czy pracują w dziale zamieszanym w aferę z przetargiem na dostawę energii?" - napisał w mailu, przesłanym dziennikarce TVN.
Przypomnijmy, że w czerwcu 2021 roku nowymi członkami zarządu WiK zostali Agnieszka Maślak i Sebastian Paroń. W kwietniu tego rodzaju do prokuratury wpłynęło zawiadomienie prezesa Jakiego ws. owego przetargu. Ireneusz Jaki twierdził, że nowi członkowie zarządu, szefowa Rady Nadzorczej i główny księgowy mieli narazić opolską spółkę Wodociągi i Kanalizacja na stratę 14 milionów złotych.
Z tym prezes Jaki też wiąże przedstawione w materiale TVN24 zarzuty o mobbing.
W kwestii przetargu zupełnie inne zdanie ma Sebastian Paroń. Twierdzi, że "już od początku 2022 roku Ireneusz Jaki wiedział, co się święci – że pracownicy formułują wobec niego zarzuty o mobbing. Miał chwilę na to, by przygotować temat, którym przykryje tę sprawę. Chciał zamydlić wszystkim oczy i wymyślił pseudoaferę związaną z przetargiem na energię".
Kto naprawdę mobbingował? Prezes Jaki powołał komisję
Ireneusz Jaki ponadto powołał komisję, której prace dotyczyły możliwości stosowania zachowań "nieakceptowalnych o charakterze mobbingu" przez jego zastępców - Agnieszkę Maślak i Sebastiana Paronia.
Jak czytamy w materiale TVN24, komisja w maju przesłuchała siedem osób. W dwóch przypadkach uznała, że ze strony Maślak i Paronia "mogły wystąpić zachowania nieakceptowalne o charakterze mobbingu". Jeden z pracowników miał usłyszeć o sobie z ust Sebastiana Paronia, że "cóż mnie interesuje wiedza, wykształcenie, uprawnienia, umiejętności jakiegoś starego, smutnego bałwana. Facet ma się uśmiechać od ucha do ucha, skakać jak małpa i szybko wykonywać polecenia".
Zarówno Agnieszka Maślak, jak i Sebastian Paroń zaprzeczają jakoby dopuszczali się niedopuszczalnych zachowań czy słów.
Do dziennikarki TVN24 zgłosili się byli pracownicy ochrony. Według ich relacji duet Paroń-Maślak od samego początku "chciał pozbyć się ludzi" prezesa Jakiego. Twierdzą, że Sebastian Paroń miał inwigilować pracowników i szukać pretekstu do ich zwolnienia. W ich odczuciu atmosfera w firmie stała się nie do zniesienia i sami odeszli z pracy. Współpracę z prezesem Jakim wspominają dobrze, a zarzutami o mobbing, kierowanymi pod jego adresem, są zaskoczeni.
Sebastian Paroń twierdzi, że wprawdzie zmieniono pracowników firmy ochroniarskiej, ale w związku z tym, że poprzedni "naruszyli podstawowe procedury obowiązujące w spółce". Jego zdaniem pracownicy ochrony dopuszczali się "fałszowania czasu pracy".
Patryk Jaki broni ojca. Mówi o "polityce, nie mobbingu"
W nietypowy sposób na sprawę zareagował syn prezesa Ireneusza Jakiego, europoseł Solidarnej Polski Patryk Jaki. Autorkę reportażu zaprosił do budynku Ministerstwa Sprawiedliwości, w którym nie piastuje już żadnej funkcji. Twierdził, że w całej sprawie "nie chodzi o mobbing, a o politykę" i przyznał, że sam doradzał ojcu złożenie zawiadomienia do prokuratury ws. wspomnianego przetargu. Warto podkreślić, że kulisy tej sprawy badane będą przez podwładnych prokuratora generalnego, szefa Ministerstwa Sprawiedliwości i przewodniczącego Solidarnej Polski, czyli Zbigniewa Ziobry.
Patryk Jaki podtrzymywał, że pracownicy, którzy uczestniczyli w aferze ws. przetargu, wystosowali zarzuty o mobbing, ponieważ obecnie "walczą o życie" i "grozi im wiele lat więzienia". Europoseł stwierdził m.in., że już w czerwcu 2021 r. po przyjściu nowych członków zarządu - ci natychmiast zaczęli degradować jego ojca.
Ponadto wskazywał, że to Paroń i Maślak stosowali mobbing wobec pracowników, których zidentyfikowali jako "ludzi prezesa".
Dopytywany przez dziennikarkę o to, czy czuje się odpowiedzialny za obecną sytuację ojca - którego, jak przyznał, namawiał do złożenia zawiadomienia - odparł twierdząco.
Źródło: TVN24/Wiadomości WP/PAP
Przeczytaj także: