Powstanie Warszawskie, jedna z najtragiczniejszych decyzji AK
31 lipca 1944 roku późnym popołudniem zapadła ostateczna decyzja o wybuchu Powstania Warszawskiego. Wyznaczono dokładnie termin: 1 sierpnia o godz. 17. Była to jedna z najtragiczniejszych w skutkach decyzji wojskowych podjętych przez dowództwo Armii Krajowej. W ciągu 63 dni walk życie straciło około 200 tysięcy osób, mieszkańców Warszawy oraz żołnierzy, a stolica Polski została zamieniona w miasto ruin - pisze Marta Tychmanowicz w felietonie dla Wirtualnej Polski.
31.07.2012 | aktual.: 01.08.2012 10:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dziesięć dni wcześniej - 21 lipca 1944 roku koło południa - doszło do spotkania "trzech generałów" (Tadeusza Komorowskiego "Bora", Leopolda Okulickiego "Kobry", Tadeusza Pełczyńskiego "Grzegorza"), podczas którego Okulicki przekonywał Komorowskiego o konieczności opanowania Warszawy przez Armię Krajową zanim zrobi to Armia Czerwona, swoją argumentację podpierał wzmagającą się paniką oraz odwrotem Niemców z Warszawy, niedawnym zamachem na Hitlera oraz zbliżającymi się w coraz większym tempie wojskami radzieckimi. Gen. Komorowski pomysł zaakceptował. I już dnia następnego podczas spotkania ścisłego sztabu AK zawiadomił zabranych o swojej decyzji podjęcia z Niemcami walki o Warszawę. Ustalono rytm zebrań sztabu - codziennie o godzinie 10 rano. Podczas tych spotkań po analizie wszystkich danych wywiadowczych miano wyznaczyć konkretną datę rozpoczęcia powstania. Ze wspomnień płk. Bokszczanina wynika, że większość oficerów wówczas w sztabie popierała ideę zbrojnego rozprawienia się z Niemcami, jednak "ogromna
większość widziała walkę jako akcję o charakterze raczej policyjnym mającym na celu ochronę ludności i miasta".
Jeszcze tydzień wcześniej - 14 lipca - "Bór" depeszował do Londynu o braku szans na sukces zbrojnego zrywu. Co więcej - w marcu 1944 roku gen. Komorowski postanowił wyłączyć Warszawę z obszaru działań wojskowych, by uniknąć cierpień ludności cywilnej i nie doprowadzić do zniszczeń miejskiej zabudowy. Niestety w wyniku nacisków oficerów palących się do walki (głównie gen. Okulickiego i gen. Pełczyńskiego) dowódca AK zmienił zdanie.
Ostatniego dnia lipca 1944 roku w konspiracyjnym mieszkaniu na ulicy Pańskiej 16 odbyły się dwa spotkania - poranne o godz. 10 i popołudniowe o godz. 17. Na porannej odprawie obecni byli Komorowski, Pełczyński, Okulicki, Chruściel, Rzepecki, Iranek-Osmecki, Kuczaba, Szostak i Bokszczanin. Była to tradycyjna odprawa wypełniona raportami, dyskusją, w końcu zakończona głosowaniem. Większość głosowała przeciwko rozpoczęciu powstania - odprawa zakończyła się stwierdzeniem, "że nic nie przemawia za walką 1 sierpnia". Jednak to wówczas padły z ust Okulickiego znamienne słowa skierowane do Komorowskiego: "Jeśli pan generał nie podejmie decyzji, to będzie drugim Skrzyneckim" (dowódca powstania listopadowego, niechętny powstaniu, którym dowodził, unikał walki, zwolennik rokowań z Rosją, przez co oskarżano go o zdradę).
Tego samego dnia odbyła się jeszcze jedna odprawa - wyznaczona na godzinę 18. Jednak już o 17 spotkali się Komorowski, Okulicki i Pełczyński, pojawił się też Antoni Chruściel "Monter" z wiadomością: "sowieckie czołgi są już pod Pragą", a co za tym idzie "walkę o Warszawę powinniśmy podjąć bezzwłocznie, w przeciwnym razie będzie za późno". Po krótkiej dyskusji Komorowski podjął decyzję. Wezwał też pilnie Delegata Rządu Stanisława Janowskiego, któremu zakomunikował termin rozpoczęcia działań na 1 sierpnia i prosił o opinię. Na pytanie Jankowskiego: "Co będzie, gdy Rosjanie staną?" gen. Pełczyński miał wówczas odpowiedzieć: "Wtedy Niemcy nas wyrżną". Parę minut przed godz. 18 Stanisław Jankowski zwrócił się do dowódcy AK: "Niech pan zaczyna". Zebrani rozeszli się, na miejscu pozostał tylko Komorowski, by zakomunikować decyzję reszcie oficerów. Wszyscy, którzy przybyli, byli nie tylko zaskoczeni, ale i zbulwersowani faktem "samowoli" Komorowskiego, który nie poczekał na przedyskutowanie decyzji z całym sztabem.
