Niezwykłe wyzwolenie - honorowe zwycięstwo powstania wielkopolskiego
Powiodło się, chociaż gdy wybuchło, nie miało dowódcy wojskowego. Podczas zdobywania Poznania używano z powodzeniem nie tylko broni palnej, ale także forteli i negocjacji. W prowadzonych wyłącznie na lądzie walkach ważną rolę odegrali... marynarze. Sukces zrywu istotnie wypłynął na rozwój polskiego lotnictwa wojskowego. O niezwykłym powstaniu wielkopolskim pisze w artykule dla WP Krzysztof M. Kaźmierczak.
Mało wciąż znane powstanie wielkopolskie w 1918 roku było największym udanym polskim zrywem niepodległościowym. Gdyby nie ono, to kto wie czy dzisiaj Poznań nie nazywałby się Posen i nie byłby częścią Niemiec. Wielkopolska nie znajdowała się w granicach Polski, która odzyskała niepodległość w listopadzie 1918 roku. Mieszkańcy tego regionu, oficjalnie nazywanego Prowincją Poznańską Rzeszy Niemieckiej, w czasie gdy w Warszawie świętowano wolność, wciąż żyli pod zaborem.
Wielkopolanie nigdy nie zrezygnowali z niepodległościowych aspiracji. Gdy Polska była pod zaborami, kilkakrotnie (w 1794, 1806 i w 1848 roku) przeprowadzali powstania przeciwko pruskiemu zaborcy. W 1918 roku w Wielkopolsce wrzało jeszcze zanim w stolicy ogłoszono odrodzenia polskiego państwa. Impulsem do wybuchu powstania stał się nie tyle przyjazd do Poznania słynnego pianisty i działacza niepodległościowego Ignacego Jana Paderewskiego, co brutalna reakcja niemieckiego wojska. 27 grudnia 1918 roku, nazajutrz po wielkim wiecu z udziałem Paderewskiego, który odbył się przed hotelem Bazar, pruska armii postanowiła zademonstrować, kto w mieście rządzi. 6 Pułk Grenadierów im. Hrabiego Kleista von Nollendorfa przemaszerował przez Poznań śpiewając niemieckie pieśni oraz zrywając i depcząc flagi polskie, a także angielskie, amerykańskie i francuskie (czyli krajów sekundujących polskiej niepodległości), które wywiesili poznaniacy. W końcu Prusacy otworzyli ogień w kierunku hotelu Bazar raniąc przechodniów i stojące
tam osoby. Dopiero wówczas, po nieudanych próbach porozumienia się z żołnierzami, poznaniacy zaczęli stawiać ich zbrojny opór, a wkrótce przeszli do ofensywy.
Marynarze z Poznania
Przy niewielkich stratach, a czasem nawet bez zbrojnych starć, zajmowano poszczególne strategiczne obiekty w mieście. Do ataku dochodziło na ogół w ostateczności. Powstańcy prowadzili z Prusakami pertraktacje, grozili użyciem broni, a nawet stosowali fortele np. przedstawiali dowódcom obiektów dokumenty nakazujące im ich oddanie. Pragmatycznie reagujący Niemcy nie byli skorzy do walki.
Szybko przejęto gmach policji, arsenał, siedzibę poczty i dworzec kolejowy, zdobyto koszary 47. Pułku Piechoty oraz miejskie fortyfikacje, w tym Cytadelę i fort Grolmana. Trzy dni po rozpoczęciu powstania zajęto również koszary 6. Pułku Grenadierów.
Sukces militarny w Poznaniu i stosunkowo niewielkie straty osobowe wynikały w znacznej mierze z tego, że bardzo wielu uczestników zrywu było żołnierzami i to z doświadczeniem na frontach I wojny światowej. Walczyli w pruskiej armii i doskonale znali nie tylko wojskowe rzemiosło, ale też słabe strony Niemców. Po powrocie z wojny wstępowali do działających w Wielkopolsce niejawnie organizacji takich jak np. Polska Organizacja Wojskowa. Zasilali też szeregi Służby Straży i Bezpieczeństwa oraz Straży Obywatelskiej (potem nazwanej Strażą Ludową) utworzonej po kapitulacji Rzeszy Niemieckiej. Obie te formacje z założenia składać się miały w podobnych proporcjach z Niemców i Polaków, ale poznaniacy szybko zdominowali je liczebnie. Z uwagi na służbę w tych strażach, powstańcy byli dosyć dobrze uzbrojeni i umundurowani. Dla odróżnienia od Niemców, nosili przypięte rozety (był to wielkopolski "wynalazek") w polskich kolorach narodowych - podobne do tych, jakie obecnie są popularne na obchodach odzyskania przez Polskę
niepodległości.
Płk Janusz de Beaurain, jeden z pilotów, którzy brali udział w nalocie na Frankfurt nad Odrą, przyjmuje raport od por. Protasiewicza fot. NAC
Co ciekawe, istotną rolę w powstaniu wielkopolskim odegrali... marynarze. Byli to poznaniacy, którzy służyli w niemieckiej marynarce wojennej - Krigsmarine i wrócili do domów po zakończeniu działań wojennych. Oddział polskich marynarzy stworzył już na początku grudnia 1918 roku bosman Adam Białoszyński. Jako nieformalna kompania marynarzy działał on oficjalnie pod szyldem wspomnianej Służby Straży i Bezpieczeństwa.
