Potrzebujemy Unii, a nie utopii [OPINIA]

Pomimo braku spektakularnych konkluzji szczytów w Paryżu, Londynie czy Brukseli, zapowiadanych wszak jako przełomowe, z uporem powtarzać warto, że w twardej grze o polskie bezpieczeństwo europejska karta pozostaje jedną z najsilniejszych - pisze dla Wirtualnej Polski Sławomir Sowiński.

Donald Tusk na szczycie w Brukseli
Donald Tusk na szczycie w Brukseli
Źródło zdjęć: © PAP | Wiktor Dąbkowski
Sławomir Sowiński

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

By jednak to docenić i dostrzec, trzeba wyleczyć się z pewnej, ciągle powtarzanej tu i ówdzie, euroutopii. Tak jak bowiem Stany Zjednoczone nie rozwiążą problemów Europy, tak Unia Europejska nie zastąpi, bo zastąpić nie może, europejskich państw narodowych w ich politykach bezpieczeństwa.

Silna europejska karta w polskiej talii

Łatwo dziś być eurosceptykiem i punktować dość nerwowe ruchy europejskich liderów szukających wspólnej odpowiedzi na geopolityczną woltę prezydenta Trumpa. Bez większego wysiłku można też kpić z coraz głośniejszych zaklęć poszczególnych europejskich liderów o potrzebie podjęcia wreszcie wspólnych, przełomowych decyzji w sprawach bezpieczeństwa, zwłaszcza w kontekście dość ogólnych, głównie proceduralnych, efektów ich negocjacji. Nie trzeba zatem wiele politycznej złej woli, aby porównać dziś Unię do klasycznego greckiego chóru, który im głośniej śpiewa "idziemy", tym bardziej stoi w miejscu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ukraina chce podpisać umowę z USA. "To będzie kolonializm"

A jednak każdy, kto życzy Polsce (i naszej części Europy) dobrze, uznać musi, że polscy politycy toczący dziś przy różnych politycznych stołach twardą, czasem bezwzględną grę o polskie bezpieczeństwo, nie mają wiele lepszych i ważniejszych kart, niż ta europejska.

Unia Europejska jest i długo pozostanie jednym ze źródeł gospodarczej "belle epoque" Rzeczpospolitej ostatnich 20 lat. Niebywałego skoku cywilizacyjnego, który uczynił Polskę krajem zasobnym, zdolnym między innymi przeznaczyć na swą obronność dziesiątki miliardów euro rocznie. To obecność w Polski w Unii Europejskiej daje dziś polskim politykom i dyplomatom na całym świecie szczególny polityczny status, a polskim firmom wartość dodaną. I to korytarze i kuluary codziennej unijnej polityki tworzą dogodną przestrzeń dla tworzenia – tak Polsce dziś potrzebnych – regionalnych sojuszy na rzecz bezpieczeństwa, z Bałtami, Skandynawią czy Europą Środkową. A także dla szukania dodatkowego wsparcia finansowego na politykę bezpieczeństwa, z liczącego w roku 2025 prawie 200 mld euro wspólnego europejskiego budżetu.

Ekonomia przy europejskim stole, ale bezpieczeństwo pod sztandarami narodowymi

Powtarzając wszystkie te oczywistości i licząc na kolejne mądre proobronne przesunięcia w europejskim budżecie - których z różnych powodów nie chcą dostrzec nasi eurosceptycy – trzeba uczynić ważne zastrzeżenie i przestrzegać, zwłaszcza euroentuzjastów, przed unijną utopią.

Nie ma wszak w jednoczącej się Europie jednego wspólnego europejskiego narodu, a Unia Europejska nie jest – i oby nigdy nie stała się – jednym europejskim państwem. Zaś polityka bezpieczeństwa, związana z definiowaniem najważniejszych zagrożeń, określaniem własnych interesów, i gotowością do głębokich wyrzeczeń, jest i pozostanie domeną państw narodowych. Bo to narodowa, a nie wspólna europejska perspektywa geograficzna i historyczna definiuje wyzwania poszczególnych państw (inne Polski i Bałtów, inne Grecji, a inne Hiszpanii i Portugalii). To poszczególne narody, a nie europejskie społeczeństwo, dają liderom Unii władzę i oczekują od nich odpowiedzialności za ich narodowe interesy. To wreszcie szczególna więź narodowa – a nie tożsamość europejska - tworzy ową niepowtarzalną moralną materię patriotyzmu i gotowości do poświęcenia, materię z której uszyte są mundury i etos wszystkich armii świata.

Mówiąc krótko, złudzeniem, a nawet utopią wydaje się oczekiwanie, że Unia Europejska jako taka zastąpić może w polityce obronnej europejskie państwa narodowe. W czasach geopolitycznej zawieruchy, potrzebujemy Unii silnej jej wspólnym rynkiem, finansowymi możliwościami wspólnego budżetu i koordynacją działań dyplomatycznych. Trudne, ryzykowne, czasem dramatyczne decyzje bezpośrednio dotyczące militarnego bezpieczeństwa, niezależnie od wzniosłych zaklęć, podejmować będą jednak, rękoma swych polityków, poszczególne europejskie narody. Tak jak Polacy, którzy zgodzili się uczynić z lotniska w Jasionce światowy hub dla wsparcia Ukrainy, Anglicy i Francuzi deklarujący możliwość wysłania ew. kontyngentów na Ukrainę, Szwedzi, który zdecydowali się przesłać do Polski swe Gripeny, czy Litwini, którzy rezygnują z zakazu stosowania bomb kasetowych. Im szybciej to zaakceptujemy, tym lepiej.

Unia będzie kluczowa na czas po rozejmie

Ilustrując to zauważmy, że najważniejszą – właśnie ekonomiczną, a nie militarną – rolę w budowaniu europejskiego bezpieczeństwa Unia ma ciągle przed sobą. Wiele bowiem wskazuje na to, że po ewentualnym, wymuszonym przez Trumpa, rozejmie miedzy Rosją a Ukrainą, Moskwa i Waszyngton mogą wywierać na Unię nacisk na rezygnację z sankcji gospodarczych wobec Putina i powrót Europy do zupełnie otwartego handlu z Rosją. To zaś ostatnie byłoby oczywiście nie tylko przejawem moralnego cynizmu, ale także politycznej krótkowzroczności, żywienia agresora przed jego kolejnym potencjalnym skokiem.

I właśnie wtedy Unii, jej rozsądku i solidarności w gospodarczym weto wobec Moskwy, potrzebować będziemy szczególnie.

Dla Wirtualnej Polski Sławomir Sowiński

Dr hab. Sławomir Sowiński, politolog z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UKSW, specjalizuje się w badaniach nad polityką i religią oraz współczesnymi procesami politycznymi. Autor książki "Boskie, cesarskie, publiczne. Debata o legitymizacji Kościoła katolickiego w Polsce w sferze publicznej w latach 1989-2010".

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (124)