Szef wywiadu płk. Iranek-Osmecki uznał meldunek Chruściela za niezweryfikowane rewelacje, którym całkowicie przeczą raporty wywiadu - wojska niemieckie przechodziły właśnie do przeciwnatarcia, odpychając Rosjan od Warszawy. Komorowski wysłuchawszy gorzkich słów szefa wywiadu miał powiedzieć: "Stało się. Jest już za późno. Aby decyzję odwołać". Także płk. Pluta-Czachowski "Kuczaba" meldował o niemieckim kontrnatarciu, dowódca AK zrezygnowany odpowiedział: "Już za późno. Rozkaz został wydany. Zmieniać nie będę". W Warszawie od godziny 20 obowiązywała godzina policyjna, tak więc rozkaz dotarł do wszystkich dopiero 1 sierpnia. Płk. Władysław Michniewicz ostatnie działania dowódcy AK podsumował: "zamiast czekać i radzić się sztabu, wydał od ręki z morderczym pośpiechem, na podstawie zupełnie niesprawdzonej informacji, swój rozkaz do powstania (...) Najkapitalniejszy dla nas w całej wojnie rozkaz został wydany w gwałtownej formie, mijając się z logiką, doświadczeniem i elementarnymi zasadami sztuki wojennej".
Generała Tadeusza Komorowskiego "Bora" często historycy porównują do postaci tragicznej, postawionej w obliczu sytuacji bez wyjścia. Nazywany "niefortunnym dowódcą Armii Krajowej w czasie jej największej próby" i "jedną z najtragiczniejszych postaci drugiej wojny światowej" nie był niestety dowódcą na miarę Józefa Piłsudskiego czy choćby Władysława Sikorskiego. Był urodzonym kawalerzystą, oficerem kawalerii z licznymi sukcesami w zawodach jeździeckich (m.in. w 1936 roku kierował polską drużyną jeździecką na olimpiadzie w Berlinie). Do rangi dowódcy Armii Krajowej wyniesiony nieszczęśliwym zrządzeniem losu - aresztowaniem przez gestapo gen. Stefana Roweckiego "Grota". Najwymowniejszą charakterystykę Komorowskiego podał płk. Józef Szostak "Filip": "Bór był uczciwym, honorowym i może odważnym człowiekiem, ale nie miał absolutnie żadnych danych, aby zajmować stanowisko, jakie okoliczności mu przeznaczyły. Ten miły, dobrze wychowany i elegancki oficer kawalerii ani z wykształcenia wojskowego ani z talentów
wojskowych nie nadawał się na Komendanta Głównego Armii Krajowej. Bór nie był żadną wybitną indywidualnością, nie górował nad podwładnymi charakterem ani żadnymi walorami, które predysponowałyby go na przywódcę". Jan M. Ciechanowski - historyk Powstania Warszawskiego - dokonał jeszcze dosadniejszej charakterystyki: "Jego dowodzenie Armią Krajową zakrawało niemalże na fikcję, o wszystkim decydowali właściwie generałowie Pełczyński i Okulicki, a gen. Bór-Komorowski ich decyzje po prostu firmował".
Bezrefleksyjny kult Powstania Warszawskiego w Polsce wciąż niestety uniemożliwia trzeźwy osąd i dyskusję nad rolą najwyższych rangą dowódców Armii Krajowej w dziele hekatomby Warszawy w roku 1944. A o taką ocenę, a nawet postępowanie sądowe apelował już gen. Władysław Anders w swojej słynnej wypowiedzi: "Jestem na kolanach przed walczącą Warszawą, ale sam fakt powstania w Warszawie uważam za zbrodnię. Dziś oczywiście nie jest jeszcze czas na wyjaśnienie tej sprawy, ale generał Komorowski i szereg innych osób stanie na pewno przed sądem za tak straszliwe, lekkomyślne i niepotrzebne ofiary. Kilkaset tysięcy zabitych, doszczętnie zniszczona Warszawa, straszliwe cierpienia całej ludności, zniszczony dorobek kultury kilku wieków i wreszcie całkowite zniszczenia ośrodku oporu narodowego, co dziś szalenie ułatwia zadanie sowietyzacji Polaków".
Jan M. Ciechanowski „Powstanie Warszawskie. Zarys podłoża politycznego i dyplomatycznego”, Warszawa 2009
Norman Davies „Powstanie '44”, Kraków 2004
Lech Mażewski „Powstańczy szantaż”, Warszawa 2004
Tomasz Łubieński „Ani triumf, ani zgon”, Warszawa 2004
Agnieszka Cubała „Ku wolności... Międzynarodowe, polityczne i psychologiczno-socjologiczne aspekty Powstania Warszawskiego”, Warszawa 2003
Jerzy Kirchmayer „Powstanie Warszawskie”, Warszawa 1984
Jerzy Stefan Stawiński „Ziarno zroszone krwią” (w:) „Kanał”, Warszawa 2010