Świetnie wyszkoleni marynarze brali udział we wszystkich potyczkach na terenie Poznania, a później także w wyzwalaniu spod wpływów zaborcy mniejszych wielkopolskich miast. Ubezpieczali także Ignacego Paderewskiego podczas całego jego pobytu w Poznaniu (wyjechał z odzyskującej niepodległość Wielkopolski w Sylwestra).
Pojmanie generała
O tym jak nietypowy przebieg miało powstanie świadczy m.in. epizod związany z pojmaniem wysokiego oficera armii pruskiej. 28 grudnia 1918 roku, nazajutrz po rozpoczęciu zrywu, inżynier architekt Tomasz Budzyński wraz z czterema powstańcami, pod wpływem impulsu, z marszu wdarli się do mieszczącej się w centrum Poznania siedziby niemieckiego V korpusu armijnego. Odbywała się tam właśnie narada pod przewodnictwem dowódcy, generała Fritza von Bock und Polach. Zaskoczenie było ogromne. Poznaniacy bez jednego wystrzału aresztowali generała i szefa jego sztabu oraz uczestniczącego w naradzie nadprezydenta Prowincji Poznańskiej, Johanna von Eisenhart-Rothe.
Zatrzymanych doprowadzono - według jednej relacji - do hotelu Bazar, a według innej, do przejętego przez Polaków fortu Grolmana, który pełnił rolę powstańczego więzienia. Wydarzenie to przeszło do historii powstania wielkopolskiego jako jeden z najbardziej śmiałych wyczynów. Mniej wiadomo natomiast o jego niecodziennym epilogu. Otóż Komisariat Naczelnej Rady Ludowej oraz Komendantura Miasta Poznania uznały, że aresztowanie Prusaków było pomyłką. Ze względów dyplomatycznych, prawdopodobnie dlatego, aby niepotrzebnie nie eskalować konfliktu z Rzeszą Niemiecką, polecono zwolnić dowódców. I tak też się stało. Generał von Bock und Polach i nadprezydent von Eisenhart-Rothe uczestniczyli w następnych dniach po stronie niemieckiej w pertraktacjach dotyczących powstania.
Zdobycie Ławicy
Generalnie powstanie wielkopolskie na terenie Poznania, w odróżnieniu od innych polskich zrywów, obyło się bez większych wydarzeń batalistycznych. Nie było zaciętych walk obfitujących w liczne ofiary. Główne miasto Wielkopolski oswobodzono w znacznej mierze bezkrwawo. Zapowiadające się bardzo poważnie starcie miało miejsce na obrzeżach miasta - chodziło o lotnisko na Ławicy (nazywane wtedy stacją lotniczą). Było ono wojskową enklawą Prusaków, a zarazem istotnie zagrażało mieszkańcom Poznania (pojawiały się pogłoski o planowanych bombardowaniach miasta).
5 stycznia 1919 roku powstańcze wojska otoczyły lotnisko bronione przez kilkuset niemieckich żołnierzy. Zażądano od komendanta poddania się, ale odrzucił ultimatum. Wtedy odcięto Prusakom łączność z Berlinem oraz elektryczność i rozpoczęto przygotowania do ataku. Przeprowadzono go nazajutrz nad ranem.
Niemieckie dowództwo zapowiadało walkę do ostatniego naboju, ale wojownicze zamiary szybko poszły w zapomnienie, gdy powstańcy użyli armat. Jeden z czterech wystrzelonych pocisków trafił w wieżę. Zaledwie dwadzieścia minut po rozpoczęciu szturmu piechoty, komendant poddał lotnisko.
W walkach zginął jeden Polak i dwóch Niemców, po obu stronach było też kilkunastu rannych. Przy małych stratach osiągnięto duży sukces militarny. Przejęcie lotniska istotnie przyczyniło się do rozwoju lotnictwa wojskowego młodego państwa polskiego. Zdobyto bowiem kilkadziesiąt samolotów i to przydatnych natychmiast do bojowych zastosowań oraz ich wyposażenie (w tym spory zapas bomb) i wojskowe balony obserwacyjne. Ponadto w hangarach znajdowało się wiele rozmontowanych samolotów wielozadaniowych. Cały sprzęt miał niebagatelną wartość 200 milionów marek niemieckich. Dla porównania, podczas wyzwalania Polski spod pozostałych dwóch zaborów, udało się zdobyć zaledwie 12 samolotów zdolnych do wykorzystania bojowego. Przejęty w Poznaniu sprzęt był zatem bardzo przydatny w rozwoju polskiego lotnictwa wojskowego.
Niemiecki sprzęt lotniczy zdobyty przez powstańców w Hali Zeppelina w Poznaniu, w grudniu 1918 r. fot. Archiwum Państwowe w Poznaniu
Strata lotniska była dla Rzeszy Niemieckiej bardzo dotkliwa - nazajutrz oraz następnego dnia zostało ono przez Niemców zbombardowane, ale bez większych strat. W rewanżu za to (i aby odstraszyć przed dalszymi atakami) 9 stycznia 1919 roku poznańscy lotnicy zrzucili bomby na lotnisko we Frankfurcie nad Odrą. W samym walkach na terenie Wielkopolski lotnictwa do celów bojowych nie użyto, ale zdobyczne samoloty przydały się do celów rozpoznawczych.
Wraz ze starciem o Ławicę zakończyły się walki o Poznań. Trwały one jednak jeszcze na terenie obecnego województwa wielkopolskiego, tam też miały nierzadko bardzo dramatyczny i krwawy przebieg.
Krzysztof M. Kaźmierczak dla Wirtualnej Polski