Powrót do szkoły i nowe wytyczne. Rodzice bez większych obaw. Nauczyciele przeciwnie. "Idziemy na całość"
Powrót do szkoły od 1 września - ogłosił we wtorek minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski. Opowiedział też o wytycznych, które będą obowiązywać w placówkach oświatowych. Rodzice, z którymi rozmawiamy, zgodnie przyznają, że tego właśnie oczekiwali i nie obawiają się wysłania dziecka do szkoły w czasie pandemii. Nauczyciele zaś podkreślają: - Chcemy nauki stacjonarnej, ale w bezpiecznych warunkach. A gwarancji tego nie mamy.
Jak zapowiadał w ubiegłym tygodniu w rozmowie z Wirtualną Polską minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski, MEN na początku sierpnia ogłosi wytyczne dotyczące powrotu do szkół. Tak też się stało.
Przede wszystkim szef MEN ogłosił, że 1 września rozpocznie się tradycyjny rok szkolny. - Aby to było możliwe w okresie epidemii przygotowaliśmy we współpracy z GIS i MZ wytyczne, które mówią o tym, w jaki sposób zorganizować pracę szkoły tak, by wszyscy czuli się bezpiecznie - powiedział podczas konferencji prasowej Dariusz Piontkowski.
- Te kilka stron to nie jest rewolucja. Te zasady częściowo obowiązywały przed wakacjami, a częściowo zostały zmodyfikowane na podstawie doświadczeń powrotów do przedszkoli - dodał.
A w wytycznych opublikowanych już na stronie MEN czytamy m.in. o braku obowiązku zasłaniania ust i nosa. "Główną wytyczną jest bezwzględne przestrzeganie podstawowych zasad higieny: częste mycie rąk, ochrona podczas kichania i kaszlu, unikanie dotykania oczu, nosa i ust, obowiązkowe zakrywanie ust i nosa przez osoby trzecie przychodzące do szkoły lub placówki, regularne czyszczenie pomieszczeń". Dodatkowo do szkoły mogą być wpuszczani jedynie uczniowie zdrowi, to samo dotyczyć ma nauczycieli i innych pracowników placówki oświatowej. MEN nie przewidział ograniczenia liczebności uczniów w klasie.
Rodzice: tego oczekiwaliśmy
- Oby powrót do szkoły 1 września faktycznie nastąpił - mówi nam Jolanta, mama ucznia drugiej klasy szkoły podstawowej. - Szkoły powinny być otwarte ze względu na dobro dzieci i ich samopoczucie. Nie mam obaw przed wysłaniem dziecka do szkoły - wirusy i grypy zawsze były i trzeba się uodparniać, a nie zamykać w domu. Wcześniej jakoś nikt nie zamykał szkół - dodaje.
W podobnym tonie wypowiada się Iwona Kaniewska, mama ucznia trzeciej klasy szkoły podstawowej, jednocześnie nauczycielka języka polskiego. - Jestem za powrotem do szkół, to jest dla mnie najważniejsze. Jestem więc zadowolona - przyznaje. Pytana, czy nie obawia się tego powrotu - zarówno swojego, jak i dziecka, mówi: - Nie. Przedszkola funkcjonują od maja i jest w porządku. Znam za to swój stan psychiczny i dziecka po zdalnym. Nie chciałabym kontynuacji takiego modelu edukacji - dodaje.
- Moja córka idzie w tym roku do ósmej klasy. Informacja MEN w pełni jest dla mnie satysfakcjonująca. Takiej właśnie oczekiwałam - mówi nam Joanna Ryniecka, mama uczennicy. - Nie mam żadnych obaw, możliwe, że dlatego, iż mieszkamy w Łodzi, gdzie liczba zachorowań na dziś nie jest zbyt wielka. Z własnego doświadczenia wiem, że dzieci już w tej chwili spotykają się w bardzo dużych grupach, więc jeżeli będą stosować się do zaleceń sanitarnych: dezynfekcja rąk przed wejściem do szkoły, spotykanie się z kolegami i koleżankami z własnej klasy, nie powinno być to jakimś większym dla nich zagrożeniem - komentuje.
