Poważne ostrzeżenie. "Po szczycie G20 może dojść do ataku"
Na Ukrainie rośnie strach przed otwartą inwazją Rosji. Wojna wisi na włosku - ostrzegają politycy i media, zastanawiając się, kiedy dojdzie do ataku. Jedni twierdzą, że to kwestia najbliższych dni, inni - że tygodni. Wszyscy są zgodni co do powagi zagrożenia.
- Prawdopodobieństwo ataku jest bardzo wysokie. Nikt już chyba nie wątpi, że Rosja jest do niego gotowa. Nie znamy jedynie odpowiedzi na pytanie, kiedy zacznie się ofensywa - powiedział Ołeksij Melnyk, dyrektor programów polityki zagranicznej i bezpieczeństwa międzynarodowego kijowskiego Centrum Razumkowa.
Doradca szefa ukraińskiego MSW Zorian Szkiriak także uważa, że atak Rosjan jest możliwy. - Nie mówiłbym o dacie, jednak wojska Federacji Rosyjskiej wciąż wkraczają na wschodnią Ukrainę - zaznaczył.
Władze ukraińskie deklarują wolę utrzymania rozejmu w opanowanym przez prorosyjskich separatystów Donbasie, zwracają jednak uwagę, że obserwowane w ostatnich dniach dostawy ciężkiego sprzętu wojskowego i ludzi z sąsiedniej Rosji nie świadczą o planach pokojowych.
W ubiegłym tygodniu ukraińscy eksperci wojskowi zaalarmowali, że nad granice ich kraju Rosjanie ściągnęli sześć mobilnych platform rakietowych Iskander o zasięgu 380-500 km. W ostatnią niedzielę w Donbasie widziano kolumnę złożoną z czołgów i dział samobieżnych. Doniesienia o aktywnych ruchach wojsk rosyjskich ukraińskie władze przekazują każdego dnia.
Obecność rosyjskich konwojów wojskowych na wschodzie Ukrainy potwierdza NATO. Obserwują je obecni w tym regionie członkowie specjalnej misji monitoringowej Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE).
Były doradca Władimira Putina Andriej Iłłarionow, który obecnie pracuje dla amerykańskiego think tank Cato Institute, uważa, że Rosja nie zaatakuje Ukrainy, dopóki rosyjski prezydent będzie prowadził rozmowy w Brisbane w Australii, gdzie w sobotę i niedzielę odbędzie się szczyt G20. 16 listopada, czyli ostatni dzień szczytu, jako możliwy termin rozpoczęcia rosyjskiej operacji zbrojnej wskazywały niektóre źródła w Kijowie.
- Podczas spotkań Putina z zagranicznymi przywódcami zaostrzenie sytuacji na Ukrainie i nowe napaści ze strony Rosji będą tworzyły negatywne tło dla rozmów. Jeśli ocena ta jest prawidłowa, oznacza to, iż od razu po zakończeniu szczytu dojdzie do wzrostu napięcia, a możliwe, że i do ataku, o którym mówią ukraińscy, rosyjscy i zachodni obserwatorzy - powiedział w rozmowie z Głosem Ameryki.
W ocenie Iłłarionowa Putin musi podjąć decyzję w sprawie dalszych działań rosyjskich wojsk, które znajdują się na Ukrainie. - I musi to zrobić w możliwie najkrótszym czasie: od kilku dni do tygodnia, dwóch - zaznaczył.
Zdaniem komentatorów w przypadku otwartej agresji Rosji Ukraińcy - jak dotychczas - będą musieli liczyć wyłącznie na siebie.
Analityk Centrum Razumkowa uważa, iż Zachód panicznie boi się konfliktu z Rosją.
- Świat zachodni udaje, że agresji nie ma, gdyż obawia się wojny i jest to zrozumiałe. Zachód wciąż stara się udobruchać Putina w nadziei, że można się z nim jeszcze porozumieć, a wielu przywódców próbuje pomóc Putinowi wyjść z tej sytuacji z twarzą. Rosyjski prezydent wykorzystuje tymczasem tę słabość i nadal szantażuje i atakuje - powiedział Melnyk.
- Putin wygrywa, gdyż pokazuje swoim zachowaniem, że jest gotowy do wojny. Zachód przekonuje sam siebie i jego, że nie będzie walczyć. Póki to się nie zmieni, Putin będzie wyznaczał kolejne czerwone linie i będzie je przesuwał według własnego widzimisię. Sądzę, że nie ma sensu przekonywać państw zachodnich, że wojna, której tak się obawiają, może rozpocząć się niezależnie od tego, czy jej chcemy, czy nie - podkreślił.
Politolog ocenia, że choć Rosja ma nad Ukrainą istotną przewagę militarną, to ewentualny sukces oczekiwanej ofensywy nie jest do końca przesądzony.
- Tak, siły rosyjskie przeważają, ale niezależnie od tego Rosja jest agresorem i dąży do zajęcia terytorium, którego społeczeństwo nie jest jej tak przyjazne, jak na Krymie. Ukraińska armia obecnie jest w stanie skutecznie się bronić - wskazał Melnyk.
Niezależnie od tego, czy Rosjanie zdecydują się na atak, czy nie, następne dni najprawdopodobniej nie będą dla Ukrainy spokojne. W przyszłym tygodniu w Kijowie odbędą się uroczystości poświęcone pierwszej rocznicy tzw. rewolucji godności, która wybuchła w proteście przeciwko zerwaniu przez ówczesne ukraińskie władze przygotowań do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską.
Rewolucja, za którą Ukraińcy zapłacili ponad setką ofiar śmiertelnych, doprowadziła do obalenia prezydenta Wiktora Janukowycza i jego ucieczki z kraju. Obserwatorzy nie wykluczają, że Putin, który niejednokrotnie nazywał te wydarzenia przewrotem, po raz kolejny będzie chciał przypomnieć, że od tego czasu jego stanowisko w sprawie buntów przeciwko władzom na terenach poradzieckich nie zmieniło się.