Pożar w Starogardzie Gdańskim. Zginęła trójka małych dzieci
Ostatniego dnia marca w jednym z mieszkań w Starogardzie Gdańskim wybuchł intensywny pożar. Gdy gęsty dym obudził Nikolettę i Mateusza, próbowali ratować czwórkę swoich kilkuletnich dzieci. Niestety przeżyła tylko 3-letnia Agnieszka, która leży w szpitalu poparzona. 2-letnia Laura, 5-letni Adam i niespełna miesięczną Emilia zmarły na miejscu.
Dramat rozegrał się nad ranem w czwartek 31 marca, przy ul. Chojnickiej w Starogardzie Gdańskim.
– Rano obudził mnie dym, było ciemno już w domu, nic nie było widać przez ten dym, wołałem dzieci, ale było cicho. Krzyczałem, by Nikola uciekała z Agnieszką na balkon. Im się udało uratować. Potem dowiedziałem się, że Adaś jeszcze dawał oznaki życia jak go wynoszono, była reanimacja, ale się nie udało – powiedział zdruzgotany Mateusz Wolff w rozmowie z "Faktem".
Oprócz strawionego przez ogień dobytku życia, z płonącego mieszkania strażacy wynieśli troje dzieci: Laurę, Adama i niespełna miesięczną Emilę. Ich mama jeszcze jest w szpitalu. Ma załamanie nerwowe i przyjmuje leki.
Dramat w Starogardzie Gdańskim. "Zabronili mi wracać do ognia po dzieci. Potem widziałem już tylko czarne worki"
W rozmowie z Faktem pan Mateusz opowiedział dramatyczne chwile z dnia tragedii. – Jesteśmy pewni, że pożar wybuchł przez wadliwą instalację elektryczną. Nikt z nas nie mógł zaprószyć ognia. Dzieci były nauczone, że nie dotyka się zapalniczek ani zapałek. A tę instalację dawno zgłaszaliśmy właścicielowi kamienicy. Miał naprawiać, podobno szukał robotników. – twierdzi mieszkaniec Starogardu.
- Strażacy zabronili mi wracać do ognia po dzieci. Zabrano mnie do karetki, a potem widziałem już tylko czarne worki – dodał.
Sprawę bada prokuratura. – Czekamy na ekspertyzy biegłych z zakresu pożarnictwa, jako przyczyna pożaru pod uwagę brane jest zwarcie instalacji elektrycznej lub zaprószenie ognia – powiedział prok. Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku "Faktowi".
Czytaj także:
Źródło: Fakt.pl