PolskaPoważny stan ratowników poparzonych w kopalni "Staszic"

Poważny stan ratowników poparzonych w kopalni "Staszic"

Jako poważny, ale stabilny określają
lekarze stan dwóch ratowników górniczych z katowickiej kopalni
"Staszic", poparzonych we wtorek płonącym metanem. Potwierdziły
się obawy lekarzy, że mężczyźni mają oparzone drogi oddechowe, co
zawsze oznacza zagrożenie życia pacjenta.

26.10.2005 | aktual.: 26.10.2005 11:06

Wdrożyliśmy stosowane w takich przypadkach specjalistyczne procedury. Pacjenci poddawani są również zabiegom w komorze hiperbarycznej - powiedział ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej opieki medycznej Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, dr Piotr Wróblewski.

Oprócz oparzeń dróg oddechowych, poszkodowani mają poparzenia drugiego i trzeciego stopnia twarzy, rąk oraz fragmentów pleców i klatki piersiowej. Pacjenci nie chcą, aby lekarze bardziej szczegółowo informowali o ich stanie.

Poszkodowani mają 39 i 41 lat. Są doświadczonymi pracownikami. Jeden z nich pracuje w kopalni od 18, drugi od 23 lat.

Okoliczności wypadku bada Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach. Podstawowe pytanie, na które muszą odpowiedzieć eksperci, dotyczy przyczyny zapalenia metanu. Ustalono już, że w chodniku, gdzie pracował pięcioosobowy zastęp ratowników, doszło do lokalnego wypływu tego gazu; jego stężenie wzrosło, bo stawiana przez ratowników tama zakłóciła cyrkulację powietrza.

Ratownicy pracowali 720 metrów pod ziemią przy budowie tamy, odgradzającej nieczynne już wyrobisko od pozostałej części kopalni. Dwaj poszkodowani obijali ramę tamy płótnem; jej środek był już częściowo wypełniony specjalną masą plastyczną. W pewnym momencie - według relacji ratowników - wokół pojawił się ogień.

Rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), Danuta Olejniczak-Milian, przypomniała, że kopalnia "Staszic" zalicza się do tzw. kopalń metanowych; jest tam trzeci stopień zagrożenia w czterostopniowej skali. Stawiając tamę zmierzono stężenie metanu w tym rejonie - wynosiło 0,2 proc. Bezpieczny poziom to 2 proc., stężenie było więc dziesięciokrotnie mniejsze.

Taki był wynik pomiaru na kilka godzin przed wypadkiem. Jednak eksperci, którzy przeprowadzili w kopalni wizję, w szczelinach oddalonych od tamy o ok. 7-10 metrów stwierdzili stężenie metanu nawet rzędu kilkunastu procent - powiedziała rzeczniczka.

Prawdopodobnie, dopóki w chodniku była normalna cyrkulacja powietrza, wydobywający się ze szczelin skalnych metan nie był groźny. Jednak w miarę jak postępowała budowa tamy, powietrza było mniej, a jego prąd nie był w stanie przewietrzyć wyrobiska. W pewnym momencie gaz zapalił się, nie doszło jednak do wybuchu.

Najważniejsza jest teraz odpowiedź na pytanie, co zainicjowało zapalenie metanu - powiedziała Olejniczak-Milian. Jeden pracujących przy tamie ratowników uważa, że mogło to nastąpić po uderzeniu młotkiem o metalowy element. Eksperci muszą jednak zbadać, czy przyczyną nie było naruszenie przepisów, np. użycie przez któregoś z ratowników otwartego ognia.

Wypadek nie wpłynął na pracę kopalni, nie ma też zagrożenia pożarem ani wybuchem. Wydzielający się w otamowywanym wyrobisku metan wypalił się. Wyrobisko zostało przewietrzone; wcześniej tłoczono tam 250 kubików powietrza, po wypadku 600 kubików.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)