Pracownicy Parlamentu Europejskiego chcą podwyżek; grożą strajkiem
Wszyscy unijni funkcjonariusze podlegają - budzącym coraz większe kontrowersje - przepisom o automatycznej podwyżce wynagrodzeń. W tym roku ma ona wynieść 3,7%. Nie wiadomo, czy do nich dojdzie z powodu kryzysu. Jeśli nie - związki zawodowe w unijnych instytucjach zagroziły strajkami, jeśli nie dojdzie do podwyżek.
10.12.2009 | aktual.: 10.12.2009 21:52
Od kilku dni eurokraci i brukselscy dziennikarze żyją jednym tematem - czy w czasach kryzysu, gdy wiele państw tnie zarobki krajowym funkcjonariuszom, pracownicy UE otrzymają wynikające z automatycznej indeksacji podwyżki 3,7%.
Do przewodniczącego Jerzego Buzka wpłynęło już pismo od sześciu związków zawodowych w PE, informujące go o ewentualności strajku między 14 a 18 stycznia. - Jeśli strajk jest zgodny z prawem, to może się odbyć - powiedział Buzek, pytany, co myśli o strajkach w swojej instytucji.
Tymczasem podwyżki dla unijnych funkcjonariuszy, jeśli zgodzą się na nie państwa członkowskie, mogą objąć także europosłów. Od tego roku obowiązuje bowiem unijny status posła, w którym pensje europosłów zostały wyznaczone na jednakowym poziomie dla wszystkich jako 38,5% pensji sędziego unijnego Trybunału Sprawiedliwości. A to oznacza, że jeśli sędzia unijny jako urzędnik dostanie podwyżkę 3,7%, to wzrosną też zarobki europosłów. Dziś wynoszą 7665,31 euro brutto, czyli ok. 5900 na rękę.
Sprawa podwyżek zrobiła się na tyle kontrowersyjna, że już trzy spotkania ambasadorów państw członkowskich w Brukseli nie przyniosły rozwiązania. Decyzja powinna zapaść przed końcem roku większością kwalifikowaną. - Większość krajów jest zdecydowanie przeciw podwyżkom - powiedziały Polskiej Agencji Prasowej belgijskie źródła dyplomatyczne. - Ale problem polega na tym, że jeśli ich nie będzie, to urzędnicy wygrają każdą sprawę w Trybunale Sprawiedliwości.
Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski też tłumaczył sprzeciw: - Myślę, że czas kryzysu nie jest najlepszym momentem na takie twarde egzekwowanie swoich praw, szczególnie w sytuacji, gdy dyplomaci niektórych państw członkowskich przyjęli daleko idące cięcia swoich gaż - powiedział minister. Zauważył, że on sam zarabia zdecydowanie mniej niż większość ambasadorów akredytowanych w Brukseli.
Część pracowników Rady UE zapowiedziała na najbliższy poniedziałek trzygodzinną demonstrację w obronie podwyżki płac. Liczą, że dołączą do nich funkcjonariusze Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego.
Urzędnicy argumentują, że nie chodzi o podwyżkę, tylko dostosowanie wynagrodzeń (i emerytur) urzędników na podstawie określonych wskaźników podanych przez unijne biuro statystyczne Eurostat. Pierwszy określa, jak od połowy 2008 do połowy 2009 r. zmieniły się wynagrodzenia pracowników administracji państwowej w Belgii, Niemczech, Hiszpanii, Francji, Włoszech, Holandii, Luksemburgu i Wielkiej Brytanii (w każdym z tych krajów wzrosły). Drugi zaś to specjalny wskaźnik "Brussels-International", który bierze pod uwagę wzrost kosztów życia zagranicznych urzędników i dyplomatów w Brukseli. Na tej podstawie Komisja Europejska obliczyła podwyżkę w wys. 3,7%. Służby prawne Rady UE są zdania, że kraje członkowskie powinny respektować wewnątrzunijny regulamin obowiązujący do 2012 r. i podwyżkę zatwierdzić.
Wynagrodzenia rzeszy ok. 40 tys. unijnych urzędników wahają się od 2,5 tys. euro dla sekretarki najniższego szczebla do 17,7 tys. euro dla dyrektora generalnego, do czego dochodzą różnego rodzaju dodatki w zależności od sytuacji rodzinnej, stażu itp. Urzędnicy płacą od wynagrodzeń podatki do unijnego budżetu, które są o wiele niższe niż obowiązujące w Belgii.