Nauczyciele nadal pełni obaw
Anna Schmidt Fic z nauczycielskiej inicjatywy "Protest z Wykrzyknikiem", mówi: - W szkołach od września idziemy na całość. Nie będzie nawet obowiązku noszenia maseczek. Minister zapytany o konsultacje ze związkami i nauczycielami powiedział, że ma trochę znajomych nauczycieli. Na tej podstawie wyraził opinię, że części z nas jest wygodnie nie chodzić do szkoły. Tym samym minister zasugerował, że wszyscy nauczyciele, którzy mają wątpliwości i wyrażają krytyczne uwagi na temat działań ministerstwa, robią to z wygody. Z tego jasno wynika, że nie ma konsultacji ze związkami zawodowymi.
- Chciałabym normalności i powrotu do szkoły, ale obawiam się braku gwarancji bezpieczeństwa. Zdecydowanie bardziej martwię się o moje dziecko i jego bezpieczeństwo w tak zorganizowanej szkole, niż o swoje - dodaje.
Lidia Różacka, nauczycielka ze Śląska: - Ministerstwo jak zawsze powtarza jak mantrę: planujemy, przewidujemy. Zero konkretów. - I tak, mam obawy przed taką organizacją nauki stacjonarnej. W województwie śląskim i małopolskim większość nauczycieli ma obawy. Owszem, pragniemy spotkania z uczniami i normalnego prowadzenia lekcji, jednak nie w dotychczasowych warunkach - dodaje.
Artur Sierawski, nauczyciel historii z inicjatywy "Superbelfrzy", komentuje informacje MEN: - Wiem, że nic nie wiem. Nic nadzwyczajnego się na konferencji nie pojawiło poza informacją, iż wracamy do szkoły. Te wytyczne, które przedstawił minister, to nic innego, jak dotychczasowe przepisy zebrane w jednym miejscu i może trochę przeredagowane. Moim zdaniem one nie zapewniają bezpieczeństwa ani uczniom, ani nauczycielom.
- Ministerstwo gra na czas, nie mają do końca podjętej decyzji, co robić - ocenia. Zauważa też: - Po raz kolejny wszystko zrzuca się na dyrektorów i nauczycieli. Dyrektor podejmuje decyzje, dyrektor opracuje.
Dyrektorzy mają "inicjować" przejście na inny model nauczania
O czym mowa? Minister podczas konferencji powiedział, że to dyrektor w razie potrzeby będzie inicjował zmianę modelu pracy szkoły - na częściowo lub całkowicie zdalny. Ma w tej sprawie konsultować się z powiatowym inspektorem sanitarnym, który to wyda pozytywną lub negatywną decyzję w takiej sprawie. MEN jednocześnie zachowało sobie prawo do tego, by w razie potrzeby samodzielnie zdecydować o ograniczeniu funkcjonowania szkół w danym regionie, a nawet na terytorium całego kraju.
W jakich sytuacjach może wydarzyć się ograniczenie funkcjonowania placówki oświatowej? - Powiatowi inspektorzy będą mieli wytyczne GIS w tej sprawie, one są jeszcze przygotowywane. Może to nastąpić najpewniej wówczas, gdy pojawi się zachorowanie na terenie placówki, lub gdy wzrośnie drastycznie liczba zachorowań w danym regionie - mówił Piontkowski odpowiadając na pytania dziennikarzy.
Dariusz Zelewski, dyrektor Szkoły Podstawowej w Kartuzach: - Przede wszystkim cieszę się, że te informacje pojawiły się w miarę szybko. Presja opinii publicznej była pewnie znacząca w tej sprawie. Oceniam więc pozytywnie to, że coś już wiemy.
Przyznaje, że nieco odetchnął, gdy usłyszał, że ostateczną decyzję o przejściu na częściowe lub całkowite zdalne nauczanie nie będzie podejmował samodzielnie. - Jednak nie zostaniemy pozostawieni sami sobie. Zapowiedzi były trochę inne, a ostatecznie to na opinii sanepidu dyrektor będzie się opierał - zauważa.
Dyrektor nie pozostaje jednak bez obaw. - W jaki sposób dyrektor ma podejmować decyzje, skąd ma wiedzieć, czy dana osoba jest zagrożeniem epidemiologicznym? Nie jesteśmy lekarzami. A co w sytuacjach kiedy rodzic nie będzie chciał odebrać dziecka, bo będzie twierdził, że jest zdrowe?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl