Powrót do szkół. Dyrektorzy organizują "bańki". "Nie wszystko jesteśmy w stanie zrobić"
- Każdy dostosowuje wytyczne ministerstwa do swoich możliwości - mówi nam dyrektor Szkoły Podstawowej nr 51 w Lublinie. Inny dodaje: - Warunki szkoły nie pozwalają na realizowanie wszystkich wytycznych. W rozmowie z WP opowiadają, jak radzą sobie z wprowadzaniem zaleceń MEiN dotyczących powrotu klas I-III do stacjonarnej nauki.
18.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 07:01
- Zalecenia to zalecenia. Nie da się ich jeden do jednego przełożyć na pracę każdej szkoły. Każdy robi to w miarę możliwości - mówi WP Marek Krukowski, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 51 w Lublinie. Do tej placówki uczęszcza ogółem 1400 uczniów.
Dyrektor podkreśla, że w przygotowaniach do powrotu klas I-III stara się kierować zdrowym rozsądkiem i doświadczeniami z poprzedniego okresu. - To nie jest sytuacja zupełnie nowa dla dyrektorów szkół. Mniej więcej chodzi o to samo - wyjaśnia.
- Chodzi o to, by zasłaniać, gdzie trzeba, usta i nos, by dezynfekować ręce i dbać o odległość we wspólnych przestrzeniach. I moją rolą jako dyrektora jest tak zorganizować pracę szkoły, by te elementy były zapewnione na tyle, na ile to możliwe - tłumaczy dyrektor.
- Przemodelowaliśmy szatnie, by odległości były większe. Inaczej ułożyliśmy grafik korzystania ze stołówki, podzieliliśmy ją na strefy. Zwiększyliśmy liczbę szatni na zajęcia sportowe. Mamy kilka wejść do szkoły i je też wykorzystujemy. Chciałbym, by dzieciaki nie czuły dodatkowego lęku i stresu. Szkoła ma być miejscem przyjaznym i mam nadzieję, że tak właśnie będzie - dodaje Marek Krukowski.
Powrót do szkół. Uczniowie w "bańkach"
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek przygotowując bezpieczny powrót do szkół klas I-III mówił o "szkolnych bańkach". Chodzi o to, by do klas przyporządkować tych samych stałych nauczycieli. Powinni oni w miarę możliwości nie prowadzić zajęć stacjonarnych w innych klasach. Klasy zaś nie powinny kontaktować się ze sobą. "Sale i węzły sanitarne dla poszczególnych klas w miarę możliwości powinny znajdować się na różnych piętrach budynku szkoły" - czytamy w wytycznych.
Beata Kacprowicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 w Malborku przyznaje, że takie "bańki" wprowadzała już we wrześniu. - I teraz też przygotowujemy się na takich samych zasadach. Nie odkrywamy nic nowego - już wtedy przygotowywaliśmy plan lekcji, by dzieci się nie spotykały i były w swoich klasach z nauczycielem. Trudnością są tu natomiast zajęcia religii i języka angielskiego - ci nauczyciele nie będą nauczycielami w jednej klasie, bo oni mają etat na wszystkie klasy I-III. To już przebija tę "bańkę". Pojawiały się pomysły, by ci nauczyciele uczyli zdalnie, ale klasa musiałaby mieć w tym czasie opiekuna, a to kolejna osoba, którą trzeba byłoby zatrudnić. To nierealne - tłumaczy dyrektor.
- Kolejny problem, i kolejny element, który tę bańkę rozbija, to opieka świetlicowa. Dzieci, które z niej korzystają, są w grupach mieszanych - nie da się zrobić tak, by były tam grupy dzieci tylko z jednej klasy. Będą to dzieci z dwóch, trzech klas - tłumaczy dyrektor Kacprowicz.
Dyrektor wysłała maila do rodziców dzieci, by zgodnie z zasadami nie wysyłali uczniów do szkoły, jeśli mają jakieś objawy chorobowe. I by na bieżąco informowali o ewentualnych przypadkach, w których jeden z domowników przebywa na kwarantannie.
- Jeśli chodzi o kadrę to 70 proc. moich nauczycieli jest już po przechorowaniu koronawirusa. Mam nadzieję, że ta odporność, którą zyskali, pozwoli na poprowadzenie zajęć jak najdłużej - mówi dyrektor.
- Przez te siedem miesięcy nauczyłam się, że niczego nie można planować dalej, niż na tydzień do przodu. Czasami z dnia na dzień trzeba podejmować decyzje. Ta sytuacja kryzysowa trwająca od marca trochę nas nauczyła myślenia "tu i teraz" - dodaje jeszcze dyrektor. I podsumowuje: - Pamiętajmy, że to już nie jest, i nigdy nie będzie, taka szkoła, jak sprzed pandemii.
Powrót do szkół. "Mam obawy"
Dariusz Zelewski, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Kartuzach do swoich nauczycieli napisał: "Decyzją ministra uczniowie klas I-III wracają na zajęcia stacjonarne. Wydane zostały zalecenia, których w miarę możliwości trzeba przestrzegać. Zdajemy sobie sprawę, że warunki szkoły nie pozwalają na realizowanie wszystkich wytycznych - większość zasad będzie taka sama, jak przed wejściem nauki zdalnej".
W SP nr 1 w Kartuzach nie będzie więc dzwonków. Uczniowie i pracownicy po wyjściu z sal lekcyjnych w przestrzeniach wspólnych będą nosić maseczki. Na teren szkoły nie będą mogły wejść osoby postronne.
- Sytuacja jest dynamiczna, jednak już wiemy, że nie uda nam się wdrożyć niektórych zaleceń resortu edukacji. W świetlicy przebywać będą uczniowie różnych klas, nauczyciele religii i angielskiego będą uczyć w różnych klasach, w szatni szafki nie będą co druga wolna, a uczniowie będą się spotykać na przerwach - wymienia dyrektor. - Trzeba też pamiętać, że w dalszym ciągu trwa zdalne nauczanie, które nauczyciele prowadzą ze szkoły i sale lekcyjne klas IV-VIII są zajęte. Ci nauczyciele też będą w budynku i będą się mijać - dodaje.
Pytany, jakie ma obawy, mówi o swojej kadrze. - Oni sami boją się, że praktycznie są bez ochrony. I jeśli będzie pierwszy, drugi przypadek zachorowania nauczycieli, to pozostali pójdą na zwolnienia. Wtedy nawet zdalnie nie będzie miał kto uczyć. To będzie katastrofa - mówi dyrektor.