Pożar statku na Rodos. Na pokładzie była Polka
Ogromny pożar statku wycieczkowego na Rodos miał miejsce późnym popołudniem w czwartek. Kilkadziesiąt osób musiało wyskakiwać do wody - taką relację zdają świadkowie zdarzenia. Na miejscu cały wieczór trwała akcja służb.
U wybrzeży popularnej greckiej wyspy Rodos doszło do pożaru na statku wycieczkowym. Na pokładzie znajdowało się około 80 osób. Służby zostały postawione w stan najwyższej gotowości.
Oparzeniom uległa 9-letnia dziewczynka. Z relacji świadków wynika, że ludzie musieli wyskakiwać do wody, aby uciec przed żywiołem. Na statku podróżowała także Polka.
Nie ma zagrożenia dla pasażerów
Zgodnie ze wstępnymi raportami greckich służb, na pokładzie znajdowały się 82 osoby, choć świadkowie mówią, że liczba ta mogła być mniejsza. Większość z osób od razu opuściła łódź, bo ta znajdowała się blisko brzegu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
O godzinie 17:40 w czwartek 29 czerwca Centralnym Zarządzie Portu Rodos ogłoszono alarm. Na miejsce przybył statki ratunkowe, a także helikopter zwiadowczy. Zabezpieczenie pasażerów nie trwało długo.
O 19:20 rozpoczęło się przewożenie pasażerów do ich hoteli. Żadnej z przewożonych osób nie zagrażało niebezpieczeństwo, wrócili bez uszczerbku na zdrowiu.
Do szpitala trafiły trzy osoby - 9-letnia dziewczynka z minimalnymi oparzeniami, jej tata jako opiekun, a także 52-letnia kobieta z drobnymi obrażeniami.
Sama łódź zatonęła o godzinie 20:10. Na miejscu od rana pracują nurkowie, którzy obmyślą plan wyciągnięcia wraku.
Polka obecna na pokładzie
- Plan wycieczki zakładał, że zatrzymamy się po to, żeby chętni mogli zanurkować. Po około 30 minutach statek się zatrzymał. Początkowo myśleliśmy, że wszystko idzie zgodnie z planem, ale po chwili zaczęliśmy wyczuwać zapach spalenizny – opowiedziała "TVN 24" uczestniczka rejsu, pani Aleksandra.
Ogień na statku rozprzestrzenił się bardzo szybko. Jednak świadkowie mówią, że cała akcja przebiegła bardzo sprawnie.
- Kapitan postanowił, żeby wszyscy uczestnicy zgromadzili się na przodzie statku. Załoga rozdała wszystkim kapoki. Wszystko przebiegło sprawnie. Dostaliśmy polecenie, żeby założyć kapoki i skakać do wody – opowiedziała pani Aleksandra, która, jak relacjonowała, musiała skoczyć do wody razem z mężem i dwójką dzieci w wieku 7 i 4 lat. - To był najbardziej stresujący moment – przyznała.
Pani Aleksandra przekazała, że do brzegu szybko przybył łodzie ratunkowe, a pomoc oferowały także prywatne osoby. Łodzie przetransportowały uczestników wycieczki do portów.
- Tam zaopiekowali się nami lekarze i była policja. Z tego, co wiem, kilka osób trafiło do szpitala - opowiedziała pani Aleksandra.
Źródło: TVN 24
Czytaj także: