Powrót nieprzewidywalności. Czy Trump pomoże Tajwanowi? [OPINIA]

Trump znowu to zrobił. Jedną medialną wypowiedzią zburzył spokój polityków w innej części świata, sprowokował strumień niekończących się analiz i po raz kolejny wzbudził obawy przed swoim sukcesem wyborczym w państwach sojuszniczych - pisze dla Wirtualnej Polski amerykanista Andrzej Kohut.

Donald Trump z żoną Melanią
Donald Trump z żoną Melanią
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/EPA/JUSTIN LANE

Zapytany przez dziennikarzy Bloomberg Businessweek, czy gdyby za jego prezydentury Chiny dokonały inwazji na Tajwan, to Stany Zjednoczone przyszłyby z pomocą, Trump odpowiedział, że Tajwan musi zapłacić. Bo USA nie różnią się w tej sytuacji od "towarzystwa ubezpieczeniowego", a Tajwan nic nie daje w zamian za ochronę. I jeszcze zabrał amerykański przemysł półprzewodników (zakłady TSMC na Tajwanie produkują większość najbardziej zaawansowanych mikroprocesorów, projektowanych przez amerykańskie firmy).

Jak skomentowała to reporterka Foreign Policy: Trump zaserwował Tajwanowi ukraińską kurację.

O ile jednak do rytualnych zapewnień Trumpa, że zapewni pokój na Ukrainie w ciągu 24 godzin, zdążyliśmy się już przyzwyczaić, o tyle deklaracja dotycząca Tajwanu była zaskakująca.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Konieczność powstrzymywania Chin na Indo-Pacyfiku wydawała się dotąd republikańskim dogmatem, a politycy tej partii, którzy najgłośniej oponowali przeciwko kolejnemu pakietowi pomocy dla Ukrainy, często robili to, podkreślając konieczność przeniesienia tych zasobów właśnie na Tajwan.

To Chiny są dziś wskazywane przez otoczenie Trumpa jako najpoważniejsze zagrożenie zagraniczne dla USA (w przeciwieństwie do Rosji, którą uznają za problem europejski). Tymczasem były prezydent mówi: zobaczymy, czy zapłacą.

Polityka niejednoznaczności

Nie ma niczego dziwnego w tym, że Trump nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi. Stany Zjednoczone nie utrzymują oficjalnych relacji z Tajwanem i choć od lat sprzedają wyspie broń, a ostatnio nawet udzieliły jej nawet wartej 8 miliardów dolarów pomocy militarnej, to jednak od lat utrzymują politykę niejednoznaczności.

Nie deklarują wprost, że pomogą Tajwańczykom zaatakowanym przez chińskie wojska. Czasem tylko sugerują, że mogłyby to zrobić. Trump rozumie to bardzo dobrze – w kwietniowym wywiadzie dla "Time’a" odmówił odpowiedzi na pytanie o zbrojne wsparcie Tajwanu, sugerując, że jakakolwiek informacja o potencjalnej reakcji jego administracji mogłaby osłabić jej pozycję negocjacyjną.

Dlaczego zatem tym razem Trump uciekł w dywagacje na temat półprzewodników i kosztów amerykańskiej pomocy? Być może zadziałał instynktownie. Wyczuwając zagrożenia związane z tym pytaniem (nie tylko te międzynarodowe, ale także te wyborcze - amerykański elektorat obawia się uwikłania USA w kolejny konflikt), uciekł na znajome terytorium: zanim odpowiemy, czy pomożemy sojusznikom, musimy wiedzieć, czy uczciwie zapłacą swoją część. Takiej samej retoryki Trump używa od miesięcy wobec NATO. Jeśli nie zapłacą, niech Putin robi z nimi, co mu się spodoba.

Nieprzewidywalny

Tym razem jednak Trump mógł zaskoczyć swoje otoczenie, stawiając podobne oczekiwania wobec Tajwanu. Nie byłby to zresztą pierwszy raz, współpracownicy Trumpa z czasów jego pierwszej kadencji mogą zaświadczyć. Na przykład 1 stycznia 2018 roku obudził się wcześnie po sylwestrowej nocy i wystukał tweeta, w którym zasugerował koniec amerykańskiej pomocy dla Pakistanu. Jego administracja rozpoczynała nowy rok w bardzo nerwowych nastrojach, starając się uporządkować sytuację po tej nieoczekiwanej deklaracji ówczesnego prezydenta.

Nieprzewidywalność i zdolność do zaskakiwania nawet najbliższego otoczenia była cechą charakterystyczną pierwszej kadencji Trumpa. Niektórzy widzieli w tym nawet pewną zaletę. Sam Trump wielokrotnie twierdził, że gdyby to on był prezydentem, Putin nigdy nie napadłby na Ukrainę. To stwierdzenie wcale nie musi być nieprawdziwe. W 2022 roku Putin popełnił błąd w kalkulacjach, zakładając, że podzielony zachód, a przede wszystkim skompromitowana ewakuacją z Afganistanu Ameryka, nie przyjdą na pomoc Ukrainie. Elementem tej kalkulacji była niewątpliwie zmiana w Białym Domu - Putinowi mogło się zdawać, że łatwiej przewidzieć reakcję Bidena niż jego poprzednika.

Nieprzewidywalność może przynosić pewne korzyści na arenie międzynarodowej: wrogowie muszą mieć się na baczności. W 2017 roku jedna z północnokoreańskich gazet opublikowała komentarz, którego autor twierdził, że Trump jest psychopatą, który może wyprowadzić uderzenie wyprzedzające (na Koreę Płn.), tylko po to, żeby odwrócić uwagę od sytuacji w kraju. Nie tylko sojusznicy Ameryki nie byli pewni, co sądzić o deklaracjach amerykańskiego prezydenta.

Rosja i Chiny poczują się pewniej?

Niestety jednak, ta nieprzewidywalność ma również swoją drugą stronę. Czasem może zachęcić do ostrożności, innym razem do testowania granic.

Jeśli nie wiadomo, czy Ameryka przyjdzie sojusznikom z pomocą, jeśli nie wiadomo, czy będzie chciała umierać za Tajwan, to może warto spróbować? Im mniej stabilnie będą wyglądały relacje USA z sojusznikami i partnerami, tym bardziej prawdopodobne staną się takie próby ze strony Rosji czy Chin. Tym, co odstrasza te państwa od ataku, nie jest wyłącznie liczba czołgów i samolotów, jakimi dysponują państwa zachodnie. Jest nim również siła przekonania o tym, że w razie zagrożenia Zachód zareaguje jednomyślnie.

Dopóki z taką reakcją trzeba się poważnie liczyć, dopóty inwazja nawet na jedno z mniejszych państw będzie się wydawać nieopłacalna. Jednak wzrost nieprzewidywalności za oceanem, może tę perspektywę osłabić.

Dla Wirtualnej Polski Andrzej Kohut

*Autor jest amerykanistą, prowadzi podcast "Po amerykańsku"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
usaDonald Trumptajwan
Wybrane dla Ciebie
Wyłączono komentarze

Sekcja komentarzy coraz częściej staje się celem farm trolli. Dlatego, w poczuciu odpowiedzialności za ochronę przed dezinformacją, zdecydowaliśmy się wyłączyć możliwość komentowania pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski